Gdy tak patrzę na budynek bractwa, do którego Clinton dołączył na początku nauki w uniwersytecie, nazbyt wiele wykluczających się nawzajem emocji buzuje w moim organizmie i, chcąc je z siebie wyrzucić, krzyczę. Z mojego gardła wydobywa się krótkie wołanie, pełne frustracji i bezradności.
— Ucisz się, bo ludzie pomyślą, że ktoś cię gwałci. — Wzdrygam się, słysząc męski głos tuż przy uchu i ciepły oddech na policzku. Odwracam lekko głowę, uprzednio usiłując pozbyć się natrętnego, szybkiego bicia serca. Reuben spogląda na mnie z zawadiackim uśmieszkiem, jakby w ogóle nie przejmował się zaistniałą wcześniej sytuacją.
— Odczep się — mamroczę. Z tak bliskiej odległości jego oczy są przerażająco przenikliwe, co w pewnym stopniu mnie intryguje, jednak równie mocno dezorientuje.
Na moje słowa chłopak figlarnie przygryza dolną wargę śnieżnobiałymi zębami, a mój żołądek zaciska się w supeł. Bennett przez dłuższą chwilę po prostu na mnie patrzy, najpewniej starając się odgadnąć, co krąży po mojej głowie. Gdyby mógł zajrzeć do mojego umysłu, w tym momencie ujrzałby mój palec, przesuwający się powoli po jego pełnych ustach, co byłoby doprawdy idiotycznym posunięciem z mojej strony.
Odchrząka.
— Chodź, zawiozę cię do akademika — proponuje, zrywając kontakt wzrokowy. Odsuwa się nieco i wpycha duże dłonie w kieszenie dżinsów.
Wybudzam się z odrętwienia.
— Nie trzeba, Bijou mnie odwiezie. — Chłopak automatycznie marszczy brwi.
— Bijou?
— Bijou Coomps — oznajmiam ze wzruszeniem ramionami. — Dzielę z nią pokój — wyjaśniam krótko, a Reuben tylko uśmiecha się pod nosem.
— Jeśli o nią chodzi, szczerze wątpię, by miała zamiar szybko zabrać się z tej imprezy. — Podążam wzrokiem za jego długim palcem, który wystawił. Wśród kilkunastu osób zebranych przed domem bractwa dostrzegam właśnie ją, całującą się łapczywie z chłopakiem, który porwał ją do tańca jakąś godzinę temu. Moje usta rozdziawiają się z zaskoczenia. — Chodź — nalega Bennett.
Serce znów zaczyna walić mi w piersi jak oszalałe, gdy chłopak chwyta moją dłoń, zamykając ją w swojej dużej. Czuję ciepły ucisk na palcach, ale również w głębi duszy, co zbija mnie z tropu. Nie powinnam doświadczać w jego obecności czegokolwiek innego niż niechęć bądź nienawiść, tym bardziej, że kompletnie nie rozumiem, z czego to się bierze. Facet jest strasznie pogmatwany, ale i tajemniczy, przez co nie jestem w stanie przewidzieć jego ruchów. Najpewniej właśnie to wywołuje wszystkie moje uczucia.
Bez słowa kierujemy się do samochodu mojego brata, a tam Reuben otwiera dla mnie drzwiczki. Ten mały gest wzbudza stado motylków w moim brzuchu, które, jak mi się wydaje, próbuję wyżreć mi wnętrzności. Posłusznie gramolę się na siedzenie pasażera i marszczę nos, kiedy do moich nozdrzy napływa woń papierosowego dymu. Cóż, nie jestem szczególnie zdziwiona — ostatnim razem, gdy byłam w tym pojeździe, również wyczułam nieprzyjemny zapach. Najwyraźniej Clinton już wtedy nie oszczędzał sobie fajek czy skrętów.
Po zamknięciu drzwi Bennett przechodzi przed autem na drugą stronę, a tam usadawia się za kierownicą. I znów na mnie spogląda. Tym razem jednak jego spojrzenie nie obstaje jedynie na mojej spiętej twarzy — koszmarnie mozolnie przesuwa się w dół mojej sylwetki, wnikliwie analizując każdy skrawek mojego pobudzonego ciała, łącznie z całkiem obfitymi piersiami i odkrytymi nogami. Siedzę jak na szpilkach, nie będąc w stanie wydobyć z siebie choćby słowa. Czekam po prostu, aż chłopak oderwie ode mnie wzrok, a emocje opadną. Kiedy w końcu tak się dzieje, nie zaznaję spokoju, ponieważ kilka sekund później umięśnione ciało Bennetta pochyla się w moją stronę. Gwałtownie wciągam powietrze. On zdaje się być równie rozemocjonowany, co poznaję po szybko poruszającej się klatce piersiowej i z lekka drżących palcach, które sięgają do pasa bezpieczeństwa. Marszczę z niezrozumieniem brwi, ponieważ tylko na tyle mnie stać, podczas gdy chłopak mnie zapina. Tworzywo sztuczne zaciska się na moich biodrach i boleśnie wbija się w szyję, więc poluźniam je, kiedy tylko Reuben się prostuje. Chcę zająć czymś swoje naprężone ciało, ale w tej chwili w mojej głowie panuje pustka, jeśli nie liczyć przydymionych brązowych oczu, świdrujących mnie nawet w moim umyśle.
Bennett przekręca kluczyk w stacyjce, tym samym uruchamiając silnik, a chwilę później samochód rusza. Oglądam w lusterku bocznym budynek, przy którym Bijou wciąż migdali się z Johnem, jeśli dobrze pamiętam jego imię. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy złoszczę się na nią za to, że jedziemy razem do akademika, choć to wcale nie jej wina. W towarzystwie Reubena czuję się bowiem dosyć niekomfortowo przez towarzyszące temu uczucia, ale z drugiej strony poniekąd to przyciąga mnie do niego, z każdą chwilą coraz mocniej.
— Nie powiedziałaś mu o Simone, prawda? — zagaja chłopak siedzący po mojej lewej stronie. Przez chwilę zastanawiam się, kim jest Simone, ale w końcu to do mnie dociera. Chodzi o dziewczynę, z którą go widziałam i, Jezu, jest ona tą samą, do której właśnie udał się mój brat. W końcu wypowiedział jej imię.
Zaciskam usta.
— Przecież wiesz.
Reuben zerka na mnie kątem oka, ale równie szybko powraca do wpatrywania się w nawierzchnię. Jego palce raz po raz zaciskają i rozluźniają się na kierownicy.
— Chciałem się po prostu upewnić — tłumaczy. Między nami zapada cisza, przerywana jedynie pracowaniem silnika, zatem wyglądam za szybę i zaczynam wpatrywać się w migotliwe szyldy knajpek, które właśnie mijamy. — Dlaczego to zrobiłaś?
Odrywam czoło od okna i skupiam spojrzenie na chłopaku.
— Nie wiem. — Wzdycham ciężko. — Chyba nie byłam gotowa mu powiedzieć.
Bennett kiwa głową, jednak z jego twarzy wyczytuję, że niekoniecznie takiej odpowiedzi się spodziewał — ma zaciśniętą szczękę, zmarszczone w skonsternowaniu brwi, a spojrzenie jego brązowych tęczówek utkwione jest w asfalcie. Nie wiem jednak, nad czym tak zacięcie rozmyśla, zatem nie odzywam się ani słowem. On również najpewniej nie czuje takiej potrzeby i resztę drogi mijamy w zupełnej ciszy. Podczas tych kilku minut mam niewyobrażalnie świetną okazję, żeby podziwiać jego wyćwiczone ciało, jednak mój wzrok szczególnie upodobał sobie jego profil. Szczerze mówiąc, trudno oderwać od niego wzrok. Gęste ciemnobrązowe, prawie czarne włosy, niskie czoło, strzelisty nos, pełne, jasnoróżowe usta i mocna szczęka porośnięta kilkudniowym zarostem tworzą przepyszną dawkę, jakiej nigdy nie dano mi jeszcze zasmakować.
Reuben zatrzymuje samochód na parkingu przed budynkiem, w którym mieszkam, kolokwialnie nazywanym sześciopakiem. Na kampusie jest bowiem sześć identycznych pod każdym względem akademików, w tym mój, i nietrudno się domyślić, iż to studenci postanowili ochrzcić je taką nazwą, najpewniej po spożyciu zbyt dużej ilości alkoholu na randomowej imprezie.
— Mógłbyś przypomnieć Clintonowi, że wyjeżdżamy jutro o szóstej? — proszę. Bennett spogląda na mnie pierwszy raz od kilku minut, a z jego oczu emanuje feeria emocji — począwszy od zdezorientowania, a skończywszy na rozgoryczeniu.
— Jasne — odpowiada tylko, kiedy ja trzymam dłoń na klamce. — Cześć, Caroline.
— Cześć, Reuben — mówię, po czym wysiadam z samochodu i zatrzaskuję za sobą drzwiczki. Bez wahania ruszam w stronę wejścia do budynku, starając się powstrzymać chęć oglądnięcia się za siebie.
Mija przynajmniej minuta, nim udaje mi się wdrapać na drugie piętro, a kolejne pięć spędzam już wewnątrz pokoju, stojąc na środku z odrętwieniem. Dogłębnie analizuję wszystkie wydarzenia, jakie ostatnio miały miejsce i dochodzę do wniosku, że ten tydzień naprawdę był szalony. Jak nigdy.
I, dobry Boże, przeżyłam podczas tych kilku dni więcej, niż kiedykolwiek spodziewałam się przeżyć w całym swoim życiu.
PIOSENKA: Kodaline — All I Want
Kolejny rozdział pojawi się już jutro! ♥
Do napisania!
CZYTASZ
Ponurak
RomantikCaroline wiedzie bezproblemowe życie przepełnione godzinami spędzonymi na nauce, sporządzaniem notatek i rozmowami z matką, którą uważa za swoją jedyną przyjaciółkę. Wkrótce rozpoczyna pierwszy semestr na uniwersytecie w Illinois, nie mając jakichko...