XXVII " Po Jego Wyjeździe Moje Serce Szaleje "

228 13 10
                                    

Martijn wyjechał w trasę i zostawił mnie samą. Kompletnie samą. Mimo, że od wylotu minął już tydzień wciąż czuję się jakby bez życia. Z jednej strony jest to spowodowane jego wyjazdem. Czemu mnie zostawił?! Czemu nie mógł zostać?! Rozumiem, że to jego praca jednak dalej jest mi z tego powodu przykro. Brak poczucia życia jest też spowodowane jedną małą rzeczą. A bardziej w sumie zdaniem. " Tyle, że ja ją kocham ". Zdanie, które mogę uznać za złamanie mojego serca. Doszczętnie. Jasne, wiedziałam, że Charelle od momentu kiedy zaczęli chodzić była dla niego ważna. Nawet bardzo ważna. Na pewno ważna skoro postanowił zerwać z tobą kontakt i przyjaźń. Jednak słowa, które wypowiedział ożywiły mnie trochę. Zrozumiałam coś. Od zawsze i chyba do końca mojego zasranego życia będę tylko jego przyjaciółką. Nikim więcej. On nigdy nie spojrzy na mnie jak na tą modelkę od siedmiu boleści. Nawet jeśli jestem w ciąży. To się nie zmieni, ponieważ jestem w tym chujowym friendzonie. Co za pech! Czemu akurat ja?! Czemu nie ktoś inny?! Ale przecież Fleur Van Der Veen ma za mało problemów na głowie. Boże czy ty w ogóle tam jesteś?! Czemu moje życie jest takie?! Czemu ty mi to robisz?! Ech, mniejsza z tym. Wróciłam na uniwersytet. Siedzę teraz po nocach nie śpiąc, aby nadrobić zaległości. To, że jestem w ciąży nie zwalnia mnie z nauki lub zmienia moje plany na przyszłość. Nie, wręcz przeciwnie. Jeszcze bardziej je wzmacnia. W przyszłości będę musiała zarabiać na siebie i na dziecko. Na mojego bobaska. Będę musiała się usamodzielnić. Mieć własne mieszkanie i tak dalej. Przecież nie będę mogła cały czas siedzieć rodzicom na głowie. Nie! Nawet nie ma takiej mowy. Wpadłam na to pewnego wieczoru podczas nauki. Nie muszę chyba mówić lub tłumaczyć, że jeszcze bardziej mnie to zmotywowało. Myślę, że to oczywiste. Teraz mam wrażenie, że pracuję trzy razy więcej co wiąże się też z tym iż mój organizm jest trzy razy bardziej zmęczony. Jednak bez poświęcenia nie ma zwycięstwa. Tak to jest myśl przewodnia. Jeśli chodzi o moje grono znajomych trudno jest mi określić co się u nich dzieje. Szczególnie przez to, że się uczę. Fennę widzę codziennie rano oraz wieczorem. Gadamy ze sobą oczywiście jednak nie jest to tak częste jak było wcześniej. Anna z kolei tak samo jak ja zajęła się nauką. Słyszałam od kilku osób, że miejscem gdzie jedynie przesiaduje to biblioteka uniwersytecka. Znalazła sobie tak mówiąc nowego przyjaciela. Chodź Anna i biblioteka to nie jest za dobre połączenie. Co z Laurą? Szczerze mówiąc to nie wiem. Reinik mówiła, że ostatnio tak samo nie ma czasu. Ciągle gdzieś wychodzi i nie ma nawet chwili, aby pogadać. Wygląda na to, że wszyscy na razie odłączyli się trochę od rzeczywistości i zajęli się sobą. Na koniec przyszła kolej na moich przyjaciół w trasie. U Louisa nic nowego. Dalej robi zdjęcia, a jego dziewczyna (cudem) z nim jeszcze nie zerwała. Podobna sytuacja występuje także u Damiana. Jednak z tego co wiem od Martijna znalazł w sobie duszę artysty i zaczął malować. Tak panie i panowie! Damian Karszna zaczął malować! Nie mówiąc już o tym, że sam fakt iż zaczął malować jest zadziwiający to szokujące jest też to, ponieważ używa do tego dłoni. Nie pędzli. Dłoni. Chwalił się już swoimi pracami innym osobą takim jak Josè, czy Martijn jednak mimo to słyszałam iż wyglądają na rysunki wykonane gorzej od trzy letniego dziecka. Smutna prawda. Jednak co u Martijna? Nic zadowalającego. Dużo się nie zmieniło. Próbuje być tak samo zabawny i zadowolony z życia jak wcześniej jednak chyba zapomniał o tym, że jestem jego przyjaciółką. Ja wiem i widzę wszystko. Przede mną nic nie ukryje. A w szczególności kiedy jest smutny. Nie przede mną. Przez tydzień rozmawialiśmy może z dwa razy i za każdym razem widziałam go w coraz gorszym stanie. Jeśli sprawa będzie tak wyglądać przez dłuższy czas to nie dość, że moje dziecko straci ojca ja stracę przyjaciela. Będzie jednym słowem trupem i flakiem. A nie chcę tego. Bardzo bym go chciała zobaczyć znów z uśmiechem na twarzy. Zobaczyć te iskierki w jego oczach. Zabiję Charelle! Normalnie roztrzaskam o podłogę tak, żeby się na niej wykrwawiła i zdechła. A na koniec tak dla pewności przyjechałabym po niej jeszcze tirem. Wiadomo. Tak dla pewności. Niech mnie tylko spotka na ulicy, już ja z nią zrobię porządek! Ja jej pokarze! Nikt nie będzie krzywdził i łamał serca mojemu przyjacielowi! Nikt! Chyba komuś więcej. To też. Jednak wracając. Moje życie towarzyskie nie jest w tym momencie zbyt kolorowe. Jedyne co mnie pociesza to w końcu semestru i egzaminy. W końcu będę mogła odpocząć. Odstresować się całkowicie. Jedyne co trzeba zrobić to przeczekać do dwudziestego trzeciego czerwca i koniec. Muszę przyznać, że nigdy w życiu nie cieszyłam się tak bardzo na wakacje jak teraz. Jest to pewnie spowodowane ciągłą nauką i problemami osobistymi. Obiecuję, że kiedy wrócę na uczelnię w październiku wszystko się zmieni. Nie będę już tą samą Fleur jak przez te wszystkie lata. Będę nowa, świeża i odrodzona. Ja, Fleur Van Der Veen przysięgam na paluszek oraz obiecuję nie złamać tego postanowienia. Siedząc na wykładach rzeczy takie nie powinny mnie teraz interesować. Powinnam słuchać profesora Rubena i uważnie robić notatki lub coś w tym stylu. Jednak tego nie robię. Nic nie robię. Siedzę na swoim standardowym miejscu z ręka pod brodą patrząc się w przestrzeń. Później będę tego żałowała jednak na razie rozkoszuje się trwającą chwilą. Chwilą, w której mogę się w końcu odciąć od świata i zostać w swoich myślach. Mogę tworzyć historię i stworzenia. Mogę rysować gwiazdy w kosmosie jeśli tylko tego chcę. To jest jedyny czas w którym mogę to robić. Później muszę wrócić do swojej szarej rzeczywistości, a wszystko pryska jak bańka mydlana. Znika. Pufff. Podsumowując, nacieszmy się tą chwilą całkowicie. Długo nie mogłam się jednak rozkoszować chwilą spokoju, gdyż profesor ogłosił koniec zajęć a studenci dookoła zaczęli pakować swoje rzeczy do toreb, czy plecaków. Niechętnie podniosłam się z krzesła i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Naprawdę w tym momencie chciałam, aby wykłady trwały dużej. Może nawet i wieczność. Tak jak zawsze wyszłam ostatnia. Był to mój zazwyczaj. Muszę przyznać, że jestem po prostu powolna i tyle. Zawiesiłam torbę na ramię po czym wyszłam z sali, a potem budynku. Po raz kolejny trzeba znów wrócić do szarej rzeczywistości. Czy tego chcę? Nie. Czy muszę? Niestety tak. Zanim zdarzyłam cokolwiek powiedzieć wychodziłam już przez drzwi akademika. W głębi serca miałam nadzieję zobaczyć tam Fennę. Dawno nie spędzałyśmy razem czasu czy gadałyśmy razem. Fajnie by było to tego wrócić. Naprawdę fajnie. Mogę z głębi serca powiedzieć, że za nią tęsknię. Nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy aż do teraz. Tylko pytanie. Czy tęskniłam za Fenną, czy za jakimkolwiek kontaktem z człowiekiem? To jest pytanie. Jednak powiedzmy, że tęskniłam za Fenną. Lepiej to brzmi. Na moje szczęście jednak tam była. Siedziała na łóżku z laptopem na kolanach oparta o ścianę za sobą.  Nie wiem, czemu ale na moje usta wkradł się mały uśmieszek. Tak, zdecydowanie tęskniłam za Fenną. Moja przyjaciółka chyba usłyszał jak wchodziła, ponieważ od razu podniosła wzrok i spojrzała w moją stronę. Na jej twarzy tak samo pojawił się uśmiech. Szybko poklepała miejsce obok siebie, które zajęłam.

Boy, You Will Be DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz