IXX " Pizza Lekiem Na Wszystko "

265 17 15
                                    

Siedzieliśmy właśnie w pobliskiej pizzerii. Kiedy byliśmy mali przychodziliśmy do niej zawsze po łyżwach z rodzicami lub urządzaliśmy tu nasze urodziny, wiec zniżka na jedzenie od szefa kuchni nie była jakoś bardzo zaskakująca. Przyszliśmy sami. Laura dziwnie musiała wyjechać pilnie do Amsterdamu, Anna do Fenny, która jak się okazało nie mogła przyjść z niewiadomych przyczyn i zostaliśmy sami. Nie prawie sami. Z małym dzieckiem w moim brzuchu. Dalej nie mogę w to uwierzyć. Będę mamą. Czy to sen, a może jawa? Chyba sen. Znaczy mam nadzieję, że sen. Oczywiście, że zależy mi na tym dziecku, ale dla dobra mojego wolałabym, aby się ono nie pojawiło. Przynajmniej nie teraz. Kiedy studiuje i wkuwam nocami, aż wychodzi mi to drugą stroną. To nie czas i miejsce, ale go nie usunę. Obiecałam sobie coś. Mam być najlepszą matką jaką potrafię. Czy podołam? Mam nadzieję, ale od kiedy dwudziestolatki dawają radę. Piętnastolatki dawają radę, a ty byś nie dawała? Bez przesady. Rodzenie i wychowanie dzieci nie jest przecież takie trudne. Na pewno, bo gdy rozrywa ci pizdę to wcale nie boli i nie jest to trudne. Muszę przyznać, że tym momencie naprawdę masz stu procentową rację. Chwyciłam w dłonie kolejny, chyba już czwarty kawałek moje pizzy i zaczęłam go jeść. Muszę przyznać, że dawno nie miałam w swoich ustach smaku pizzy. Stęskniłam się za nią mimo, że nie jest moją ulubioną potrawą.

- Więc, jak w trasie? - Spytałam z buzią pełną jedzenia. Ciekawiło mnie to. Ciekawiło mnie, czy jego dziewczyna Charelle. Głupia, ale dziewczyna. Czy wie, że tu przyjechał? Jeśli tak to jak mu pozwoliła? To jest bardziej zadziwiające. Jak ją przekonał? Od zawsze jest wiadome, że dziewczyna jest uparta i musi postawić na swoim. W pewnych kwestiach jest nawet do mnie podobna, ale wszystkie te wspólne cechy ulatniają się kiedy pojawia się Martijn. Moją pewność siebie i odwagę zastępuje nieśmiałość i uległość. A to wszytko przez jakieś tam uczucia do mojego przyjaciela.

- Świetnie, fani są niesamowici. Wszystkie kraje są przepiękne, ale najbardziej chyba wolę swój dom. Ciszę się, że wróciłem do Amsterdamu. - Powiedział biorąc łyka picia. Chciałbym podróżować jak on. Zwiedzać codziennie świat. To świetna robota. Jestem z niego taka dumna, bo robi to co kocha. O czym od zawsze marzył. Nie przestanę go w tym nigdy wspierać. - A co u ciebie? - Kiwnął głową w moją stronę. Z moich ust wyrwało się głośne westchnięcie i położyłam niedokończony kawałek pizzy na talerzu. W sumie przez ten miesiąc nic się nie działo. Jedyne co robiłam to płakałam w pokoju, pochodziłam trochę na zdjęcia, ale nie za dużo oraz spałam. Dopiero dwa tygodnie temu zaczęłam odżywać. Poszłam na kręgle, ale wszystko się zniszczyło przez moją ciążę i jej podejrzenia. Wtedy wszystko się posypało i tak zostało do teraz. Co mu powiedzieć? Przecież głupio mu tak powiedzieć, że płakałam przez niego, prawda?

- Nic ciekawego. - Westchnęłam patrząc na talerz i placami bawiąc się jedzeniem na nim leżącym. Brunet chyba zauważył, że kłamię, bo westchnął głośno i odłożył pizzę. Trudno nie zauważyć, że kłamiesz. Wyglądasz na taką.

- Fleur wiem, że kłamiesz. Rozmawiałam z Fenną. Powiedziała mi, że przestałaś chodzić na uczelnię. - Był bardzo poważny, że aż zadziwiający. Rozmawiał z Fenną i ona mu powiedziała? Dlaczego? Kiedy i co jeszcze mu powiedziała? - Dlatego tu przyjechałem. Chcę, żebyś wróciła do Amsterdamu i zaczęła chodzić na studia. - To dlatego tu przyjechał? Aby przekonać mnie do nauki, którą stawiam na pierwszym miejscu od zawsze? Czasami nawet bardziej niż on? Chyba sobie żartuje.

- Nie masz się o co martwić Martijn, wszystko jest u mnie okey. Na uczelnię i tak miałam plan wrócić, więc ...

- Mam się nie martwić?! Fleur co się z tobą dzieje? Najpierw kłótnia, później te studia i na koniec ciąża. Ty nawet nie wiesz jak się o ciebie martwię. Szczególnie teraz. - Przerwał mi w połowie zdania. On się o mnie martwi. Słowo te powtarzało się w mojej głowie echem tysiąc razy. Z jednej strony to jemu nie do końca jest ciężko. To nie on nosi w swoim brzuchu jego dziecko. Dziecko zrobione przez jego samego i to do tego po pijanemu. Nie wie jakie to uczucie, a na pewno nie jest ono dobre. Uważa się za znawcę, a tak na prawdę gówno wie. Nie wie nawet, że to on jest ojcem. Oczywiście, że powinnam mu powiedzieć, ale jak? Podejść i powiedzieć " Hej, będziesz ojcem? ". Nie, to raczej nie przejdzie. - Po prostu kocham cię, okey? - Szybko podniosłam głowę do góry na jego słowa. Co? Co on powiedział? On mnie kocha ... tak kocha. Teraz już zrozumiałam. On mnie kocha i się martwi, ale dalej patrzy się na mnie jak na przyjaciółkę. Nikogo więcej. Zawsze tak będzie, nawet kiedy urodzę dziecko. Dalej będę dla niego jego najlepszą przyjaciółką od dzieciństwa. Nigdy nie spojrzy na mnie jak na potencjalną partnerkę życiową. - Chcę, aby w twoim życiu było wszystko idealnie oraz, żebyś była szczęśliwa. Nic więcej, więc kiedy widzę i słyszę, że dzieje się z tobą coś nie tak to po prostu nie umiem tego zostawić w spokoju. Muszę coś zrobić. - Powiedział bardzo wyraźnie i zapadła cisza. Nawet nie wiem kiedy po moich policzkach zaczęły spływać łzy. Nie mogę w to uwierzyć. Po raz kolejny płacze przez Martijna Garritsena. Nie dość, że łamie mi serce mówiąc te dwa ważne w moim życiu słowa, które powinien je kierować teraz w stronę swojej dziewczyny to jeszcze wszystko to brzmi jakby w ogóle nie chciał tego dziecka. Może on nie chce tego dziecka? A po co mu dziecko w wieku dwudziestu jeden lat? Rozwija mu się kariera to jeszcze dziecka by mu brakowało.

Boy, You Will Be DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz