Rozdział dwudziesty ósmy

11.4K 620 364
                                    

ŚRODA, DWUDZIESTY SIÓDMY WRZEŚNIA

Przez cały dzień ze zniecierpliwieniem oczekuję na gimnastykę, tym samym nieszczególnie uważając na zajęciach. Oczywiście Sheldon postanawia mi o tym napomknąć, ale zbywam go pierwszą lepszą wymówką. Kiedy nareszcie przekraczam próg sali do ćwiczeń, moje podenerwowanie wzrasta jeszcze bardziej, ponieważ już za kilkanaście minut spotkam się z Reubenem. Wprawdzie ciężko stwierdzić, w jaki sposób będzie się wobec mnie zachowywał, jednak moje serce zupełnie na to nie zważa — podskakuje radośnie, ignorując wszelkie upomnienia.

Nieco rozdygotanymi z podekscytowania dłońmi sięgam po matę, a następnie rozkładam ją w jednym z ostatnich rzędów, jak zawsze, po czym usadawiam się i w ciszy oczekuję na rozpoczęcie zajęć. W przeciągu kilku kolejnych minut do sali wkracza cały tabun ubranych w obcisłe stroje dziewczyn i dochodzę do wniosku, że chyba tylko ja mam na sobie luźne dresy. Niedługo potem instruktorka pojawia się w drzwiach i od razu nakazuje nam rozpocząć ćwiczenia rozciągające. Nie trwa to jednak długo, ponieważ po chwili do sali raźnym krokiem wtranżala się Reuben, szczerząc się od ucha do ucha. Łapie ze mną kontakt wzrokowy, przez co po kręgosłupie przebiegają mi ciarki, a później zwraca się do psorki z prośbą o poczekanie na jedną z dziewczyn. Nauczycielka się zgadza, jak gdyby nigdy nic, lecz tym razem nieszczególnie mi to przeszkadza. Co prawda stres chwyta mnie za gardło, ale przynajmniej nie muszę zadręczać się pomysłami, jakoby Bennett mógł mieć wstrętny humor, a — co za tym idzie — zachowywać się jak skończony idiota. Czyli jak zwykle, prawdę mówiąc.

Następne kilkanaście minut spędzam na bezustannym przysłuchiwaniu się studentkom, nadzwyczaj wyginającym się nieopodal mnie. Prowadzą zaskakująco bulwersującą konwersację, której głównym bohaterem jest Reuben, a jakżeby inaczej. Poniekąd złości mnie ich zachowanie, powinny skupić się na zaleconym nam ćwiczeniom, nie bez przerwy zerkać na siedzącego w rogu sali chłopaka. Cóż, ja również powinnam zastosować się do własnych próśb, jednak moja siła woli postanowiła najwyraźniej zniknąć na kilka chwil. Może przegoniło ją intensywne, wypalające dziurę w moim ciele spojrzenie, jakim obdarza mnie Bennett? Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było.

Niezbyt proste jest wykonywanie wszelkich ćwiczeń, kiedy seksowny facet gapi się na ciebie na okrągło, więc po zakończonych zajęciach w pewnym sensie oddycham z ulgą, mimo że czeka mnie kolejne napawające lękiem spotkanie z Reubenem. Ostatecznie odsuwam niepokojące myśli na koniec świadomości i swobodnym krokiem człapię do drzwi wyjściowych. Muszę przyznać, że umyślnie maszeruję na tyle wolno, by znaleźć się na samym końcu stawki i móc dzięki temu zamienić z chłopakiem kilka słów. Podchodzi do mnie z tak cwaniackim uśmieszkiem wykrzywiającym te pełne usta, że jestem całkiem pewna, iż domyślił się, jaki jest cel moich poczynań.

— Jak tam gimnastyka? — zagaduje niezachwianym głosem.

— W porządku — odpowiadam, jednocześnie poprawiając szeroką koszulkę w taki sposób, by ukryć wszelkie oznaki mojego lenistwa, objawiające się niewyprasowaniem jej dzisiejszego ranka.

— Mam do ciebie ważne pytanie — oświadcza po chwili ciszy kompletnie od rzeczy. Spoglądam na niego ze zmarszczonymi brwiami, próbując oczytać cokolwiek z wyrazu jego oczu, jednak jest zbyt skryty, bym mogła rozpoznać choćby jedno uczucie nim targające. — Przebierz się, będę czekał na parkingu.

Posłusznie kiwam głową i udaję się do szatni, gdzie nie omyka mnie całe mnóstwo ciekawskich spojrzeń studentek, skierowanych w moją stronę. Wokoło rozbrzmiewają na dodatek szepty, lecz staram się na to nie zważać. Pospiesznie zamieniam dresy na dżinsy, zakładam czystą ciemnozieloną koszulkę, której rąbek wpycham w spodnie, i wskakuję w trampki. Co prawda nie muszę się spieszyć, ale ciekawość popycha mnie do szybszych ruchów, na skutek czego pędzę w stronę wskazanego miejsca, po drodze wiążąc niedbałego kucyka na czubku głowy. Omiatam wzrokiem rozległy betonowy plac, lecz pomimo wielu zebranych nań samochodów momentalnie namierzam ten należący do mojego starszego brata, którym odkąd pamiętam posługuje się Reuben. Po chwili gramolę się już na przedni fotel i po zatrzaśnięciu drzwiczek pocieram skostniałe ramiona.

— Nie masz swetra? — Bennett jest nieco skonsternowany.

— To tylko kawałek drogi, nie potrzebowałam — stwierdzam hardo i mimo że chłopak zaciska usta w poirytowaniu, nie komentuje mojego dziecinnego zachowania. — A więc o co chciałeś zapytać? — dociekam.

Obraca głowę w stronę szyby po swojej stronie, potem z powrotem skupia się na mnie. Jego tęczówki błyszczą szelmowsko, co z kolei sprawia, że niezręcznie poruszam się na siedzeniu, bo nagle robi się niewygodnie.

— Chodzisz na gimnastykę — przypomina oczywiste.

— No.

— Jesteś wygimnastykowana. — Marszczę brwi. Do czego zmierza?

— No.

— Więc zastanawiam się, czy jesteś w stanie zrobić sobie minetę? — kończy nareszcie i zawadiacko przygryza dolną wargę, podczas gdy ja rozdziawiam usta z zaskoczenia. To najwyraźniej rozbawia go jeszcze bardziej, bo z jego gardła wydobywa się zachrypły śmiech.

— Pytasz poważnie? — rzucam, wciąż oszołomiona. Przytakuje, na co głęboko wzdycham. — Nie wiem, nie próbowałam. Poza tym to wcale nie jest ważne pytanie.

— Zależy dla kogo. — Posyła mi kolejny z kolekcji uśmiechów typu "Wiem, że cię podniecam", a potem nieco pochyla się w moją stronę, przez co jestem zmuszona odsunąć się, by zachować bezpieczną odległość. — Mnie na przykład kurewsko podnieca wyobrażenie o tobie, robiącej sobie samej minetkę. — Przełykam ślinę. — Na dodatek masz na ustach tę cholernie czerwoną szminkę, co jara mnie jeszcze bardziej. Nie mogę przestać wyobrażać sobie ciebie, obejmującą tymi swoimi usteczkami mojego kutasa.

Matulu.

Reuben powoli powraca do wcześniejszej pozycji, równocześnie miętosząc wargę, co doprowadza mnie do szaleństwa. Przypomina mi się miętowy smak jego ust, które dane mi było poczuć na swoich zaledwie kilkanaście godzin temu, a dłonie aż świerzbią mnie, by na powrót zaplątać się w gęste kosmyki włosów Bennetta. Jakby tego było mało, cipka zaciska mi się boleśnie, rejestrując palące, niesamowicie intensywne spojrzenie, jakim taksuje moje ciało chłopak naprzeciwko. Mam ochotę przejechać palcami po jego policzku, porośniętym kilkudniowym zarostem, i poczuć pod opuszkami palców przyjemną szorstkość. Wiem jednak, że nie powinnam rzucać się na niego jak pies na kość, więc odchrząkuję, by otrząsnąć się ze zbereźnych myśli.

— Clinton jest w domu bractwa, tak? — zagaduję, chcąc dowiedzieć się, gdzie zawozi mnie Reuben. 

— Nie wiem — oświadcza beztrosko, na co marszczę w niezrozumieniu brwi.

— Jak to nie wiesz? 

Wzrusza ramionami, wpatrując się w samochód zaparkowany przed nami, jakby zupełnie nie interesowała go nasza konwersacja. I nadal nie odpala silnika, co zbija mnie z pantałyku.

— Cóż, właściwie wcale nie chciał się z tobą spotkać — stwierdza lekceważąco. — Ja chciałem.

Och. Kurde blaszka. Czyli co, wczorajszego ranka Reuben także przyszedł do akademika tylko po to, by mnie zobaczyć? W pewnym sensie stawia mnie to na podwyższeniu, skutecznie pobudzając moje ego do wzniesienia się w górę. Z drugiej strony czuję się jednak nieco zdezorientowana, ponieważ przez to krótkie wyznanie Bennetta już zupełnie nie jestem w stanie określić, co nas łączy. Nie jestem jego dziewczyną, to z pewnością nie wchodzi w grę, ale przyjaciółmi także nie możemy się nazwać. Nawet powiedzenie na niego kumpel byłoby niezgodne z prawdą.

Więc czym my, do licha, jesteśmy?

PIOSENKA: ZAYN, Taylor Swift — I Don't Wanna Live Forever

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

PIOSENKA: ZAYN, Taylor Swift — I Don't Wanna Live Forever

Kolejny rozdział pojawi się w poniedziałek! ♥

Do napisania!

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz