Rozdział dwudziesty

11.2K 653 128
                                    

Oczywiście nie mam najmniejszego zamiaru ulec namowom chłopaka, który nieproszony przybył na moje zajęcia z gimnastyki i na dodatek bezczelnie się we mnie wgapiał, zatem postanawiam sprytnie go uniknąć i pojechać na basen autobusem. Siedząc już na niezbyt wygodnym fotelu przy oknie, jestem z siebie prawdziwie dumna, ponieważ przynajmniej jeden raz udało mi się przechytrzyć Reubena. Mniejsza z tym, że zachowuję się przy tym jak dziecko.

Pospiesznie wysiadam z pojazdu, uprzednio będąc zmuszona przecisnąć się przez wciąż potężną gromadę studentów, udających się do akademików po skończonych zajęciach. Podczas człapania do budynku z wygrawerowanymi u góry literami uważnie patrzę pod nogi, jakbym w ten sposób mogła się lepiej skoncentrować. Właściwie nie mam zielonego pojęcia, jak powinnam postępować w obecności starszego brata. Nadal jestem nieco rozogniona przez całkiem niedawną sytuację z paleniem marihuany, mimo że on zasadniczo wmawia mi, iż to nic wielkiego. Sama już nie wiem, co myśleć — odkąd pamiętam, wszyscy głośno ogłaszali, że przez to można zniszczyć sobie zdrowie, a nawet umrzeć, ale z drugiej strony Clinton nigdy nie podejmował decyzji, które negatywnie mogłyby wpłynąć na jego karierę pływacką. Może, tak jak mówił, to tylko jednorazowy występek...?

Podskakuję w miejscu, a z mojego gardła wydobywa się pisk zaskoczenia, kiedy podnoszę głowę, a przede mną ukazuje się sylwetka Reubena. Chłopak jest wyraźnie rozdygotany z rozpierającej jego organizm złości, brązowe tęczówki ciskają we mnie gromy, a męską szczękę zaciska tak mocno, że moja własna zaczyna mnie boleć.

Zatrzymuję się i wzdycham pod nosem, dobrze wiedząc, że Bennett zaraz wyrzuci mi prosto w twarz kilka niemiłych rzeczy.

— Myślałem, że wyraziłem się jasno — wyznaje chłodno. — Mówiłem ci, że cię zawiozę — przypomina z poirytowaniem. — Dlaczego pojechałaś autobusem?

— Bo nie jesteś moją niańką. — Wzruszam ramionami. — Mam już na tyle dużo lat, żeby móc sama poruszać się po ulicy, więc daj mi, z łaski swojej, święty spokój, okej?

— Przecież wiesz, że nie z własnej woli wszędzie cię podwożę — stwierdza szyderczo. — Clinton...

— Jezu, Reuben! — przerywam mu, wyrzucając ręce w powietrze w geście załamania. — To fakt, że mój brat jest zanadto opiekuńczy, ale nie w aż tak wielkim stopniu! Poza tym zawsze możesz się nie zgodzić, na pewno masz o wiele ciekawsze rzeczy do roboty niż podwożenie młodszej siostry swojego przyjaciela.

Reuben przez kilka długich sekund patrzy wprost na mnie, zaciekle nad czymś rozmyślając. Czasem chciałabym wniknąć do jego umysłu, by przekonać się, co go tak bez przerwy frasuje, lecz poniekąd sądzę, że mogłoby mnie to przerazić. W końcu faceci praktycznie bezustannie myślą o seksie, a to plus doświadczenie Bennetta w tych sprawach stawiłyby mnie w dosyć niekomfortowej sytuacji.

— To nie tak — oświadcza nareszcie, więc ponownie skupiam na nim dociekliwy wzrok. Marszczy brwi w skonfundowaniu. — Clinton prosi mnie, bo się o ciebie martwi, więc pomagam — oponuje moim wcześniejszym słowom.

Unoszę kącik ust w kpiarskim uśmieszku, zupełnie mu nie wierząc. Jednak dopiero po chwili dociera do mnie, jaki może być faktyczny powód, dla którego Reuben postanowił zostać moim osobistym sługusem.

— Wiem, to przecież oczywiste! — wyznaję chwacko, wręcz dziwiąc się, że wcześniej na to nie wpadłam. Podchodzę nieco bliżej, by móc lepiej dostrzec wyraz jego twarzy, gdy będę mówić. — Ty po prostu chcesz wynagrodzić Clintonowi to, że mizdrzyłeś się z jego dziewczyną, mam rację? — Bennett zgrzyta zębami na mój protekcjonalny ton, więc uśmiecham się w duszy.

— To nie jest jego dziewczyna...

— Tak, po prostu się pieprzą. — Przewracam oczami. — Już to przerabialiśmy, Reuben. Kłamstwo na nic ci się zda — uznaję, po czym sprawnie omijam go, nim zdąży mnie zripostować, i popycham masywne drzwi prowadzące na hol.

Dopiero gdy zerkam na zegarek wiszący na ścianie dociera do mnie, że mój starszy brat czeka na mnie już od, kurczę, bitych dwudziestu minut, więc czym prędzej wykupuję wstęp u tej samej kobiety, która sprzedaje je za każdym razem, a następnie ruszam w kierunku przebieralni. Przysięgam, że nigdy jeszcze nie czułam tak ogromnego stresu, przebierając się w strój kąpielowy. Poniekąd jest to spowodowane rozmową i czasem spędzonym z Clintonem, co mam przed sobą, ale jest jeszcze świadomość, iż w wodzie będzie mnóstwo studentów, którzy z całkowitą pewnością zauważą, że bardzo słabo pływam. Cóż, moje znakomite umiejętności właściwie graniczą pomiędzy zerem a minus jeden, w przeciwieństwie do Clintona.

Odpinam jeszcze z kostki bransoletkę, którą zawsze noszę, a kiedy wychodzę na wolną przestrzeń, gdzie wszyscy swobodnie mogą mnie obserwować, mój trucht przemienia się w chód. Bez większego trudu namierzam jaskrawozielony czepek, a chwilę później jestem już obok starszego brata. Nie wygląda na szczególnie zaskoczonego moim zacnym spóźnieniem, najpewniej już zdążył się do tego przyzwyczaić.

— Cześć. — Na powitanie ochlapuje mnie wodą, więc jęczę, równocześnie osłaniając głowę rękoma, by krople cieczy z wszechobecnym chlorem nie wpadły mi do oczu. — Co u ciebie?

— Cześć, Clinton — odpowiadam, poprawiając czepek. — Całkiem dobrze, a u ciebie? — zagajam, jednak mój starszy brat momentalnie wyczuwa drugie znaczenie. Domyśla się, że chodzi mi o całą tę sprawę ze skrętami, ale nie komentuje.

— Dobrze — mówi zdawkowo, a potem znienacka ożywia się, najprawdopodobniej zamierzając podjąć ciekawszy dla niego temat. — Będziesz na zawodach?

— Owszem, będę. Nie mogłabym ich opuścić.

Uśmiecham się przyjaźnie, lecz spojrzenie Clintona wcale nie koncentruje się na mojej twarzy, tylko kieruje ponad moim ramieniem. Nie robię z tego wielkiej sprawy, bo, znając życie, zauważył jakąś śliczną dziewczynę, z którą warto by było się umówić. Gdy jednak po dłuższej chwili chłopak wciąż z bananem na twarzy nie zmienia punktu obserwacji, obijam się od podłoża i odwracam, nerwowo machając przy tym rękoma dla utrzymania równowagi. I błyskawicznie rozdziawiam usta, ponieważ kilka metrów dalej do wody po drabince wchodzi właśnie Reuben — w samych kąpielówkach, warto napomknąć. Całkiem możliwe, że oniemieję z powodu sposobu, w jaki dopasowany materiał obejmuje jego umięśnione uda i podkreśla zaokrąglony tyłeczek, ale bardziej prawdopodobnym jest, iż po prostu znów pojawia się tam, gdzie nie powinien był w ogóle przychodzić. Chciałam porozmawiać z Clintonem w cztery oczy, a nie w obecności jego najlepszego przyjaciela, który, tak się składa, sypiał — a być może wciąż sypia — z jego dziewczyną.

Bennett podpływa w naszą stronę, przez co jego naga klatka piersiowa ukazuje mi się dopiero wtedy, gdy facet staje obok nas w całej okazałości. Gardło schnie mi na wór w mgnieniu oka, a widok opalonej skóry i pysznie, naprawdę przepysznie zarysowanych mięśni wprawia mnie w stan podobny szaleństwu. Chcąc się otrząsnąć z tego zgubnego odczucia, przenoszę spojrzenie na twarz chłopaka, mając nadzieję, że będzie wyglądał idiotycznie przynajmniej w czepku. 

I nie mylę się. 

Wybucham śmiechem, nie potrafiąc się powstrzymać, a on najwyraźniej kompletnie nie rozumie, o co mi chodzi, ponieważ jego brwi praktycznie łączą się w jedną. Prawdę mówiąc, na jego miejscu też byłabym zagubiona, w końcu przed chwilą pałałam do niego czystą nienawiścią, a w tym momencie się z niego śmieję.

Chyba będę miała okres.

PIOSENKA: Calum Scott — Dancing On My Own

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

PIOSENKA: Calum Scott — Dancing On My Own

Kolejny rozdział pojawi się w sobotę! ♥

Do napisania!

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz