10. BROTHERS

196 21 26
                                    



Po niedługim czasie zacząłem dostrzegać zarysy zniszczonych budynków, z czego mogłem wywnioskować, że docieramy do Caminus. Przez całą drogę Knock Out czuwał nad Starscream'em, a Infinity ani razu się nie odezwała. Widziałem, że nie jest zadowolona z zaistniałej sytuacji. Ja natomiast nie mógłbym być szczęśliwszy. Bo skoro tutaj jestem, Decepticony musiały zaufać mi na tyle, że wdrożą mnie do swojej rebelii. A przynajmniej taką mam nadzieję.

Wylądowaliśmy na pustym placu, a wysokie gruzy zniszczonych budynków zasłaniały statek. Na pokład weszła dwójka nieznanych mi mechów, która przeniosła ledwie przytomnego Starscream'a na nosze, a następnie, wraz z Knock Out'em, wyszła na zewnątrz. Infinity wstała z fotela i skierowała się ku wyjściu, więc ruszyłem za nią. Powoli robiło się ciemno, dlatego też nie mogłem się dość dobrze rozejrzeć po okolicy. Jednak z tego, co widziałem, wnioskuję, że tu chyba nie ma nic poza gigantycznymi zniszczeniami. Tak, na pewno jesteśmy w Caminus.

Weszliśmy do jednego z budynków, który jako chyba jedyny w okolicy zachował się całkiem nieźle. Chwilę wędrowaliśmy ciemnymi korytarzami, aż w końcu dotarliśmy do windy. Drzwi same się nie otwierały, więc chciałem zrobić to ręcznie, jednak widząc wrogie spojrzenie Infinity, szybko zrezygnowałem z tego zamiaru. Femme sama, bez większego problemu, otworzyła drzwi przestarzałej windy. Nie zobaczyłem tam tego, czego się spodziewałem, bo pusty szyb wypełniała nie winda, a drabinka prowadząca w dół.

-Ty przodem – rozkazała Infinity, więc grzecznie wykonałem jej polecenie.

Nie mam pojęcia jak długo schodziliśmy, ale to, do czego zmierzaliśmy, musiało być bardzo głęboko, bo szyb wręcz zdawał się nie mieć końca. W końcu dostrzegłem smugę światła i zacząłem słyszeć niewyraźne, niezrozumiałe głosy. Byliśmy blisko. Chwilę później moje nogi wreszcie dotknęły podłoża, a ja aż odetchnąłem z ulgą, bo przez chwilę myślałem, że Infinity będzie chciała mnie wtrącić w jakąś przepaść.

Gdy oboje już byliśmy na ziemi, femme wyprzedziła mnie i ruszyła dalej przed siebie. Poszedłem więc za nią i tym razem musiałem nieco zwiększyć tempo, bo Infinity prawie zmieniła chód w bieg. Musiała się gdzieś spieszyć. No albo po prostu chciała się już ode mnie uwolnić.

Głosy były dużo wyraźniejsze, ale nadal nie widziałem ich źródła. Szliśmy długim, pustym i ledwo oświetlonym korytarzem. Po obu stronach widziałem zamknięte drzwi, jednak fembotka nie zatrzymała się aż do samego końca korytarza. Zrobiła mi miejsce, a następnie ruchem głowy zachęciła, bym wszedł do pokoju naprzeciw. Posłusznie wykonałem polecenie, zrobiłem kilka kroków w przód, a drzwi, z lekkim trudem i głośnym zgrzytnięciem, otworzyły się. Wszedłem do środka.

W pokoju nie znajdowało się wiele, bo zaledwie biurko, dwa krzesła i Megatron we własnej osobie. Mech opierał się plecami o ścianę, przyglądając mi się. I mimo, że swoimi błękitnymi optykami zdawał się wwiercać w moją iskrę, jakby chciał sprawdzić, czy faktycznie mam m szczere intencje, uśmiechał się. Niepewnie podszedłem bliżej, przez co Megatron wyprostował się i również zrobił krok w przód.

-To, co zrobiłeś, bardzo nad pomogło – odezwał się, nadal z uśmiechem – Stworzyłeś dla nas idealną szansę na podłożenie ładunków. Wszyscy zgromadzeni bacznie obserwowali, jak syn Optimusa Prime'a sprzeciwia się mu. To... dość niecodzienny widok. Sam muszę przyznać, że gdy Infinity mnie o tym poinformowała, nie mogłem w to uwierzyć.

-To nie jest mój ojciec – stwierdziłem – A przynajmniej nie ojciec, którego do tej pory znałem...

-Muszę przyznać, że sporo myślałem o tym, co mówiłeś na przesłuchaniu. Blackstar twierdzi, że wszystko było prawdą. A moja córka, że nigdy nie usłyszała ani jednego prawdziwego słowa z twoich ust, więc nie sądzi, by teraz miało się coś zmienić. Dlatego muszę usłyszeć to z twoich ust. Czy to, co mówiłeś, jest prawdą?

SHATTERED GLASSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz