U... cz.24

343 29 23
                                    

Korytarz, którym prowadziła mnie Memora, wyraźnie zstępował w dół i musiał prowadzić w głąb górskiego masywu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Korytarz, którym prowadziła mnie Memora, wyraźnie zstępował w dół i musiał prowadzić w głąb górskiego masywu. Był wąski, ciasny i miałem wrażenie, że zaraz zabraknie w nim powietrza. Ona, drobna i niewysoka szła nim swobodnie, ale ja miejscami z trudem się przeciskałem. Zastanawiałem się, czy w końcu gdzieś na dobre tutaj nie utknę. Memora jednak, jakby odbierała jakimś zmysłem moje obawy, rozwiała je mówiąc:

– Dasz radę, Bovemie. Tylko ta część, ręcznie wykuta, jest taka niewygodna, dalej tunel jest i szerszy, i wyższy. Będziesz się mógł poruszać całkiem swobodnie.

Zamruczałem coś w odpowiedzi, wcale nieprzekonany tymi zapewnieniami. Tymczasem zeszliśmy już tak głęboko, że nawet owymi przemyślnymi szczelinami nie docierało tu już dzienne światło i teraz prowadząca mnie kobieta oświetlała naszą drogę kagankiem. Nie rozmawialiśmy i chrzęst żwiru pod stopami był jedynym towarzyszącym nam dźwiękiem.

– Dokąd właściwie idziemy? – przerwałem w końcu tę osobliwą ciszę.

– Serce tej góry to najświętsze miejsce. Wkrótce je ujrzysz, ale teraz nie rozpraszaj się zbytnią ciekawością. Nie zadawaj pytań, myśl o tym, co w tobie jest piękne i dobre, za czym tęsknisz, czego pragniesz. Wycisz się, bo do serca góry nie wolno wnosić gniewu ani zwątpienia. Jeśli ich nie wyrzucisz ze swoich myśli, nie zobaczysz tam niczego poza ciemnością.

Jej słowa napełniły mnie niepokojem. Jak miałem się wyzbyć zwątpienia, gdy już od dawna nie było we mnie nadziei?

– Daj mi rękę, Bovemie, zamknij oczy i pozwól się prowadzić. Zaufaj.

Jej dłoń była sucha i koścista, ale promieniowało z niej łagodne ciepło i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że owo ciepło delikatnie mrowiąc wędruje wzdłuż ramienia w górę. Dotyk przypomniał mi to o czym dawno zapomniałem – dłonie matki – troskliwe, łagodne i szorstkie od pracy.

Zamknąłem oczy jak mi kazała i mimo obaw, że zapewne zaraz zawadzę o głową o jakiś występ, albo potknę się na nierównościach, nic takiego się nie stało. Poczułem za to coś w rodzaju ulgi, a nieprzyjemny ucisk w trzewiach zniknął. Próbowałem przywołać w pamięci obraz matki, jej uśmiech, oczy. Nie było to łatwe, ale gdy przegnałem wszystkie inne myśli, w końcu się udało. Prawie, bo niestety jej twarz we wspomnieniu pozostała poważna, mógłbym nawet rzec, że smutna. Gdybym tylko mógł, ucałowałbym jej dłonie i stopy i obmył je łzami, wyrażając skruchę, za to jak bardzo głuchy byłem na jej miłość i czułość, kiedy była przy mnie. Teraz zaś... Teraz stało się coś dziwnego. W sercu, w którym miałem dotąd jedynie pustkę zbudziło się jakieś ciepło. Jakaś niepozorna iskierka, myśl, nie że odzyskam matkę, lecz że nadchodzi... Nie potrafiłem określić co. Po prostu czułem, że coś się zmienia i wbrew rozsądkowi zatliła się we mnie, nie jeszcze nie wiara, nawet nie nadzieja. Sam nie wiem jak to nazwać, ale zmiana, którą przeczuwałem, musi być zmianą na lepsze.

Memora zatrzymała się i lekko ścisnęła moją dłoń.

– Otwórz oczy, Bovemie. Co widzisz?

UkryciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz