08. THE "REAL" ME

149 23 9
                                    


-Zacznijmy więc od formalności – Megatron stał na wprost mnie, a jego błękitne optyki sprawiały wrażenie, jakby chciały się we mnie wwiercić – Imię.

-Ace Pax – odparłem prawie w tej samej chwili.

-Ace'ie Pax, zostałeś oskarżony o wielokrotne morderstwa niewinnych mieszkańców Cybertronu, wielokrotne, bezprawne tortury więźniów Kaonu, którzy nie zostali nawet poddani procesowi oraz o wydanie rozkazu zniszczenia miasta Caminus i wszystkich jego mieszkańców...

Dopiero słuchając Megatrona zdałem sobie sprawę, kim jestem. Przynajmniej w tej linii czasu. Jestem sadystą, mordercą... Czuję się, jakbym zdradził swoją własna rasę... Tak właściwie, to dokładnie to zrobiłem...

-Wszyscy wiemy, że to zaledwie kilka twoich zbrodni. Pełna lista byłaby zbyt długa, by ją odczytać, zanim wszyscy zardzewiejemy... - tłum nie mógł powstrzymać cichego chichotu. Meg z poczuciem humoru, a to nowość – Czy przyznajesz się do postawionych ci zarzutów?

Czy powinienem się przyznawać? To przecież nie ja popełniłem te wszystkie zbrodnie. Nie „prawdziwy" ja. Ale mimo wszystko, choćby pragnął tego bardziej, niż czegokolwiek innego, nie mogę ukryć tego, że odpowiedzialność za te wszystkie wymienione zbrodnię muszę przyjąć...

-Tak. Przyznaję się.

Tłum zamilkł, podobnie i Lider Decepticonów. Wszyscy wpatrywali się we mnie z niedowierzaniem. Pewnie spodziewali się, że będę próbował wymigać się od sprawiedliwości i kary. Być może to jest moja szansa, by wyjawić mój sekret...

-Ale musicie coś wiedzieć – mówiłem dalej, a nikt nie próbował się nawet odezwać – Ten świat... Cybertron, w jakim dziś żyjemy, jest dla mnie czymś nowym, nieznanym. Pewnie mi nie uwierzycie i uznacie, że oszalałem, ale musicie poznać prawdę. Na Cybertronie, jaki znam, to Megatron był tyranem żądnym energonu swoich braci, a Optimus robił wszystko, by ich ocalić... - wtem wszyscy zaczęli krzyczeć, jakby starali się zagłuszyć moje słowa za wszelką cenę, byle bym tylko nie obrażał ich Lidera – To prawda! – starałem się ich przekrzyczeć. Musieli wiedzieć – Na Cybertronie trwała wojna! A przez jej skutki nasza planeta umarła! Chciałem wszystko naprawić, więc cofnąłem się w czasie i sprawiłem, że...

Nie skończyłem. Nie mogłem nawet wypowiedzieć pojedynczego słowa. Nie, kiedy ona stała przede mną. Pojawiła się znikąd. Jej fioletowe optyki ani na chwilę nie zwróciły się w żadnym innym kierunku, utkwiły tylko na mnie. Nie mogłem nic odczytać z jej wyrazu twarzy. Była spokojna, poważna, ale równie dobrze mogła po prostu ukrywać swoje prawdziwe odczucia, jak robiła to służąc swojemu ojcu, jako Mercy.

Kiedy i wszyscy zgromadzeni zorientowali się, że Infinity właśnie stoi twarzą w twarz ze mną, podobnie jak ja, nie wydali z siebie już żadnego dźwięku. Jakby femme rzuciła jakieś magiczne zaklęcie, które odbierało nam wszystkim mowę. Tylko Megatron zdawał się być niewzruszony cała sytuacją, bo przechadzać się wokół nas, trzymając ręce za plecami i obserwując wszystkich i wszystko dookoła.

-To miejsce jest dla nas jak świątynia – wreszcie mogłem usłyszeć jej głos... - Tylko tutaj nasze zdanie cokolwiek się liczy – jej spojrzenie wciąż było utkwione w moich optykach, ale byłem pewny, że mówi do wszystkich zgromadzonych – To nie tylko Sąd, to nasze schronienie. I nikt z nas nie ma prawa go bezcześcić! Zwłaszcza ty... - ostatnie zdanie powiedziała z taką nienawiścią, że miałem ochotę zapaść się pod ziemię – Nie życzę sobie, byś obrażał tu mojego ojca i całą moją rodzinę. Czy to zrozumiane?

-Tak...

-Dobrze. W takim razie kontynuujmy.

Infinity odwróciła się ode mnie i podeszła do swojego ojca. Powiedziała mu coś na ucho, na co Megatron jedynie pokiwał twierdząco głową i odszedł do reszty zgromadzonych Decepticonów. Wszyscy wpatrywali się z zaciekawieniem w femme.

SHATTERED GLASSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz