XV " Deszczowy Nastrój " (2/3)

247 16 0
                                    

ROZDZIAŁ DODANY Z KILKU GODZINNYM ODSTĘPEM! RADZĘ PRZECZYTAĆ NAJPIERW POPRZEDNI!

Z nieba spadały pojedyncze krople deszczu mocząc włosy i ubranie. Mieszały się także z łzami spadającymi pozwoli po policzkach mojej twarzy. Wróciłam do Amstelveen. Jestem prawie w domu. Zostało mi się prawie osiemset metrów do budynku, w którym kiedyś mieszkałam. Szłam powoli, bez uśmiechu na mojej twarzy, ciągnąc za sobą dużą walizkę z wepchanymi byle jak ubraniami. Wrzucałam wszystko co popadnie i kupiłam najszybszy bilet pociągiem. Naprawdę chciałam w tym momencie być w ramionach moje mamy. Nic innego. Chcę, żeby szeptała mi do ucha słowa, że wszystko będzie dobrze. Chcę, żeby było tak jak miałam sześć lat. Jak zbiłam kolano i płakałam z bólu. Znów chcę poczuć tę matczyną miłość. Nic więcej. Moja psychika jest już na wykończeniu. Przez ostatni czas stało się zbyt dużo złego i nie mogę tego znieść. Straciłam przyjaciela, przespałam się z nim, a do tego mogę być też w ciąży. Co jeszcze? Okaże się to prawdą? Potrąci mnie samochód lub może przerucham się jeszcze z kimś? Już nie zdziwi mnie chyba nic teraz. Zbyt dużo się działo, co mnie wiele nauczyło. Tak, chyba jak zakładać kondom. Zamknij się. Nie pytałam się ciebie o zdanie, ale tak. To jedna z rzeczy. Jak uprawiasz seks pamiętaj o zabezpieczeniu. Możesz pewnego dnia wyjść z akademika i dowiedzieć się o prawdopodobieństwie ciąży jak ja. Ustałam przed furtką i spojrzałam na dwupiętrowy dom. Nie mogę uwierzyć, że tu jestem. Ostatni raz byłam u rodziców na święta Bożego Narodzenia. Zazwyczaj tak to wygląda. Przyjeżdżam tylko na święta. Resztę czasu w roku to oni przyjeżdżają do mnie. Moja obecność tu na pewno ich zaskoczy. Nie ma opcji. A jak pomyślę, że w moim brzuchu może rosnąć mały szkrab, który będzie biegał po domu swoimi małymi nóżkami to chyba dostaną zawału. Nie chcę ich zabić tym sposobem. Co ja gadam? W ogóle nie chcę ich zabijać. Chcę, żeby zostali ze mną jak najdłużej. Chcę, żeby mi pomagali w tym trudnym czasie choć nie mogę tego od nich oczekiwać. Mogą mnie wyrzucić z domu i się do mnie nie przyznawać. Nie to, że u nas panują zasady dziecka po ślubie, ale jednak to wstyd dla nich. Samotna matka, bez małżeństwa i to jeszcze w wieku dwudziestu lat. Trzeba przyznać, że nie brzmi to za dobrze. To brzmi fatalnie. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych się drzwi. Starsza pani wyszła z budynku i przymrużyła oczy, aby lepiej zobaczyć mnie przez ulewę, która w tym momencie była. Doskonale wiedziałam kim była ta kobieta. To moja mama. Najwspanialsza matka. Osoba, której potrzebowałam w tym momencie mocniej niż myślałam.

- Fleur? - Wykrzyczała tak, aby można było ją usłyszeć przez dźwięk uderzanego o ziemię deszczu. Z moich ust wyrwał się głośny szloch. Matka ruszyła w moją stronę i za chwilę stałam w jej ramionach wdychając jej perfumy o zapachu kwiatów. - Dziecko, co ty tu robisz? - Spytała, szepcząc to do mojego ucha. Nic nie odpowiedziałam. Czułam się teraz bezpieczna. Pierwszy raz od miesiąca. Miałam wrażenie, że żadna zła rzecz nie pojawi się w tym momencie. Nie ma nic. Żadnych problemów. Nie ma studiów, nie ma Charelle, Anny, Fenny, czy Martijna. Nie ma nic. Jestem tylko ja, moja mama oraz jej miłość otaczająca nas. Nie przejmowałam się nawet tym, że za chwilę możemy być obie chore, bo stoimy na dworze podczas ulewy. Nic. Przyciągnęłam ją do siebie mocniej i pozwoliłam spływać moim łzą prosto na jej sukienkę, którą zawsze zakłada kiedy sprząta w domu. Nie sądziłam nawet, że mogłam się za nią tak stęsknić. Zawsze kiedy się widziałyśmy cieszyłam się, ale po dwóch dniach miałam jej dość. Co chwilę było: Fleur zrób to, zrób tamto. I nie chciałam jej widzieć na oczy. Ale nie tym razem. Teraz było inaczej. Teraz nawet gdyby chciała, żebym posprzątała to zrobiłabym to z uśmiechem na twarzy. Mam wrażenie, że jest mi po prostu najbliższą osobą. Rozumie mnie jak nikt inny i nie zostawi mnie przy najbliższej okazji. Jest po prostu i to mi wystarcza. Odsunęła się od mnie i załapała obiema rękami moją twarz tak, żebym się patrzyła prosto w jej oczy. - Chodź do domu. Jesteś cała mokra. Zrobię ci herbaty i powiesz mi wszystko. - Zabrała moją walizkę i pokazał ręka w stronę drzwi wejściowych, które dalej były otwarte. Zaczęłam iść do domu co chwilę uprawniając się, czy moja mama za mną jest. Czy może nie zniknęła? Wyparowała lub jeszcze nie wiem co. W końcu przekroczyłam próg domu, a po moim ciele rozlało się ciepło. Idąc ze stacji koło dwóch kilometrów w deszcz mówi samo za siebie. Jestem w stu procentach pewna, że będę chora. Nie ma mowy, żebym nie była. Kobieta zamknęła za mną drzwi i położyła moją walizkę z boku. - Bram chodź tu! Nie zgadniesz kto przyjechał! - Wykrzyczała starsza pani i zniknęła za chwilę w kuchni. Bram Van Der Veen. Mój ojciec. Mężczyzna, który naprawiał moje rowery, zabierał na ryby i malował farbami po ścianach. Oczywiście zawsze zrzucaliśmy na Lotte, która nic w tym nie uczestniczyła, ale i tak dostawała kazanie. Pojawił się w holu i ustał wpatrzony w moją osobę. Od czasu wigilii troszkę się zmienił. Włosy jeszcze bardziej zsiwiały, na twarzy pojawiły się zmarszczki, ale oczy zostały te same. Tak samo czekoladowe jak zapamiętałam. Rzuciłam się w jego stronę i wtuliłam jak za czasów dzieciństwa.

Boy, You Will Be DaddyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz