Rozdział drugi

18.4K 940 581
                                        

Od początku drogi do kawiarni rytmicznie bębnię palcami o udo, usiłując tym samym nieco uspokoić swoje nadszarpnięte emocje. Nie podoba mi się rockowa muzyka, która prawie niszczy moje bębenki, okropnie głośno wyjąc z radia, tak samo jak nie podoba mi się nieprzyjemna woń dymu papierosowego i świadomość, że Reuben będzie słuchał moich wywodów na temat Clintona. Minął dopiero tydzień, odkąd zaczął się rok szkolny, a mama już ma zastrzeżenia do jego zachowania. Jakby tego było mało, akurat mnie poprosiła, bym przemówiła mu do rozsądku.

— Musimy zaopatrzyć się w mnóstwo alkoholu — odzywa się nagle mój brat. — To pierwsza impreza w tym semestrze, więc będzie masa ludzi i zbyt mało napoju życia. 

Unoszę brwi. Napój życia? Serio? Czasem zastanawiam się, jakim cudem Clinton ma już dwadzieścia jeden lat. Wciąż zachowuje się jak dziecko.

— Tym razem musisz złamać swoje głupie zasady, bo wszyscy nie pomieszczą się na parterze. Musimy udostępnić piętro, w tym także twój pokój — dodaje.

— Czemu zamykasz pokój? — zaciekawiam się.

Dostrzegam, iż Reuben przewraca oczami na moje słowa, jakby pytanie, które zadałam, nie miało sensu. Prawda jest taka, że nawet nie wiem, dlaczego mój brat się z nim przyjaźni, więc przydałoby się czegoś o nim dowiedzieć. Ale nie wygląda na kogoś, komu brakuje kontaktów, zatem najpewniej nie będzie miał ochoty choćby na mnie patrzeć.

— Żeby nikt nie wszedł do środka — odpowiada z kpiną.

Clinton parska śmiechem.

— Chciałbyś! — Spogląda w lusterko wsteczne i szczerzy się do mnie. — Zamyka pokój, bo kiedyś jakaś laska zostawiła tam po sobie zużyty tampon! Pamiętam, jak zaczął krzyczeć, kiedy znalazł go następnego ranka.

— Wcale nie krzyczałem — zaprzecza błyskawicznie Reuben, rzucając przyjacielowi srogie spojrzenie.

Mój brat uśmiecha się jeszcze szerzej.

— Oczywiście, że nie. Przecież to ja wbiegłem z piskiem do mojego pokoju, przy okazji budząc wszystkich, i wystawiłem go sobie przed nos — stwierdza z sarkazmem.

Kącik moich ust mimowolnie drga ku górze, kiedy spoglądam na napiętą sylwetkę Reubena. Wygląda, jakby był mocno zirytowany żartobliwymi słowami mojego brata, mimo że swobodnie opiera łokieć o kant otwartej szyby, a głowę sytuuje na pięści.

— Pipa z ciebie, stary — oświadcza po chwili rozbawiony Clinton.

— Pierdol się — kwituje ten natychmiast.

Krzywię się nieco, bowiem nie podoba mi się brzmienie przekleństw. Co prawda kiedyś ich używałam, nawet nagminnie, jednak teraz nie lubię, gdy ktoś wyraża poprzez nie swoje emocje. Jest wiele lepszych i mniej niegrzecznych sposobów, by to zrobić.

Mija dziesięć minut, nim zatrzymujemy się kilka budynków przed kawiarnią, w której zamierzałam spotkać się z bratem. Wygrzebuję się z siedzenia pokrytego skórzaną tapicerką, która pod wpływem ciepła przykleiła się do mojej skóry, i zaczynam człapać po chodniku, uprzednio zatrzaskując za sobą drzwiczki. Nie zważam na Clintona, który kilka chwil później znajduje się u mojego boku.

— Jesteś wkurzona czy jak? — pyta zdezorientowany.

Oblizuję usta koniuszkiem języka.

— Nie — burczę. — Po prostu nie podoba mi się, że twój znajomy wprosił się na nasze spotkanie. Chciałam porozmawiać z tobą, a on będzie się wszystkiemu przysłuchiwał.

— Przestań, przecież wiesz, że sam go zaprosiłem — jęczy.

Unoszę kpiąco brew.

— W takim razie powiedz mi, dlaczego.

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz