Rozdział czterdziesty trzeci

9.5K 580 204
                                    

Mój starszy brat zamiera w pół kroku w momencie, gdy rejestruje mnie w rogu pokoju. Jestem boleśnie świadoma zdezorientowanego przez krótką sekundę wyrazu jego twarzy, które zmienia się w do reszty rozjątrzone, kiedy tylko jego spojrzenie ląduje na czarnym bawełnianym podkoszulku, jakim zakryłam prawie nagusieńkie ciało.

— Chyba sobie jaja robicie — warczy rozzłoszczony, choć w jego głosie pobrzmiewa nutka rozczarowania. Spogląda na Reubena, stojącego nieopodal z rozchylonymi w przerażeniu ustami, i wścieka się jeszcze bardziej. — Pieprzysz moją siostrę?!

W mgnieniu oka pokonuje dzielącą ich odległość, ale stawiane w pośpiechu kroki i tak nie są choćby w połowie tak szybkie, jak bijące w mojej piersi serce. Ramiona drżą mu przy bokach, spomiędzy warg wydobywa się głośny, nierównomierny oddech, a całe jego ciało aż rwie się do ataku. Jestem szczerze zdumiona, a także przerażona, ponieważ, przysięgam, nigdy jeszcze nie widziałam go tak złego. Nawet kiedy dowiedział się o moim poprzednim fagasie, przyjął to o wiele lepiej. A Reuben jest jego przyjacielem. Czy mój brat nie powinien być... nie wiem, zadowolony? Albo przynajmniej poklepać go po ramieniu w geście adoracji. Chociaż, z drugiej strony, skoro dobrze się znają, Clinton doskonale wie, jak właściciel tych pięknych brązowych oczu postępuje z kobietami i...

— Nie mówię wyraźnie?! — kontynuuje. — Pytam, czy pieprzysz moją siostrę! Odpowiedz, do cholery!

Reuben jest wyraźnie zestresowany pod niemiłosiernie rozindyczonym spojrzeniem przyjaciela. Przestali zwracać na mnie jakąkolwiek uwagę, w związku z czym po prostu im się przyglądam, bojąc się choćby dygnąć, by mnie nie zobaczyli. Szczerze wątpię, że wytrzymałabym napięcie i tę okropną złość, jaka bije z oczu mojego brata.

— Ja... To znaczy, to nie tak jak myślisz. My po prostu... — Wzdycha i z roztargnieniem przeczesuje smukłymi palcami włosy. Mierzwią się jeszcze bardziej, przez co mam ochotę podejść i nieco mu je przygładzić, aczkolwiek moje nogi odmawiają posłuszeństwa. — Tak — mówi po chwili, przyznając się. — Pieprzę twoją siostrę.

Clinton zaciska zęby i na moment jego spojrzenie znów przenosi się na mnie. Chyba widzi różnorodne emocje, miotające moim ciałem, w tym nieopisane zdruzgotanie, bo na chwilę spuszcza z tonu. Zmienia się to jednak od razu, gdy tylko ponownie spogląda na Bennetta.

— Kochasz ją? — pyta, wskazując na mnie palcem.

Cisza.

— A chcesz się w niej zakochać?

Cisza.

Ogłuszająca, wszechobecna cisza.

I, mimo że naprawdę nie chcę czuć się zdradzona, serce w ogóle się mnie nie słucha i czuję, jak powoli odpada jego kawałek. Przepoławia się, po czym jedna połówka spada, niknąc na dnie mojej duszy. W tym momencie już wiem, że nie będę stanie go stamtąd wyciągnąć i ponownie przyczepić, choćby klejem. Bo, pomimo tego, iż wcale nie przepadałam za Reubenem i nie domagałam się jego uwagi, coś sprawiło, że zapragnęłam ciągnąć naszą znajomość po wsze czasy. Stał się mi bliski. Zupełnie nie zwracałam uwagi nawet na to, iż przecież jest kobieciarzem, w związku z czym, podczas gdy romansuje ze mną, jednocześnie może uprawiać seks z kimkolwiek innym. 

Nie jesteśmy razem i to nie jest zdrada, faktycznie. Ale i tak czuję się zdradzona.

— Czyli co, najpierw ruchasz moją dziewczynę, a teraz zabrałeś się za moją siostrę? — Clinton śmieje się bez krzty rozbawienia. — Mogłem się tego po tobie spodziewać, ty pieprzony skurwysynie!

— Stary...

— Jaki "stary"? O czym ty mówisz, człowieku?! Nie mogę na ciebie, kurwa, patrzeć, a co dopiero uważać cię za przyjaciela! — Popycha go z całych sił, na co Reuben chwieje się i odsuwa o krok. Widzę, jak bardzo zraniły go okrutne słowa mojego brata, ale równocześnie nie zamierzam go bronić. Może powinnam, bo całe to zamieszanie powstało także z mojej winy, jednak w tej chwili tak wielką nienawiścią pałam do Bennetta, że mam ochotę wygarnąć mu jeszcze bardziej. — Nawet nie wiesz, jak bardzo chcę ci przypierdolić — sarka, po czym kręci głową i jednocześnie prycha pod nosem, choć w rzeczywistości nie jest ani odrobinę wesoły.

— Clinton... — postanawiam w końcu zabrać głos.

— Nawet się nie odzywaj — przerywa mi, nim zdążę powiedzieć cokolwiek sensownego. Z trudem przenosi na mnie spojrzenie. — Na ciebie też jestem wkurwiony, jasne? 

Przełykam ślinę, nie bardzo wiedząc, jak powinnam zareagować.

— Jedziemy do domu — oświadcza hardym tonem, a następnie jeszcze raz rzuca Reubenowi pełne rozjuszenia spojrzenie i odwraca się do drzwi. Wychodzi, więc czym prędzej zerkam na chłopaka, lecz on najwyraźniej nie ma tego w zamiarze. 

Również postanawia zająć się czymś innym i, nie patrząc na mnie, przeciska się obok, by chwilę później zniknąć za drzwiami prowadzącymi do łazienki, tym samym zostawiając mnie w pustym pokoju bez resztek pokruszonego serca.

Nim podążam za starszym bratem, z zawstydzeniem uświadamiam sobie, że nie mam okazji się przebrać, ponieważ ani myślę przebywać w tym pomieszczeniu choćby minutę dłużej, a tym bardziej czekać, aż Bennett wyjdzie z łazienki i będę mogła wrócić po swoje ubrania. Zbieram się więc w sobie i wychodzę na korytarz, chcąc jak najszybciej pozbyć się z umysłu wspomnień wczorajszego wieczora, kiedy to miękkie wargi Reubena doprowadzały mnie do białej gorączki.

Ku mojemu zadowoleniu, na korytarzu, a także parterze nie ma żywej duszy. Najprawdopodobniej wszyscy balujący faceci pogrążeni są w głębokim śnie bądź nawet ich nie ma. O fakcie, iż impreza faktycznie miała miejsce, świadczą jedynie tumany porozrzucanych po podłodze kubeczków i zatęchły zapach, pomieszany z wonią alkoholu i rzygowin. Gdzieniegdzie walają się piłeczki od gry w piwnego ping-ponga, w innym miejscu ktoś postanowił pozbyć się bokserek, a kolejna osoba pewnie całkiem dobrze się bawiła, psując po pijaku czarną roletę.

Na zewnątrz nie ma śladu po wczorajszej burzy, oprócz tego, że dla odmiany w powietrzu czuć rześkość. Słońce świeci mocno, ogrzewając promieniami okolicę i pojedyncze samochody, których właściciele są rannymi ptaszkami lub po prostu wybierają się do pracy.

Clinton czeka na mnie przy swoim aucie z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Ma marsową minę, czemu wcale się nie dziwię, i ponownie taksuje mnie oceniającym spojrzeniem od stóp aż po czubek głowy. 

— Wsiadaj — rozkazuje zdawkowo.

Postanawiam nie narażać się jeszcze bardziej i boso wsuwam się na fotel pasażera, jednocześnie naciągając koszulkę Reubena tak daleko, jak to tylko możliwe. Mimo tego i tak świecę gołymi udami, co przyprawia mnie o kolejną falę zawstydzenia. Normalnie się nie czerwienię, jednak w tym momencie, gdy starszy brat odpala silnik i przed wyjechaniem z podjazdu spogląda na mnie ponownie, mam chęć zapaść się pod ziemię.

Czeka mnie naprawdę długa podróż.

PIOSENKA: Tom Odell — Another Love

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

PIOSENKA: Tom Odell — Another Love

Rozdział miał być jutro, ale alliecreature (Wattpad się buntuje, nie chce oznaczyć) przekupiła mnie za pizzę xD Kolejny pojawi się jutro (tym razem na pewno)! ♥

Do napisania!

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz