Rozdział dwudziesty pierwszy

11.4K 647 158
                                    

Kiedy po dłuższej chwili nareszcie opanowuję emocje i przestaję się śmiać, zauważam, że mój starszy brat nie za bardzo interesuje się aktualnymi wydarzeniami, ponieważ odpływa w stronę przeciwległego brzegu basenu. Nie chcąc zostać z Reubenem sama, również odpycham się od podłoża i poczynam ukazywać moje marne pływackie umiejętności. Jak łatwo przewidzieć, mija niewielka ilość czasu, gdy w mojej głowie włącza się czerwony alarm oznajmiający, że znalazłam się zbyt daleko od bezpiecznego miejsca. Momentalnie usiłuję odwrócić się, by móc powrócić do brzegu, jednak okazuje się, iż moje stopy nie są w stanie dotknąć powierzchni płytek, na co wybałuszam oczy. Stawiam na pierwszą reakcję, jaką okazuje się być nerwowe machanie nogami. Ku mojej uldze, plan sprawdza się praktycznie w osiemdziesięciu procentach — pozostałe dwadzieścia skupia się na fakcie, iż nie najlepsza ze mnie pływaczka.

Miałam nadzieję, że Bennett znudzi się przebywaniem przy brzegu i pójdzie w ślady mojego brata, ale on wciąż znajduje się w tym samym miejscu, w którym go zostawiłam. Jakby tego było mało, jego wnikliwy wzrok skupiony jest na mnie, co wprawia mnie w podenerwowanie.

— Co to było? — pyta z zainteresowaniem.

Marszczę brwi.

— Co?

— Prawie padłaś na zawał pośrodku basenu — stwierdza lekceważąco. — Dostałaś skurczu?

Może i nie dramatyzuję nagminnie, ale gdybym dostała skurczu, jak podejrzewa Reuben, z całą pewnością zaczęłabym się drzeć jak opętana, ażeby ktoś rzucił mi się na ratunek, bo sama na pewno nie dałabym sobie rady.

— Nie, po prostu... Cóż, moje geny znacznie różnią się od genów Clintona — wyznaję, równocześnie wzruszając ramionami. — Podczas gdy on i woda tworzą jedność, ja ledwo utrzymuję się na powierzchni.

Moje słowa w znacznym stopniu zaskakują chłopaka, co wnioskuję po zadziwionym wyrazie jego twarzy. Niedługo potem nieco zdezorientowane spojrzenie przemienia się w zamyślone, patrzy na mnie szklanymi oczyma. Dopiero po kilku długich sekundach, podczas których ciszę zagłusza jedynie kojący szum wody, postanawia się odezwać.

— Nauczyć cię?

— Czego? — dopytuję, ponownie nie rozumiejąc. Bennett wzdycha, a ja mam wrażenie, jakbym denerwowała go samym swoim głosem.

— Pływać.

— Co? — mówię, pełna oniemienia.

— Jezu, czy ja mówię po chińsku? — unosi się.

Prycham pod nosem.

— Nie, najzwyczajniej w świecie mówisz zupełnie bez sensu. Po co niby miałbyś uczyć mnie pływać?

Teraz to on parska.

— Nie wiem — sarka. — Może po to, żebyś się nauczyła? — sugeruje, w jego głosie wyraźnie pobrzmiewa poirytowanie.

Mlaskam językiem, w ciszy wpatrując się wprost w brązowe tęczówki Reubena. Chciałabym móc umieć cokolwiek z nich wyczytać, jednak wydaje się, że jest to niemożliwe. Ten chłopak jest strasznie pogmatwany, tajemniczy i, uch, opryskliwy, co z pewnością nie jest dobrym połączeniem. Wolałabym, żeby mój starszy brat był na tyle rozsądny, by zaznajomić się z kimś lepszego sortu, kto a) nie podrywałby jego dziewczyny, i b) zachowywałby się odpowiednio.

Błyskawicznie odskakuję w tył, kiedy niespodziewanie Clinton pojawia się tuż obok nas. Jest nieco zziajany po przepłynięciu jednym z wielu stylów całej długości basenu — i to dwukrotnie — a jego policzki są z lekka czerwone z wysiłku. Mimo to na jego szczupłej twarzy kwitnie szeroki uśmiech, jakby wcale nie zauważył, że właśnie połajam Bennetta, on natomiast mnie. Wykorzystuję sytuację, by się ulotnić, uprzednio jednak zwracam się jeszcze do starszego brata:

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz