U... cz.14

349 41 24
                                    


Jurta Senema znajdowała się na skraju osady, nieco oddalona od pozostałych

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Jurta Senema znajdowała się na skraju osady, nieco oddalona od pozostałych. Stary szaman od zawsze cenił sobie spokój.

Zacinający z wiatrem deszcz zamienił wydeptane ścieżki w błotniste strumyki i czułem jak buty z miękkiej skóry nasiąkają wodą. Zanim doszedłem do celu byłem niemal po kolana unurzany w błocie i kompletnie przemoczony. Otrząsnąłem się, otrzepałem z wody skórzane okrycie z kapturem i zzułem z nóg ubłocone buty w przedsionku. Zostawiłem je tam, odgarnąłem grubą zasłonę z surowej wełny i wszedłem do środka.

Jak w każdej tak i w jurcie Senema, centralnym miejscem było palenisko z kamieni. Tlił się na nim żar, który dawał przyjemne ciepło i na którym przygotowywano posiłki, jeśli z jakichś przyczyn, jak dziś na przykład, nie można było tego zrobić na palenisku na zewnątrz.

Wnętrze jurty podzielono na mniejsze pomieszczenia przy użyciu kilku parawanów zrobionych ze skór rozciągniętych na drewnianych ramach. Tego rodzaju „ściany" nie zapewniały całkowitej izolacji „pokoikom" i ów podział był raczej umowny, ale dawał komfort domownikom, pozwalając na odrobinę prywatności. Parawany mieszkańcy zdobili, według własnych upodobań: malowidłami przedstawiającymi sceny walk lub polowań, albo i zwyczajnych domowych zajęć. Niektórzy lubowali się w abstrakcyjnych wzorach, nie malowanych a naszywanych paciorkami z kości i rogu, albo kolorowymi, ze szkła. Te ostatnie nabywaliśmy dawnymi czasy u handlarzy na południowych rubieżach, głównie dla naszych kobiet wraz z innymi cennymi towarami, jak barwione płótna, a czasem nawet jedwabie. Kiedy kobiety zniknęły handel mocno podupadł, a i pospolitsze towary: żelazo w sztabach, wełnę czy sól kupowaliśmy znacznie rzadziej i w mniejszych ilościach, odkąd ogarnął nas bezczas. Nie toczyliśmy już tylu wojen co niegdyś. Właściwie nie toczyliśmy ich w ogóle.

Senem siedział przy ogniu, zwrócony twarzą do wejścia i palił swą nieodłączną fajkę z długim cybuchem, otoczony obłoczkiem dymku. Z boku paleniska siedział wnuk starego szamana, Ferox, zajęty segregowaniem ziół. Najrozmaitsze ich rodzaje wisiały w pęczkach na ścianach jurty. Wypełniały powietrze mieszaniną najróżniejszych aromatów. Osobliwa woń, która kojarzyła się z magią, rytualnymi obrzędami i wiedzą dostępną jedynie wybranym.

Pokryte bielmem oczy Senema utkwione były w wejściu, w którym się pojawiłem. Zupełnie jakby mnie widział. Pokiwał siwą głową, wyjął fajkę z ust i odezwał się pierwszy:

– Wiedziałem, że przyjdziesz, Bovemie. Choć w tej chwili niewiele mam ci do powiedzenia. Wszystko powiedziałem przed zgromadzeniem.

– Wszystko? – Uniosłem brwi z niedowierzaniem. – Gdybym cię nie znał, Senemie, może i bym uwierzył. – Uśmiechnąłem się półgębkiem. – Zawsze wiesz więcej niż mówisz.

– Zawsze mówię dokładnie tyle ile należy powiedzieć. Ciekawość pozwala odkrywać nieznane, ale trzeba ją trzymać na wodzy, bo potrafi też zwieść na manowce.

UkryciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz