05. THE WORLD UPSIDE DOWN

178 23 18
                                    


Czułem się... zadziwiająco spokojnie. Jakby te wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w cale się nie wydarzyły. Śmierć Optimusa... Moja podróż do przeszłości... Spotkanie ze zmarłą matką... Nie czułem już smutku, ani złości. Czułem się... dobrze.

Podniosłem się z kapsuły sypialnej pełen życia i sił, zadowolony z nadchodzącego dnia. Pomieszczenie, w jakim się znajdowałem, nie przypominało mojej dotychczasowej sypialni. Kapsuła, w jakiej jeszcze przed chwilą spałem, była mniejsza od poprzedniej, z pewnością nie zmieściły by się w niej dwa transformery. Stąd wniosek, że najwyraźniej nie jestem w związku... Ściany pokoju były ciemne, podobnie podłoga i oprócz dość dużego lustra nie widziałem żadnych więcej mebli. Podszedłem do lustra i doznałem małego szoku. Mój dotychczas czerwony lakier był teraz czarno – fioletowy z szarymi elementami. Byłem niższy, więc zapewne w tej linii czasu nie zostałem Primem. To akurat dobra wiadomość, bo to mogłoby znaczyć, że wojna faktycznie nie miała miejsca. Mój entuzjazm niestety szybko zgasł, kiedy na ramieniu ujrzałem insygnia Autobotów. Czyli podział na frakcje... Czyżbym zawiódł?

Nie chcąc stać w miejscu i gapić się na swoje odbicie opuściłem sypialnię i znalazłem się w holu. I tutaj ściany oraz podłoga były ciemne, a liczne, pomalowane na ciemne kolory Autoboty chodziły z poważnymi wyrazami twarzy, zatrzymując się jedynie po to, by mnie powitać. Robiły to w bardzo zróżnicowany sposób. Niektóre jedynie kiwały głowami, inni zwyczajnie machali, ale byli i tacy, którzy stawali przede mną i kłaniali się. Nie byłem do końca pewny czemu tak robią, ale dopóki nie byłem zorientowany w sytuacji, nie chciałem ich zatrzymywać.

Ruszyłem przed siebie mając nadzieję napotkać kogoś znajomego, ale niestety nikt taki akurat nie szedł. Korytarz zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Nie wiedziałem, czy jestem na statku, czy w jakimś budynku, bo nigdzie nie było okien. Dopiero, kiedy doszedłem do dużej, otwartej sali, całej przeszklonej mogłem się zorientować, gdzie się znajdowałem. Był to najwyraźniej bardzo wysoki budynek, ponieważ z okna mogłem zobaczyć całą panoramę Iacon. Co mnie bardzo uszczęśliwiło, miasto było w idealnym stanie. Dzięki nietkniętym wojną budynkom znów odzyskałem nadzieję i pognałem dalej w poszukiwaniu przyjaciół.

Kolejne Autoboty witały się ze mną, lecz wśród nich nadal nie znalazłem nikogo znajomego. Nie było Bumblebee, ani Ratcheta, czy Arcee. Nie było też Elity, Optimusa, a przede wszystkim Infinity... Zastanawiałem się co powinienem zrobić. Może wystarczy zapytać kogokolwiek, gdzie znajdę przyjaciół? Czy nie wyda się to im dziwne? No, zbyt dziwne...

-Ace! Ace! – krzyczał ktoś za mną i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że mówi do mnie. Tak dawno nie używałem mojego starego imienia, że całkowicie się od niego odzwyczaiłem.

-Tak? – odwróciłem się do nieznajomego.

Był nim bot mojego wzrostu o fioletowym lakierze z szarymi elementami i okropnymi czerwonymi optykami... Jakoś wcześniej nie zwracałem na nie uwagi, ale teraz zdałem sobie sprawę, że wszystkie Autoboty, które tu spotkałem miały czerwone optyki...

-Wszyscy na ciebie czekają – powiedział nieznajomy, zbliżając się do mnie – To, że jesteś następny w kolejce do władzy wcale nie znaczy, że możesz się od tak spóźniać – mech rzucił mi karcące spojrzenie, po czym niechętnie dodał – Główna narada pewnie się już skończyła, ale Optimus będzie z pewnością chciał zamienić z tobą słówko. A więc lepiej chodźmy...

I bot odwrócił się na pięcie i nie czekając na mnie ruszył przed siebie. Słowo „Optimus" sprawiło, że bez wahania w momencie ruszyłem za nim. Szliśmy w ciszy, a nieznajomy zdawał się nawet nie zwracać na mnie uwagi, traktować mnie jak powietrze. Wciąż przyśpieszał kroku albo ukradkiem na mnie spoglądał, po czym uśmiechał się wrednie. Najwyraźniej za mną nie przepadał...

SHATTERED GLASSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz