Rozdział dwudziesty piąty

11K 600 74
                                    

SOBOTA, DWUDZIESTY TRZECI WRZEŚNIA

Spośród czterdziestu czterech tysięcy studentów uniwersytetu w Illinois, mnie dotykał akurat Reuben Bennett i to właśnie on próbował pocieszyć mnie ostatniej nocy. Wprawdzie jego działania nie sprawiły, bym była jakoś szczególnie szczęśliwsza, raczej wręcz przeciwnie, ponieważ przez ten krótki moment, gdy jego skóra stykała się z moją, teraz jestem do reszty zdezorientowana. Nie wiem bowiem, czy normalnie tak się zachowuje, bo jeśli tak, mam ochotę go uderzyć, a jeżeli nie, zupełnie nie rozumiem, o co mu chodzi. Cóż, na pewno nie czuje do mnie nic większego niż zwykła tolerancja, a świadomość tego jeszcze bardziej zbija mnie z pantałyku.

— Kiedy będę mogła zobaczyć te seksowne ciałka? — zagaduje Bijou, wpychając się na miejsce obok mnie. Dziewczyna, która tam ówcześnie siedziała, mierzy ją niemiłym spojrzeniem, jednak moja współlokatorka nic sobie z tego nie robi. Zamiast tego posyła mi szeroki uśmiech.

— Powinno zacząć się za około pięć minut — stwierdzam, uprzednio zerkając na duży zegar, umieszczony na ścianie wysoko nad jednym z dwóch basenów. — Poza tym jest duże prawdopodobieństwo, że ci faceci wcale nie będą seksowni.

Bijou lekceważąco wywraca oczyma.

— Twój brat bierze udział w zawodach. I Bennett, tak? — Kiwam głową, a ona unosi kącik ust w kpiącym uśmieszku. — No to nie ma się nad czym zastanawiać, kochana.

Odwracam głowę, postanawiając nie wykłócać się ze współlokatorką. Mniejsza, że właściwie ma rację. Usiłuję wypatrzeć wśród kilkorga chłopaków, biorących udział w dzisiejszych zawodach, twarzy Clintona, ale nigdzie go nie spostrzegam. Pojawia się przy basenie dopiero wtedy, gdy wokół rozbrzmiewa ostry głos sędzi, który oznajmia, że przedstawienie czas zacząć. Następnie wyczytuje pierwszą kolejkę, w której jednak nie znajduje się Clinton, przez co moje podekscytowanie wzrasta dwukrotnie. Minęło przecież trzy lata, odkąd oglądałam go na zawodach ostatni raz — potem wyjechał na uniwersytet i nie miałam możliwości w nich uczestniczyć. Pomimo tego zawsze dzwonił do nas i opowiadał, jacy byli przeciwnicy, co działo się w szatni i jakie zajął miejsce, a to za każdym razem wywoływało uśmiech na mojej twarzy.

Pierwsi uczestnicy ustawiają się przed przypisanymi im stopniami startowymi i usiłują przyzwyczaić się do temperatury wody, nieco się nią ochlapując, a tłum usadowiony na trybunach momentalnie się ożywia. Niektórzy drą się jak opętani, jednak większość dopinguje swoich ulubieńców, głośno klaszcząc w dłonie. Z racji, że dawno nie brałam udziału w takich rzeczach, mnie również udziela się pozytywna atmosfera i już po chwili podrywam się z krzesełka. Niedługo potem rozbrzmiewa syrena, na dźwięk której pływacy błyskawicznie wskakują do chłodnej wody. Studenci zebrani wokoło najwyraźniej lubią zdzierać sobie gardło, z niewiadomych mi powodów, ponieważ równocześnie do moich uszu dociera ich krzyk. Na początku nie jestem w stanie określić, kto zdobywa przewagę — dopiero gdy pływacy odbijają się od przeciwnego krańca basenu i kraulem powracają swoim torem na miejsce startowe, rozpoczyna się walka o przejście wstępnych eliminacji. Na prowadzenie wysuwa się chłopak z innej szkoły i to on ostatecznie wygrywa pojedynek, tym samym dostając się do finału jakże prestiżowych zawodów. 

Gdy grupa wychodzi z wody, na miejsca startowe wchodzą kolejni pływacy, do których tym razem należy mój starszy brat. Poklaskuję w dłonie, namierzając jego zielony czepek, lecz blednę, kiedy dwa tory dalej dostrzegam Reubena. Oczywiście spodziewałam się, że tu będzie, ale nieszczególnie przygotowałam się na moment, gdy go zobaczę, a tym bardziej na chwilę, kiedy jego spojrzenie powędruje w górę, by chwilę potem skrzyżować się z moim. Serce gwałtownie reaguje na to spotkanie, za co karcę się w duszy i czym prędzej odwracam wzrok. Doskonale wiem jednak, iż Bennett wcale nie poszedł w moje ślady. Oddycham więc z ulgą, kiedy w głośnikach odbija się oschły głos oznajmiający o zajęciu miejsc na słupkach startowych, a chłopak skupia się na zadaniu, jakie mu wyznaczono. Nim rozpoczyna się rywalizacja, zastanawiam się, czy zawsze sądziłam, że faceci wyglądają seksownie w stroju kąpielowym. Otóż nie. I dochodzę do wniosku, iż najpewniej coś mi się pomieszało, skoro teraz, patrząc na Reubena, mam ochotę przeskoczyć rzędy krzesełek, by dostać się do niego i przejechać palcami po opalonej skórze ramion, rozkoszując się przepysznymi bicepsami. 

Dobry Boże, oszalałam.

Podskakuję w miejscu z zaskoczenia, kiedy nagle dociera do moich uszu piskliwy dźwięk trąbki. Szybko jednaj ignoruję zdezorientowanie i z zaciśniętymi w pięść dłońmi zaczynam kibicować Clintonowi. W tej drużynie jest jeszcze kilku — oprócz niego i jego najlepszego przyjaciela — pływaków, zatem teraz wręcz cała publiczność wiwatuje, by dodać im otuchy. A to z kolei sprawia, że jestem dumna z brata, ponieważ wszyscy go uwielbiają. 

Podobnie jak w poprzedniej rywalizacji, najpierw ciężko określić, który z chłopaków zajmie pierwsze miejsce, bo płyną w równym tempie. Kraul jest jednaj najszybszym — tak mówił mi Clinton — stylem, więc kilka chwil później studenci już wracają na miejsca startowe. Na prowadzenie nie wysuwa się jednak ani Clinton, ani Reuben, czego spodziewałabym się po wszystkich historyjkach, jakie brat wpajał mi przez ostatnie trzy lata, a chłopak z innego uniwersytetu. Jak łatwo się domyślić, wygrywa on zawody, co spotyka się z kilkoma głośnymi jękami zawodu ze strony publiczności. Przełykam gorzkie rozczarowanie, gdyż nie zobaczę brata w finale, i uśmiecham się pocieszająco, mimo że ten nawet nie zerka w moim kierunku.

— Kurna, szkoda. — Bijou się krzywi, a potem wzdycha głęboko. — Ale przynajmniej pooglądałyśmy sobie fajne ciałka.

— Nie przeklinaj — upominam. — Mam wrażenie, że przyszłaś tu tylko po to, żeby pooglądać fajne ciałka — zauważam z przekąsem.

— A coś ty myślała? — Szczerzy się. — Przecież nawet nie wiem, jakim stylem przed chwilą płynęli.

Parskam śmiechem i koncentruję się na rozpoczętym właśnie pojedynku kolejnych pływaków. Potem okazuje się, że tylko jeden z chłopaków z naszej szkoły dostał się do ścisłego finału, ale ostatecznie nie zajmuje żadnego miejsca. Nie jestem jednak skupiona na obserwowaniu medalistów, ponieważ bezustannie wędruję spojrzeniem w kierunku wejścia do męskiej szatni, mając nadzieję, iż zobaczę tam starszego brata. Na pewno jest z siebie niezadowolony, bowiem zawsze starał się być najlepszy w rzeczach, które lubi. Z jednej strony współczuję mu, lecz z drugiej nawet mu się należało. W końcu sam sobie to robi — palił skręty, upijał się do nieprzytomności i z pewnością nie przestrzegał także żadnych zalecanych diet, co skutkuje słabą pozycją na zawodach. Mam jednak nadzieję, że pokrzepi to go do działania i przestanie niszczyć sobie zdrowie. Jeśli nie... cóż, jeśli nie, nie będę miała już sposobów, by przemówić mu do rozsądku.

Jeny, mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Jeny, mam nadzieję, że do tego nie dojdzie

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

PIOSENKA: Tom Walker — Leave a Light On

Kolejny pojawi się we wtorek! ♥

Do napisania!

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz