IX " Uczucia "

280 20 16
                                    

Dwudziestoletnia Fleur Van Der Veen wstała dziś niezbyt dobrym humorze. Oczy podkrążone i czerwone od płaczu, włosy nie przypominały już koka zrobionego wczoraj wieczorem przed snem, a na ciele ubrania z wczoraj kiedy to musiała pożegnać się ze swoim najlepszym przyjacielem - Martijnem Garritsenem. Brunetem o szaro-niebieskich oczach, dj i chłopak, w którym się kocha od pięciu lat wyleciał wczoraj o godzinie dziewiątej czterdzieści pięć z lotniska Amsterdam Schiphol. Trudno się dziwić, to jego praca. Codziennie inny kraj, język, koncert. Nie mógł by być z z nią cały czas nawet gdyby chciał. Fleur to rozumiała jednak mimo to w jej sercu była pustka. Wiedziała, że w jej życiu zabrakło czegoś. I wiedziała nawet co to było. A raczej kto. Ten młody Holender, który zawrócił jej w głowie całkowicie. Bez uczuć zjadła swoje śniadanie składające się z płatek z mlekiem, wzięła swoje książki od biologii i ruszyła na uniwersytet, na którym studiowała. W metrze usiadła na wolnym miejscu, całą drogę wpatrywała się w jeden punkt. Była nim pewna para. Chłopak i dziewczyna. Blondyn o zielonych oczach trzymał ją za rękę, a rudowłosa uśmiechała się do niego, co jakiś czas całując w polik swoimi krwisto czerwonymi ustami. Serce Fleur bolało tak bardzo. Miała świadomość tego, że mogłaby być teraz ze swoim przyjacielem, ale ich harmonogram na to nie pozwalał. Jej studia i ciągłe tematy genów lub krwi śniły się od nadmiaru po nocach. Za to on w tym czasie skakał wraz z ogromnym tłumem wykrzykującym jego imię na największych scenach świata. Po jej policzkach prawie spływały łzy, ale w duchu szybko się od tego powstrzymała. Nie mogła pokazać jak bardzo miękka jest. Musiała się nauczyć panować nad tęsknotą. Wysiadła na swoim standardowym przystanku i przeszła spacerkiem, który za każdym razem trwa sześć minut i doszła do wielkiej szkoły wyglądające niczym najnowocześniejsze biuro w Nowym Jorku. Kochała tu przychodzić, ale nie tym razem. Tym razem chciała zostać w akademiku wraz ze swoją współlokatorką zatapiają się całkowicie pod kołdrą i oglądając " Friends " , które tak przecież bardzo z nim kochają. Kiedy w końcu mają szansę się ze sobą spotkać i są zbyt zmęczeni, by cokolwiek zrobić włączając na laptopie obojętnie jaki odcinek i śmieją się jak najęci. Ale mając świadomość tego, że chce zostać lekarzem, który ma ratować ludziom życie nie mogła sobie odpuścić. Już wystarczająco sobie odpuściła podczas wyjazdu do Paryża. Narobiła sobie multum zaległości. Teraz kiedy nie ma nic innego na głowie nie mogła zostać tak po prostu w łóżku ze smutku. Jej przyjaciel wyjechał, ale to nie koniec świata. On wróci. Będzie Amsterdamie już za sześćdziesiąt cztery dni. Już nie pięć, a cztery. Pchnęła wielkie szklane drzwi i ruszyła do sali 231. Miała w niej zajęcia już od pierwszego roku. Znała do niej drogę na pamięć, niczym w jego domu, do którego co jakiś czas przychodziła przetrzeć kurze lub po prostu poczuć jego obecność. Miła klucze do jego apartamentu, ale mimo pozorów rzadko je używała. Kiedy bruneta nie było w domu już jakieś cztery miesiące nie mogła się powstrzymać i wchodziła po prostu poczuć zapach jego zostawionych koszulek lub posiedzieć w studiu, z którego jest tak dumny. Usiadła na swoim miejscu, czyli w drugim rzędzie, czternaste miejsce od prawej strony. Nikt nawet nie próbował go zajmować z wszystkich studentów medycyny. Doskonale wiedzieli, że brunetka zawsze tam siada i nie miała zamiaru zmieniać swoich nawyków. Do sali wszedł starszy pan o szarych, krótkich włosach, długim, prostym nosie, wąskich ustach, dużych, niebieskich oczach i krzaczastych brwiach. Tak jak zawsze miał na sobie czerwono-niebieską koszulę w kratę wkasaną w dżinsy, gdzie w tylnej kieszeni trzymał zdjęcie swojej córki wraz z wnuczką. Z sali 231 nikt o tym nie wiedział. Było to jego jedną, wielką tajemnicą, którą znała tylko jego piękna żona. Uciszył tłum jednym klaśnięciem ręki i zaczął tłumaczyć bardziej zaawansowane dziedziczenie krwi niż ze szkoły podstawowej*. Fleur oparła głowę o rękę i próbowała się wsłuchać w spokojny głos starca jednak na marne. Jej głowę zaprzątał pewien brunet, który wysiadł właśnie z samolotu i jechał samochodem do hotelu w Meksyku, w którym miał dzisiaj grać koncert. Towarzyszyła mu modelka o kręconych brązowych włosach, szarych dużych oczach, wyrazistych brwiach, zgrabnym nosie i dużych, naturalnych ustach, o których niektóre dziewczyny mogą pomarzyć. Nazywa się Charelle Schriek. Jej imię w stu procentach jest znane każdemu fanowi Martijna, który śledzi jego życie. Co prawda nie wszyscy polubili ją samą i jej charakter, ale jemu on nie przeszkadza. Kochał jej każdy fragment. Od marudzenia na kolejne oglądanie " Friends " do uśmiechu na twarzy zabierając ją w kolejne nowe miejsce. Podobała się mu w całości. To ona często zajmowała jego myśli z przerwami na rodziców, siostrę i studentkę medycyny w Holandii. Charelle jednak myślała teraz o jedynym. Jak się jej pozbyć. Stawiała ją w zagrożonej sytuacji, co bardzo jej przeszkadzało. Nie mogła się z tym pogodzić. Jakaś brzydka jego przyjaciółka psuła wszystko, co było związane z jej chłopakiem. Do tego te pożegnanie. W dziewięćdziesięciu procentach jest pewna, że Holenderka jest w nim zakochana. Dawało to nad nią przewagę, ale widząc zachowanie Martijan wobec swojej przyjaciółki w środku siebie czuła zazdrość. Wielką zazdrość. Przepełniała ja teraz w całości. Kiedy tylko przypomni sobie o jego rękach na jej plecach ma ochotę się na nią rzucić i rozszarpać na strzępy. Przez jej głowę w każdym momencie dnia przewija się pytanie, czy może ją zdradza z Van Der Veen. Musi mieć stu procentową pewność odnośnie tej dwójki. Martijna czuł za to coś dziwnego. Z jednej strony czuł, że zrobił coś złego, a z drugiej pustkę. Brakowało mu czegoś. Nie wiedział jeszcze czego dokładnie, ale mu go brakowało. Myślał intensywnie, co to może być, ale w głowie miał całkowitą pustkę. Nic a nic. Myślał nawet nad zwykłym kablem od laptopa, ale odsunął od siebie tą myśl szybko gdy zdał sobie sprawę z jej sensu. Powrócił, więc myślami do swoich czynów. Każdy jego dzień jest zakręcony. Ostatni tydzień był całkowicie nie z tej ziemi. Wielka impreza na dwudzieste pierwsze urodziny, Paryż oraz pewna studentka. Jego najlepsza przyjaciółka od dzieciństwa - Fleur Van Der Veen. Kobieta o niezwykle upartym charakterze, ale i też często skryta i nieśmiała. Urzekało go to. Jej rumieńce, gdy powie jej komplement lub piękne, czekoladowe oczy, które za każdym razem mówiły prawdę. Brunetka nigdy w życiu go nie okłamała. Mówiła mu prawdę nie zależnie od sytuacji. Nie ważne jak bardzo była ona zła i tak mu mówiła. Co jakiś czas wracał myślami do czasów dzieciństwa, gdzie rysowali kredkami na kartkach, bawili się w plastikowym domku w ogrodzie lub podbierali ciastka przed obiadem. Za każdym razem kiedy o tym myślał na jego twarzy pojawiał się wielki uśmiech. Kochał ją całym sercem. Nie umiał by bez niej żyć. Jest dla niego jak druga Laura. Wspiera ją we wszystkim ( z wzajemnością ) i troszczy się o nią. Nie darował by sobie gdyby ktoś ją skrzywdził. Zabił by go od razu. Jednak poczucie braku czegoś dalej nie odstępowało. Zostawił w Amsterdamie dużo osób i rzeczy. Matkę, siostrę, przyjaciółkę i dom. Było zbyt dużo opcji by zgadnąć. Musiał czekać prawie dwa miesiące na powrót i dopiero wtedy zobaczyć. Ale jakby to powiedziała Fleur: tylko sześćdziesiąt cztery dni. Tylko tyle do powrotu do domu. Para złapała się za ręce i wysiadła z samochodu. Zabrała swoje bagaże i nie zważając na resztę teamu poszła do recepcji po klucze. Tego dnia nie było po nich widać tej miłości jaką się darzyli. Szli bez słowa pochłonięci przez swoje myśli i uczucia. Wjechali windą na odpowiednie piętro. Martijn podróżując sto razy rocznie jest już przyzwyczajony do życia hotelowego. Codziennych pokojówek, doby hotelowej i innych tego typu rzeczy. Jego dziewczyna dopiero się tego wszystkiego uczy. Otworzyli drzwi i pierwsze, co zrobili to padli zmęczeni na łóżko. Loty samolotami potrafią męczyć. Dj dobrze o tym wie. Robi to praktycznie codziennie. Charelle jednak nie chciała leżeć bezczynnie na łóżku. Planowała przeprowadzić poważną rozmowę z Holendrem. Od momentu wejścia na pokład złość przechodziła przez jej ciało. Nie mogła dłużej wytrzymać. Miała wrażenie, że jeśli zaraz nic nie powie to wybuchnie.

Boy, You Will Be DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz