CZWARTEK, DWUDZIESTY ÓSMY WRZEŚNIA
Ostatniego wieczoru byłam tak zaabsorbowana wszystkim, co związane z przyjacielem mojego starszego brata, że o zadaniu domowym przypomniałam sobie w trakcie kąpieli. W związku z tym podczas gdy Bijou wygodnie leżała w łóżeczku, opatulając się miękką kołderką, ja byłam zmuszona ślęczeć nad małymi literkami, by nie nazbierać niepotrzebnych jedynek. Jak nietrudno się domyślić, jestem więc dzisiaj w niesamowicie niewyborowym humorze, snuję się po budynkach uniwersyteckich zaspana, a w trakcie zajęć walczę ze zmęczeniem. Sheldon, jak zawsze, zauważa moje nienaturalnie zachowanie i od razu pyta, czy wszystko w porządku. Tak, w porządku, tylko Reuben Bennett, zabójczo seksowny facet, zagościł w moim umyśle wraz z boskim pocałunkiem, jakim mnie obdarował, przez co ciągle o nim myślę. Normalka.
— Caroline, muszę ci coś powiedzieć — tymi słowami wita mnie moja współlokatorka, kiedy tylko wchodzę do naszego pokoju w akademiku.
Rzucam się na łóżko, które trzeszczy pode mną niczym... niczym trzeszczące łóżko, a potem niechętnie obracam głowę w stronę Bijou. Jednocześnie zamykam oczy, ponieważ jestem tak padnięta, iż z trudem utrzymuję powieki rozchylone.
— Mów, mów — ponaglam. — Ja posłucham.
— Okej. — W jej głosie pobrzmiewa nienaturalne wręcz podekscytowanie, jakby zaraz zamierzała oświadczyć mi, że obrzydliwy pryszcz zniknął z jej twarzy godzinę przed zaplanowaną randką z najseksowniejszym mężczyzną na świecie, jakim bez wątpienia jest Reuben Bennett. Wtedy z pewnością bym ją zrozumiała, bo najpewniej całowanie się z ogromnym syfem na twarzy nie jest szczególnie komfortowe, nie mówiąc już o ssaniu penisa czy uprawianiu niesamowicie bogatego w doznania seksu, o którym będzie opowiadało się wnukom i... — Jezu, będzie bosko! — piszczy, tym samym wybudzając mnie z dość sprośnego letargu.
— Czekaj, co? — mamroczę niemrawo. — Nie słyszałam, przepraszam. Możesz powtórzyć?
Bijou wzdycha ciężko i najprawdopodobniej usadawia się wygodniej na swoim materacu, ponieważ do moich uszu dociera szelest prześcieradła. Tym razem staram się skoncentrować, by nie zezłościć dziewczyny swoją nieuwagą. W końcu dużo razy opowiadałam jej anegdoty z mojego życia, a kiedy ona raz na jakiś czas postanawia wyznać mi coś ważnego, nie jestem w stanie nawet słyszeć jej słów. Dobra ze mnie przyjaciółka, nieprawdaż?
— A więc pamiętasz tego chłopaka, z którym tańczyłam na każdej imprezie? — W mojej głowie od razu krystalizuje się wyobrażenie wysokiego jak tyczka faceta z bujną czupryną, zatem kiwam potakująco głową. Cóż, ciężko byłoby mi go nie zapamiętać, skoro Bijou znikała z nim na całe noce.
— John, tak?
— Tak — potwierdza. — Poznaliśmy się już na początku semestru i od razu mi się spodobał, ale jakoś bałam się zagadać. W końcu on to zrobił, gdzieś w pierwszym tygodniu, i od razu się polubiliśmy. Mieliśmy swoje numery telefonów, więc często ze sobą pisaliśmy, aż w końcu na tej imprezie w domu bractwa, gdzie razem poszłyśmy, nasza znajomość weszła na wyższy poziom — trajkocze jak najęta, a kiedy na nanosekundę otwieram oczy, dostrzegam, że na dodatek żywo gestykuluje rękoma, a na jej ustach majaczy radosny uśmiech. — Jakoś tak wyszło, że poszliśmy razem do łóżka. Kilka razy. — Chichocze. — A dzisiaj zaprosił mnie na randkę! Prawie się rozryczałam ze szczęścia, centralnie. Podszedł do mnie, kiedy akurat wychodziłam z teatru. Miał nawet różę, czaisz? — świergocze, pełna rozradowania. — Idziemy do kawiarni w sobotę, chociaż spotkamy się jeszcze pewnie na piątkowej imprezie. Na pewno będzie bosko!
— Nie wątpię. — Uśmiecham się nieznacznie, bo puchata poduszka pod moim policzkiem blokuje mi buzię. W związku z tym słowa przeze mnie wypowiadane są także nieco zniekształcone, jakbym zanadto się upiła. — Brzmi, jakby koleś był cudowny — stwierdzam zgodnie z prawdą.
CZYTASZ
Ponurak
RomanceCaroline wiedzie bezproblemowe życie przepełnione godzinami spędzonymi na nauce, sporządzaniem notatek i rozmowami z matką, którą uważa za swoją jedyną przyjaciółkę. Wkrótce rozpoczyna pierwszy semestr na uniwersytecie w Illinois, nie mając jakichko...