Rozdział dziesiąty

13.6K 704 98
                                    

PIĄTEK, PIĘTNASTY WRZEŚNIA

Przez cały dzień na kampusie mówiono tylko o tym, jak huczna impreza odbędzie się dzisiaj w bractwie, do którego należy mój brat. Niedawno byłam świadkiem jego rozmowy z przyjacielem, kiedy ten wprosił się na nasze spotkanie, i nietrudno domyślić się, iż planowali ją od dłuższego czasu. Nie dziwię się zatem, gdy Clinton dzwoni do mnie z pytaniem, czy również zamierzam przyjść. Oczywiście zaprzeczam, ponieważ ostatnimi dniami zupełnie nie przejmuję się nauką na zapas, zatem powinnam wkuć kilka rzeczy, by być do przodu i nie mieć później problemów. Rozumie i nie męczy mnie namowami, mimo że w jego głosie wyraźnie pobrzmiewa zawiedzenie. 

— Kto dzwonił? — zaciekawia się Bijou, unosząc spojrzenie znad szkicownika, w którym skrobie coś od przynajmniej pół godziny. 

— Mój brat — wyznaję z westchnieniem. — Pytał, czy będę na imprezie.

— Będziesz?

— Nie.

Współlokatorka wysoko unosi idealnie zrobione brwi w oniemieniu, jakby kompletnie nie spodziewała się przeczącej odpowiedzi. Cóż, najwyraźniej ciężko przyjąć jej do wiadomości, iż nie każdy przepada za głośnymi balangami, na których alkohol strumieniami leje się do gardeł zapalonych studentów. Nie mam ochoty uczestniczyć w takich zabawach, mimo że organizuje je mój starszy brat i zasadniczo nie pozwoliłby mi się za bardzo ubzdryngolić. W najgorszym wypadku zawlekłby mnie do swojego pokoju bądź odwiózł do akademika, jednak z pewnością nie porzuciłby mnie na środku salonu w tłumie upitych młodzieńców. Tak czy siak, to nie moja bajka.

— Naprawdę? Przecież taka okazja może się nie powtórzyć! — Oczywiście Bijou także podoba się wizja imprezy, podobnie jak wielu innym uczniom i teraz również ona będzie próbowała zmienić moje myślenie. Uch. — Pomyśl, to pierwsza impreza w tym semestrze, pierwsza impreza w twoim życiu uniwersyteckim! Musimy tam być — biadoli, wpatrując się we mnie z niemym błaganiem.

Kręcę głową.

— Jeśli chcesz, możesz iść, nie mam nic przeciwko. Ale ja nigdzie się nie wybieram — trzymam się swojego zdania.

— Jezu, kobieto! No chodźże, zobaczysz, będzie fajnie. — Radośnie podrywa się z materaca, który wydaje przy tym skrzypiący, nieprzyjemny dźwięk, a potem dopada mnie w jednej chwili i chwyta pod ramię. — Nie masz nic lepszego do roboty.

Zaciskam usta.

— Mam naukę. — Wskazuję palcem wolnej dłoni na podręcznik, który właśnie zsuwa się z moich kolan i upada na miękką kołderkę.

— Nauka może poczekać, jest piątek — napomyka. — Rusz ten tyłek!

Wywracam oczami, na co Bijou ponownie obrzuca mnie śmiertelną dawką błagań. Nie mija dużo czasu, kiedy poddaję się jej namowom i, choć wcale nie powinnam, podnoszę się z łóżka, by następnie otworzyć szafę w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Znam tę dziewczynę zaledwie dwa tygodnie, a już przekonałam się, że jej niesamowity talent aktorski w połączeniu z dużymi, różnobarwnymi tęczówkami są w stanie zrobić ze mną wszystko.

Wzięcie odświeżającego prysznicu, szybkie przeciągnięcie maszynką po nogach i pachach, zapięcie bransoletki na kostce oraz umycie zębów zajmuje mi niecałe trzydzieści minut. Gdy powracam do pokoju, wkładam na siebie najzwyklejszą w świecie czarną kieckę, którą wybrałam ze względu na obecność na imprezie starszego brata. Wiem bowiem, że jeśli przyszłabym w czymś ukazującym nazbyt wiele, błyskawicznie odesłałby mnie z powrotem do akademika. Czasami zachowuje się jak drugi ojciec, ale zdążyłam już przyzwyczaić się do jego nadmiernej opiekuńczości i ani trochę mi to nie przeszkadza.

Bijou narzuciła na swoją szczupłą sylwetkę sukienkę z dekoltem ukazującym wielkość jej jędrnych piersi i podkreślającą długie, piękne nogi. Wygląda oszałamiająco w krwistoczerwonym materiale, który ciasno opina jej kształty, czego mimochodem zaczynam jej zazdrościć. Gdybym tylko mogła, z ogromną chęcią zamieniłabym się z nią za swoją nędzną figurę, bo żaden normalny facet nie zwróci na mnie uwagi, kiedy Bijou będzie obok. Nie żebym próbowała zwrócić na siebie uwagę kogokolwiek, po prostu nadmieniam.

Przed wyjściem zerkam jeszcze w lustro wiszące na wewnętrznej stronie jednych z drzwi w szafie dziewczyny i z niechęcią dostrzegam, że przydałoby się zrobić coś z moimi włosami, których końcówki mocno się napuszyły. Zgarniam więc prostownicę, czym prędzej zakręcam nią delikatne loki wokół mojej elfiej twarzy ciesząc się, że nie muszę przejeżdżać czerwoną szminką po ustach — są już wystarczająco umalowane. Chwilę później jestem już gotowa do wyjścia. Z jednym małym wyjątkiem, który najwyraźniej także Bijou przypomniał się dopiero teraz.

— Masz zamiar wyjść w tych butach?! — Z rozdziawioną buzią wgapia się w moje czarne trampki. Huśtam się na palcach, spoglądając na nie z niezrozumieniem.

— Coś z nimi nie tak? 

— Nie są seksowne! — odpowiada, jakbym zadała właśnie najgłupsze z możliwych pytań. Przepycha się obok mnie i zagląda do szafy, by chwilę później wyciągnąć z dołu parę kilkunastocentymetrowych szpilek, które lądują przy moich stopach. — Załóż te.

Marszczę brwi.

— Nie są zbyt wysokie?

— Są idealne — oponuje. — Na mnie są już małe, ale na ciebie pewnie będą w sam raz, bo masz mniejsze stopy. Możesz zachować te buty, nie będą mi już potrzebne. — Uśmiecha się promiennie.

Niewątpliwie powinnam podziękować jej za ten miły gest, jednak w mojej głowie krystalizuje się świadomość, iż nijak potrafię chodzić na takich butach, więc nie za bardzo cieszę się z jej pomysłu. Czuję na sobie ponaglający wzrok i przez kilka sekund lampię się jak idiotka na gigantyczne jak dla mnie obcasy, aż w końcu Bijou traci cierpliwość.

— Zakładaj je, nawet nie waż się marudzić — ostrzega, a potem odchodzi w kierunku drzwi. — Czekam przy schodach, pospiesz się, okej?

Kiwam tylko głową, coraz bardziej żałując, że w ogóle powiedziałam współlokatorce o rzekomym zaproszeniu na imprezę. Przez to jestem teraz zmuszona — bo inaczej nie da się tego nazwać — do pójścia w miejsce, które nie wiąże się dla mnie z miłymi wspomnieniami, i przeżycie tam przynajmniej kilku godzin z towarzyszeniem okropnej, głośnej muzyki. Pocieram skronie palcami, chcąc doprowadzić się do względnego porządku, a gdy moje działania dochodzą do skutku, gnuśnie odrzucam trampki w kąt pokoju, na ich miejsce zakładając zbyt wysokie, zbyt błyszczące i zbyt niewygodne szpilki. Potem wychodzę chwiejnie i zamykam za sobą drzwi, by następnie począć mozolnie dreptać w stronę Bijou, która z rozdrażnieniem oczekuje mojego przybycia na szczycie schodów.

— Będzie świetnie! — mówi wesoło, a ja dziwię się, ponieważ jej humor drastycznie zmienił się w ciągu nanosekundy. — Jeszcze będziesz mi dziękować, że namówiłam cię na tę imprezę, zobaczysz.

Nie silę się na odpowiedź, ponieważ nie chcę ponownie rozzłościć dziewczyny swoją, z całą pewnością nieaprobującą, odpowiedzią, jakiej zamierzam udzielić. Po wyjściu na parking zabieramy się kursującym autobusem, a z każdym kolejnym okręceniem się jego koła mam coraz dobitniejsze przeczucie, iż ten wieczór wcale nie skończy się dobrze, tak jak zapewniała mnie Bijou.

Mogę tylko mieć nadzieję, że moja intuicja postanowiła zrobić mi figla.

Mogę tylko mieć nadzieję, że moja intuicja postanowiła zrobić mi figla

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

PIOSENKA: Alan Walker — Sing Me To Sleep

Kolejny rozdział pojawi się w sobotę! ♥

Do napisania!

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz