Nie ruszam się ani o milimetr, pełna zdezorientowania stojąc pośrodku pokoju Reubena. Przez wykuszowe okno wpływa nieco promieni księżyca, skutecznie oświetlając wnętrze, a krople deszczu poczynają dudnić o szybę, odwzorowując smutny nastrój, jaki bez ustanku panuje wokoło. Bitą minutę dręczę się w myślach, usiłując podjąć najlepszą decyzję, aż wreszcie nerwowym krokiem podchodzę bliżej chłopaka, rozwalonego na materacu na wznak. Spomiędzy jego opuchniętych powiek spływają łzy, co chwilę pociąga nosem, ale zdaje się kompletnie nie zwracać uwagi na przemoknięty materiał poszewki pod głową. Serce wyrywa mi się z piersi, z całych sił pragnąc położyć się obok Bennetta i wywołać uśmiech na jego przystojnej twarzy, aczkolwiek opanowuję się resztką zdrowego rozsądku. Uświadamiam sobie bowiem, że gdybym to ja znalazła się w jego sytuacji, byłabym zażenowana, gdyby ktoś widział, jak płaczę, a co dopiero ocierał moje policzki. Wychodzi więc na to, iż i tak stoję, jak kołek, tyle że nieco bliżej.
— Mogę ci jakoś pomóc? — pytam niepewnie.
Odpowiada mi cisza, zatem ze zrezygnowaniem rozglądam się dookoła. Sięgam po włącznik lampki nocnej, ustawionej tuż obok łóżka, jednak w ostatniej chwili chłopak mnie zatrzymuje:
— Nie, zostaw — prosi zachrypniętym głosem. — Po prostu... po prostu chodź tutaj.
Co prawda nie uznaję tego za nadzwyczajne wyznanie, lecz moje serce jest przeciwko mnie i zaczyna wybijać mi w piersi nierównomierny rytm, szaleńczo zadowolone, że to właśnie mi Reuben proponuje, bym dotrzymała mu towarzystwa. Nie zwlekając, wspinam się na materac, który skrzypi pod moim ciężarem i układam się niedaleko chłopaka, chcąc dać mu nieco przestrzeni. On jednak najwyraźniej takowej nie potrzebuje, gdyż sekundę później umięśnione ramię przyciąga mnie do jego ciepłego ciała. Wzdycham głęboko, napawając się tą intymną chwilą. Nawet nie przeszkadza mi odór alkoholu, emanujący z ubrań chłopaka. Moszczę głowę w zagłębieniu jego obojczyka, a prawą dłoń układam nieco niżej i zaczynam gnieść w palcach materiał jego koszulki. Im więcej czasu mija, tym spokojniejszy zdaje się jego oddech i zmniejsza się ilość szlochów.
— Nie mam cholernego pojęcia, co zrobić ze swoim życiem — przyznaje cichym, jakby zawstydzonym głosem.
Marszczę brwi.
— Przecież dobrze pływasz — przypominam.
— Ale nie... nie chcę być zawodowym pływakiem — wyjaśnia, równocześnie swoimi słowami wzbudzając we mnie oniemienie. Byłam święcie przekonana, że to jego pasja i właśnie tym zamierza zajmować się tak długo, jak tylko będzie to możliwe. W końcu Clinton wiele razy wspominał mi, jakie to plany na przyszłość snuje ze swoim przyjacielem i, dam sobie rękę uciąć, wszystkie były związane z karierą pływacką. — Poza tym nie jestem już tak dobry. Piję wódkę i... i palę... i moja kondycja... — Wzdycha. — Sprzedałem samochód, żeby ją poprawić, ale teraz jeżdżę autem Clinta — dodaje.
Cóż, odkąd pamiętam, zawsze woził mnie wszędzie na polecenie mojego brata i za każdym razem jeździł właśnie jego samochodem. Mniejsza z tym, ważniejsze jest, iż Reuben szczerze rozpacza nad swoim losem, więc diabelsko pragnę choć trochę mu pomóc.
— A na jakim jesteś...
— Kierunku? — kończy za mnie. W potwierdzeniu kiwam głową. — Inży... Inżynieria. Ale jestem na ostatnim roku i, kurrrwa pierdolona, nie uczyłem się, bo pływałem. I teraz... teraz żałuję — stwierdza beznamiętnie, pomimo tego, iż w swojej wypowiedzi zawiera całą masę przekleństw. O dziwo, wcale nie mam ochoty go upominać. Może dlatego, że Bennett jest w tak ciężkiej sytuacji, iż całkowicie go to usprawiedliwia.
— Masz jeszcze masę czasu, możesz wszystko nadrobić — zapewniam, zerkając na niego. Ma niemrawą minę, ale pozostawia moje słowa bez komentarza, najpewniej zastanawiając się nad nimi w głębi duszy.

CZYTASZ
Ponurak
RomansaCaroline wiedzie bezproblemowe życie przepełnione godzinami spędzonymi na nauce, sporządzaniem notatek i rozmowami z matką, którą uważa za swoją jedyną przyjaciółkę. Wkrótce rozpoczyna pierwszy semestr na uniwersytecie w Illinois, nie mając jakichko...