9| Nos Adriena

1.5K 147 47
                                    

W niedzielę, kilkadziesiąt minut przed wschodem Słońca, dziwne odgłosy i jeszcze dziwniejsza aura zaniepokoiły Plagga. Czarne kwami latało zdenerwowane po całym pokoju Adriena. Budził chłopaka na różne sposoby; piszczał do ucha, ciągnął za włosy, dopiero gdy ugryzł go w nos, zostawiając na nim czerwone ślady po swoich kiełkach, to jakoś zareagował.

- Plagg, oszalałeś?. - jęknął wybudzony z błogiego i pięknego snu.

- Adrien coś się dzieje. - powaga w jego głosie aż wgniatała chłopaka w materac łóżka.

Mimo tego blondyn postanowił się nakryć kołdrą po sam czubek głowy i powrócić do snu, gdzie on i Biedronka spacerują sobie po lesie. Plagg jednak nie dał za wygraną i wylał szklankę wody stojącą na stoliku przy łóżku na wystający spod nakrycia czubek głowy swojego podopiecznego.

- Osz ty... - jęknął, ściągając mokrą grzywkę z zaspanych oczu. - Plagg, co ci odbija?

- Coś się dzieje. - powtórzył. - Trzeba to sprawdzić. Pospiesz się.

- No już. - westchnął. - Plagg, wysuwaj pazury. - wypowiedział niemrawo, otwierając okno pilotem.

Wyskoczył przez nie, a rześkie i chłodne powietrze nieco go ocuciło, wyostrzając jego świadomość i zmysły.

Po krótkim zwiadzie faktycznie coś mu nie pasowało. Całe miasto było pokryte plamami jakiejś lepkiej mazi w różnych kolorach. A poza tym, chociaż panowała jeszcze noc, było jakoś za cicho.

Chyba się zaczęło, pomyślał.

Nie znalazłszy żadnego zagrożenia, zatrzymał się na jednym z dachów. Wsparł się na swoim kocim kiju. Nie widział sensu w samotnym patrolu, więc stwierdził, że na kogoś poczeka.

🔻🔺🔻

Marinette, na zmianę z Duusu od piętnastu minut próbowała obudzić swojego brata. Spał jak kamień i nawet armatni strzał by go nie obudził. Oba kwami były dość poddenerwowane jakąś dziwną aurą, a on nie raczył tyłka ruszyć z łóżka.

- Marinette, chyba nic z tego nie będzie. - załamany Duusu poddał się po ponownej próbie obudzenia swojego podopiecznego.

- A cały czas powtarza, że to mnie nie da się dobudzić. - mruknęła sarkastycznie.

Nie pozostało jej nic innego, jak przemienić się i działać samej. Zanim jednak to zrobiła, dała Tikki ciastko, a sama napiła się mocnej herbaty, która postawiła ją na nogi. Po ponownej i równie bezskutecznej próbie pobudki Léona przemieniona poruszała się śladem zniszczeń przy pomocy swojego yo-ya. Gdzieś z oddali widziała Czarnego Kota stojącego i obserwującego okolicę.

- Cześć, Kotku. - przywitała się z nim, stojąc metr od niego. - Kocie? - stanęła przed nim. Chłopak zdawał się patrzeć tępo gdzieś w przestrzeń, oparty o swoją laskę, nie reagując na nic. Zaczęła pstrykać palcami przed jego otworzonymi oczami, jednak i to nie przyniosło pożądanych przez nią rezultatów. Nie mogła uwierzyć, że jej chłopak zasnął z otwartymi oczami. - Och, Kocie. - westchnęła.

Mogła go wybudzić w jakiś brutalny sposób, jednak wolała wybrać coś subtelnego, takiego jak całus w policzek. Chwilę później poczuła, jak chłopak się do niej przytula.

- Dzień dobry, Księżniczko. - mruknął z twarzą przyklejoną do jej ramienia. - Jak się czujesz? - zapytał z troską.

- Byłoby lepiej, gdyby nie to, że coś się dzieje w środku nocy. - westchnęła ciężko. - Musimy sobie poradzić bez Pawia, nie mogłam go dobudzić.

- Czyli szykuje nam się akcja, jak za starych, dobrych czasów. - uśmiechnął się do niej zadziornie. - Gotowa, Moja Pani?

- Cześć wam. - obok pary wylądowała bohaterka w fiolecie - Ważka.

🔻🔺🔻

Od dobrych kilku minut stali na dachu i nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Żadne z trójki bohaterów nigdy nie przypuszczało, że kiedykolwiek zobaczy wielkiego krokodyla we fraku i meloniku, ciskającego we wszystko jakimiś bombami z lepką mazią.

- Co to jest? - zapytała ciemnowłosa, ale nikt nie wiedział, jak ma odpowiedzieć.

Na miejscu byli już Pszczoła i Lis. Oboje latali wkoło i na przemian atakowali wroga swoimi mocami. Widać było, że ta dwójka sama sobie nie da z tym czymś rady. W pewnej chwili blondynka oberwała jedną z bomb i jej owadzie skrzydła się posklejały, więc zaczęła spadać. Przed pocałunkiem z brukiem uratował dziewczynę Lis, łapiąc ją w swoje ramiona.

Wtedy obserwująca wszystko trójka bohaterów ruszyła do akcji. Po drodze na plac boju spotkali Żółwia.

Walka zdawała się nie mieć końca. Niemal wszyscy bohaterowie byli pokryci tą lepką mazią z bomb Krokodyla. Było już dawno po świcie, a im dopiero udało się spętać wroga.

- I co teraz? - zapytał Czarny Kot Żółwia.

- Aktywuj moc i przyłóż dłoń do tego czarnego znaku osy na czole. - wyjaśnił brunet.

Adrien zrobił wszystko wedle instrukcji przedstawionej przez Strażnika. Aktywował swoją niszczycielską moc i przyłożył dłoń emanującą czarną energią we wskazane miejsce, a postać rozsypała się w kupkę złotego pyłu, którą wiatr rozniósł po całej stolicy.

Po całej akcji Adrien wrócił do domu i nie bacząc na nic, poszedł spać. Stwierdził, że daruje sobie rodzinne, niedzielne śniadanie i wstanie dopiero na obiad. Tylko musiał zrobić coś jeszcze z tym czerwono - sinym nosem, bo jak matka go w takim stanie zobaczy, to go bez słowa wydziedziczy.

🔻🔺🔻

Ava była wściekła. Chociaż to trochę mało powiedziane.

- Jak ja wyglądam, Lummi? - jęknęła żałośnie, oglądając się w lustrze.

- Nie jest źle. - odparło kwami, żując żelkę.

- No proszę cię. - spojrzała na nią. - Poklejone włosy, sińce pod oczami, szara cera, przekrwione białka. - zaczęła wyliczać. - Mam wymieniać dalej?

Blondynka spędziła w łazience dobre dwie godziny, gdzie doprowadzała się do porządku. Chciała znowu wyglądać tak dobrze, że bez problemu mogłaby wyjść między ludzi.

Gdy czesała swe długie, proste włosy, siedząc przy toaletce, usłyszała pukanie do drzwi.

- Ava, mogłabyś mi pomóc? - zapytał Adrien, gdy wszedł do środka po zaproszeniu.

- W czym? - zainteresowała się. Chłopak bez słowa wskazał na swój uszkodzony nos. - Ciocia cię wydziedziczy. - zaśmiała się.

- Jakbym nie wiedział. - mruknął.

- Coś ty z tym zrobił? - zapytała, wyciągając jakieś kosmetyki z szuflady. - Siadaj. - wskazała na kozetkę przy łóżku.

- Spadłem w nocy z łóżka i tak jakoś wyszło. - wymyślił na poczekaniu.

Dzięki jakimś mazidłom i pracy Avy, po robocie Plagga nie było ani śladu, a Adrien mógł się spokojnie pokazać rodzicielce, bez obaw, że ta coś z nim zrobi. Może nie wydziedziczyłaby go od razu, bo na początku pewnie wysłałaby go do dziesięciu kosmetyczek, a jakby to nie pomogło, to do chirurga plastycznego, żeby tylko uratować prosty i proporcjonalny nos synka.

Nowy Wróg ||Miraculous||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz