22. SINNERS AND SAINTS

126 19 10
                                    


-To nie jest w porządku – stwierdziłem, kiedy Infinity na siłę wpychała mnie do laboratorium Knock Out'a – Mógłbym ci się na coś przydać!

-Wiem o tym doskonale – odparła. Na jej twarzy mogłem dostrzec zadowolenie, bo w końcu znaleźliśmy się po dwóch stronach drzwi – Ale sytuacja jest poważna. Zbyt wiele rzeczy miało miejsce w jednym czasie. Po śmierci ojca Decepticony przepełnia jednocześnie żal, jak i złość oraz wielka chęć zemsty. Muszę jak najprędzej załatwić wszystkie formalności, żebyśmy potem mogli zaplanować następny ruch.

-Formalności? – zdziwiłem się – Niby jakie?

-Cóż... Wychodzi na to, że mój ojciec nie dzielił się ze mną wszystkimi informacjami. Jego największe sekrety, które być może teraz pomogą nam obalić Optimusa, zna tylko Soundwave. A skoro teraz to ja mam być liderką...

-...wypadałoby, żebyś też je poznała – femme kiwnęła twierdząco głową – Rozumiem. Ale to nadal nie wyjaśnia, czemu mam siedzieć tu bezczynnie, kiedy... sam nie wiem, mógłbym pomóc Airachnid kopać tunele?

-Airachnid ma teraz inne zadanie – spojrzałem na nią pytająco – Mamy obecnie dwóch więźniów do przesłuchania, a ja mam zbyt wiele roboty, więc poprosiłam ją, by mnie zastąpiła.

-Ale że akurat ją? Przecież dopiero... to przez Ratcheta Cliffjumper... to on zmienił go w maszynę o zabijania!

-Mam tego pełną świadomość. I właśnie dlatego wybrałam Airachnid – ona potrafi opanować swoje emocje, przejąć kontrolę nad złością. Inni najpewniej zabiliby Doktora po pięciu minicyklach, jeszcze zanim zdążyliby cokolwiek się dowiedzieć.

Mówiła mądrze. Faktycznie, po tym, co się stało, sam najchętniej rozerwałbym go na strzępy za to, co zrobił. Teraz już nawet nie widzę w nim przyjaciela, którym przecież jeszcze nie tak dawno był. W ogóle coraz ciężej jest mi dostrzegać dobro w tych, którzy niegdyś byli dla mnie jak rodzina...

-Jeśli nie chcesz zanudzić się na śmierć, mogę przysłać tu Windblade. Zamieniłbyś z nią kilka słów, może dowiedział się czegoś przydatnego.

-No, byłoby to przynajmniej jakieś urozmaicenie...

-Tylko pamiętaj... - fembotka położyła mi dłoń na ramieniu – Może ci się wydawać, że jest tu dobrowolnie, i kto wie, może taka jest prawda. Ale to najemniczka. Dla nagrody za twoją głowę mogłaby zrobić wszystko.

-W takim razie będę się miał na baczności – obiecałem, a Infinity uśmiechnęła się.

-Do jej przybycia dopilnuj, żeby Starscream się stąd nie ruszał. Sam tego nie przyzna, ale jeszcze nie odzyskał w pełni sił i nie chcę, żeby coś sobie zrobił. A Knock Out pracuje nad twoją machiną czasu, więc nie może go niańczyć.

-Ooo, czyli teraz jestem niańką? – udałem oburzenie. Femme cofnęła się o kilka kroków i uśmiechnęła zwycięsko.

-Ktoś musi.

Drzwi zamknęły się tuż przed moją twarzą. Ze zrezygnowaniem ruszyłem w głąb laboratorium. KO faktycznie pracował nad wehikułem. Maszyna była podobna do pierwowzoru – przypominała zwykłą kapsułę sypialną jednak miała zupełnie inne zastosowanie. Rzuciłem krótkie „Cześć" i chciałem zapytać go, jak idą prace, ale po wymijającym machnięciu ręką medyka zrozumiałem, że lepiej mu teraz nie przeszkadzać.

Poszedłem więc dalej, mijając skrzynie wypełnione złomem i jakimiś niepotrzebnymi częściami aż na koniec pomieszczenia. Na stole laboratoryjnym wylegiwał się Scream i po jego wyrazie twarzy mogłem stwierdzić, że jest dość znudzony. Gdy tylko mnie zobaczył, mech zmienił pozycję na siedzącą i nawet chciał zejść ze stołu, ale szybko go w tym powstrzymałem.

SHATTERED GLASSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz