Rozdział ósmy

14K 742 147
                                    

CZWARTEK, CZTERNASTY WRZEŚNIA

Odczuwam lekki niepokój, gnuśnie człapiąc w stronę krytego basenu ze wzrokiem wbitym w trampki, które z kolei równomiernie odbijają się od płyt chodnikowych. Nie przemyślałam jeszcze, co dokładnie zamierzam wyjawić bratu. Wiem jednak, że prędzej czy później i tak dowie się o całej tej nieprzyjemnej sytuacji, a wolę go nie ranić. Wprawdzie Reuben miał mu opowiedzieć o niedawnym zdarzeniu i nadal posiadam nadzieję, iż zrobił to, dzięki czemu nie musiałabym teraz zadręczać się myślami. Tego, czy dotrzymał obietnicy, dowiem się dopiero za kilkanaście minut.

— Dzień dobry — witam się z kobietą przy recepcji, tą samą, która była tu trzy dni temu. Uśmiecha się do mnie ciepło, najwyraźniej nie spostrzegając, jak bardzo jestem przybita.

— Dzień dobry.

Wykrzywiam usta, starając się zrobić wrażenie miłej osoby, jednak nie bardzo mi to wychodzi. Poddaję się więc i znużona wędruję na piętro, gdzie widok jest o niebo lepszy. Siadam na jednym z pierwszych foteli i wzdycham ociężale. Nietrudno odnaleźć w tłumie pływających ludzi Clintona, ponieważ jak zwykle nałożył jaskrawozielony czepek, skutecznie chowając pod nim bujną jasnobrązową czuprynę, kolorem niebywale przypominającą moje włosy. Zagłębiam się w rozważaniach, beznamiętnie śledząc wzrokiem brata, aż po kilku minutach do moich uszu dociera głośne tuptanie ze strony schodów. Marszczę brwi, odwracając się w tamtą stronę, by dojrzeć, kto zamierza umilić mi nudne oczekiwanie. Jakież jest moje zdziwienie, kiedy zauważam wysoką, dobrze znaną mi sylwetkę chłopaka, którego wolałabym dziś nie widzieć. Co on tu robi?

— Co tu robisz? — pytam niechętnie, zgodnie z myślą.

— Miłe powitanie — stwierdza cierpko.

Obserwuję z rozdrażnieniem, jak usadawia się na najbliższym fotelu po mojej lewej stronie. Wyciąga długie, umięśnione nogi i krzyżuje je w kostkach, a potem spogląda w moją stronę. Momentalnie odwracam głowę. Serce bije mi trochę zbyt mocno i nie potrafię pozbyć się tego niechcianego uczucia, mimo że bardzo tego pragnę. Czuję przeszywające spojrzenie Reubena, jakim taksuje moje spięte ciało, a to dodatkowo mnie peszy.

— Nie jest ci gorąco? — W jego głosie pobrzmiewa rozbawienie wymieszane ze skonsternowaniem.

Obrzucam wzrokiem koszulkę na ramiączkach i obcisłe dżinsy, jakie postanowiłam dziś założyć. Cóż, prawdę mówiąc nawinęły mi się jako pierwsze i jakoś nie miałam ochoty przebierać dłużej w ubraniach. W końcu na uniwersytet przyjechałam się uczyć, nie zdobywać znajomości z przeciwną płcią, a już na pewno nie umawiać się na randki. Nim udzielam odpowiedzi na to jakże ważne pytanie, przebiegam spojrzeniem jeszcze po sylwetce Bennetta — ma na sobie najzwyklejsze w świecie czarne, krótkie spodenki i szarą koszulkę, a mimo to wygląda zabójczo. Uch.

— Wolę, by było mi gorąco, aniżeli zimno — stwierdzam z przekąsem. — Ty jednak, jak widzę, lubisz wychładzać organizm.

— Wychładzać organizm? — Parska śmiechem. — Dziewczyno, na zewnątrz jest trzydzieści stopni, o czym ty mówisz? 

Wywracam oczami i skupiam się na Clintonie, który wciąż pluska się w wodzie. Nie mam chęci na prowadzenie głupiej gadki o pogodzie z kolesiem, którym nijak się nie interesuję. Bliższe prawdzie byłoby powiedzenie, że żywię do niego ogromne pokłady nienawiści, choć to i tak w pełni nie oddaje tego, jak bardzo mnie wpienia.

— Rozmawiałeś z Clintonem? — Nagle przypominam sobie, że właściwie jestem tu po to, by zdradzić bratu tajemnicę jego najlepszego przyjaciela i... dziewczyny? Wypadałoby się przynajmniej dowiedzieć, czy Clinton już przypadkiem nie wyjaśnił sobie wszystkiego z Reubenem. Wtedy nic tu po mnie.

PonurakOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz