U... cz.25

318 35 17
                                    


Nie powinnam płakać wiem, ale nie umiałam powstrzymać łez

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Nie powinnam płakać wiem, ale nie umiałam powstrzymać łez. I nie potrafię powiedzieć czy w tym szlochu więcej było gniewu, czy żalu. Gniewu na samą siebie, że jestem tak żałosną istotą i uwierzyłam w jego piękne słowa, choć powinnam wiedzieć, ba, wiedziałam przecież, że demonowi nie wolno ufać. Wszak to mistrz kłamstwa. Żalu, bo po tym jak straciłam dom, rodzinę, świat, złudzenia były ostatnią rzeczą jaka mi pozostała. I nawet to mi odebrał. Tak, użalałam się nad sobą, bo nie mogłam zrobić nic więcej.

Drzwi skrzypnęły, a ja obtarłszy w pośpiechu twarz skrajem prześcieradła, zacisnęłam dłoń na bucie. Wychyliłam się ze swojego kąta za łóżkiem i...

Jak ona się tu dostała?!

W progu stała Bruxas z bezczelnym uśmieszkiem na ustach.

– To na Rigela, jak mniemam? – Spojrzała wymownie na pantofel, ściskany przeze mnie w garści. I było to raczej stwierdzenie niż zapytanie.

– Na niego radziłabym poszukać coś cięższego kalibru – zakpiła. – Jak każdy mężczyzna jest gruboskórny i to nawet go nie połaskocze.

– Jak tu weszłaś? – Istotnie spodziewałam się Rigela, ale przecież jej tego nie powiem. Nie miałam najmniejszej ochoty zwierzać się z tej nadziei akurat jej.

Niestety odpowiedź na moje pytanie, zamiast podnieść mnie na duchu pewnością, że Bruxas jest podstępną zołzą, która właśnie znalazła sposób, żeby wyssać ze mnie krew, upewniła mnie jedynie co do tego, jak bardzo myliłam się w ocenie Rigela.

Kobieta-demon wzruszyła ramionami.

– Zdjął barierę. Ot, sama widzisz, mężczyźni – dorzuciła z wyraźnym sarkazmem.

Cóż, jakby nie patrzeć, demon czy nie, ale też kobieta więc pewnie ów sarkazm miał swoje uzasadnienie.

Nadal jednak nie miałam ochoty z nią gadać. Skuliłam się i mocniej wcisnęłam w swój kąt pomiędzy ścianą a łóżkiem.

– Wyjdź i zostaw mnie samą... proszę. – Zdecydowałam się dorzucić po chwili, bo wydawaniem jej polecenia tylko naraziłabym się na jeszcze większą śmieszność. Jestem przecież jedynie marnym, słabym śmiertelnym...

– No, naprawdę – usłyszałam zniecierpliwione prychniecie – wcale nie masz powodu, żeby aż tak się nad sobą użalać. Utrata cnoty to nie koniec świata.

– A właśnie, że dla mnie to już koniec – burknęłam buńczucznie. – To była ostatnia rzecz jaką jeszcze miałam do stracenia. A teraz to już mogę tylko umrzeć.

– To zawsze zdążysz, w końcu jesteś śmiertelna. Ale nie o tym chciałam z tobą rozmawiać...

– A ja wcale nie chcę rozmawiać. O niczym nie chcę rozmawiać ani z tobą, ani z nikim. – Pociągnęłam głośno nosem, powstrzymując łzy znów napływające do oczu.

UkryciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz