U... cz.32

510 28 18
                                    

Moje nogi poruszały się automatycznie, bez udziału woli

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Moje nogi poruszały się automatycznie, bez udziału woli. Prowadzono mnie, pozwalałam się prowadzić, bo tak naprawdę nie miało dla mnie znaczenia dokąd idziemy.

Bruxas powiedziała, że będę wolna...

Prawda była taka, że wolność miała wartość jeśli był ktoś, z kim można było ją dzielić. Ja nikogo takiego nie miałam.

Zacisnęłam zęby. Nigdy nie byłam słaba, w sensie nigdy nie poddawałam się łatwo. Bruxas miała rację. Skąd mogłam wiedzieć, co kryje w sobie to światło, ku któremu zmierzałyśmy? Nawet jeśli za nim byłaby jedynie ciemność, ono samo niosło nadzieję, jak nowy dzień. I to jej postanowiłam się uczepić.

Powietrze w korytarzu miało teraz inną woń, było chłodne, ostre i pachniało ziemią. Trucizny, które wypełniały głębię lochów zostawiłyśmy za sobą.

Odetchnęłam głębiej, a moje kroki nabrały zdecydowania. Do tej pory byłam jak bezwolna kukła, Bruxas trzymała moją dłoń, ale ja nie trzymałam jej. Teraz lekko oddałam uścisk. Obejrzała się przez ramię i uśmiechnęła demonicznie. Zaskoczyła mnie życzliwość w jej zielonych oczach, co w połączeniu z tym uśmiechem wyglądało dość... dziwnie. Wykrzesałam jednak z siebie odrobinę zrozumienia, w końcu miałam do czynienia z demonem. Widocznie nie potrafiła uśmiechnąć się inaczej.

Dotarłyśmy do wylotu tunelu i przecisnęłyśmy się pomiędzy suchymi ciernistymi gałęziami zagradzającymi wyjście z grot.

Bruxas szła przodem i całkiem nieźle sobie poradziła, za to ja zahaczyłam chyba o każdą gałąź i o każdy cierń o jaki można było tu zahaczyć. Poskutkowało to rozdartym w kilku miejscach materiałem i dwoma krwawymi rysami, jedną na ramieniu, drugą na policzku.

Na zewnątrz, poza tym że zdecydowanie lepiej się oddychało, panował ziąb. Stanowczo ubranie, które miałam na sobie nie było odpowiednie do takiej pogody, a ja przez swoją niezdarność dodatkowo je podarłam.

Po ciągnącej się po horyzont połaci suchych zimowych traw, tuż przy gruncie pełzały pasma siwej marznącej mgły. Niepokojące było również to, że jak okiem sięgnąć step był pusty. Nie było żadnych śladów świadczących, że ktoś zamieszkuje tę okolicę, albo że bodaj przez nią ktoś czasem przejeżdża, czy przechodzi.

– Jesteśmy na miejscu. – Głos demonicy zaszeleścił tuż za uchem.

Miejscu? Jakim miejscu? Tu... Przecież tu nie było nic. Dosłownie nic. Ale niech będzie. Skoro i tak nie miałam odwrotu, pójdę na spotkanie swojego losu. Nawet jeśli to ma oznaczać, że moim przeznaczeniem jest po prostu zamienić się w bryłkę lodu, gdzieś na tym stepie.

Już czułam niemiły chłód kąsający palce stóp w lekkich pantofelkach.

Bruxas wykonała jakiś nieznaczny ruch palcami tuż przed moim nosem. Chłód szczypiący odsłonięte ramiona i twarz, jakby odrobinę zelżał. Nie znikł całkiem, ale stał się mniej dokuczliwy podobnie wiatr, który bez ustanku szarpał na nas ubrania. Nie czułam jego smagnięć, mimo że spódnica sukni wydymała się jak żagiel, a podarte w paski rękawy fruwały mi koło nosa i furkotały jak chorągiewki.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Feb 05, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

UkryciOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz