24. NEGOTIATIONS

152 21 14
                                    


Powoli zaczynałem się budzić. Świat przed moimi optykami się stabilizował, barwy stawały się coraz to wyraźniejsze. Ciężko było mi się podnieść, bo czułem ogromny ból w brzuchu, najpewniej spowodowany moim niedawnym starciem ze Smokescreen'em. Udało mi się jednak przejść do pozycji siedzącej, dzięki czemu łatwiej mi było rozejrzeć się po otoczeniu.

Z całą pewnością znajdowałem się w skrzydle szpitalnym. Wnioskowałem to po licznych leżankach, z czego kilka było zajęte przez ranne Decepticony oraz po sprzęcie medycznym, który co prawda znałem, ale nie potrafiłem go nazwać. Jednakże najbardziej interesujące w całym pomieszczeniu było to, że obok mojego łóżka szpitalnego siedziała Infinity. Femme siedziała bokiem i opierała głowę na oparciu krzesła, a po jej zamkniętych optykach mogłem zgadnąć, że śpi. Lubiłem, kiedy spała. Była wtedy taka spokojna, nie musiała się niczym martwić. I kochałem, jak na jej twarzy pojawiał się uśmiech, bo wiedziałem, że śni o czymś dobrym.

Dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że choć jej jedną rękę podstawiła pod głowę, drugą uparcie ściskała moją dłoń...

Niepewnie i ja ją uścisnąłem, a w tej samej chwili przepiękne, fioletowe optyki femme się otworzyły. Wpatrywaliśmy się w siebie przez chwilę nic nie mówiąc. Ale potem ona wstała, przeniosła się na leżankę i nadal nie wypuszczając mojej dłoni z uścisku powiedziała:

-Dziękuję. Tak bardzo ci dziękuję...

-To nic takiego.

-Nie... - fembotka położyła mi wolną rękę na policzku – To coś, na co nikt by się nie odważył. Ryzykowałeś własne życie dla czegoś tak mało wartościowego...

-Nie dla ciebie – przerwałem jej – Dla ciebie to było coś bardzo cennego. Skoro niegdyś ci go odebrałem, musiałem go też zwrócić.

Znów nastała między nami chwila ciszy. Infinity nie spuszczała ze mnie wzroku, dokładnie tak, jak ja nie mogłem się przestać wpatrywać w nią. Była inna niż ta femme, którą znałem wcześniej. Co w cale nie znaczy, że była gorsza. Bo dla mnie, obie były idealne. Owszem, miały swoje wady, ale to dla mnie się nie liczyło. To tylko sprawiało, że były jeszcze bardziej niesamowite.

I nagle w mojej głowie pojawiła się okropna myśl. Czy powinienem wracać? Co, jeśli znów popełnię jakiś błąd, jeśli zamiast naprawić tylko pogorszę sprawę. A co, jeśli stracę wszystkich, na których mi zależy? Cybertron, który opuściłem, był martwy. Nie mogliśmy na nim przeżyć, więc musieliśmy opuścić naszą rodzinną planetę, którą tak długo próbowaliśmy ochronić. Tutaj Cybertronowi nic nie grozi. Możemy żyć na nim bez przeszkód. A Decepticony nadal mają szansę wygrać i zaprowadzić pokój na planecie. Wcześniej myślałem samolubnie, bo chciałem wrócić do tych, których kocham i którzy kochają mnie. Teraz sytuacja się zmieniła. Teraz znów mam przyjaciół, o których muszę walczyć. I tyrana, którego należy obalić. Mam siostrę, za którą oddałbym życie. A Infinity...

Po raz pierwszy od chwili, kiedy tu przybyłem, nie chcę wracać...

-Kiedy mi go dałeś... - odezwała się wreszcie Infinity, wpatrując się w leżący na stole modulator - ..powiedziałeś, że masz nadzieję, że ci wybaczę. Ale prawda jest taka, że nie mam co wybaczać... - spojrzałem na nią ze zdziwieniem – Wierzę ci. Wierzę, że ten mech, którego znałam to nie ty. On mnie skrzywdził i jemu nie byłabym w stanie wybaczyć. Ale ty... Ty nie zrobiłeś mi nic złego. Dlatego, jeśli ktoś ma prosić o wybaczenie, to tylko ja. To ja od początku ci nie wierzyłam, nie chciałam zaufać, podejrzewałam o zdradę i życzyłam ci śmierci. Może gdybym wcześniej zrozumiała, jak głupio się zachowuję... może wtedy wszystko potoczyłoby się inaczej. Dlatego to ja dziś pytam ciebie. Wybaczysz mi?

SHATTERED GLASSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz