Marinette wstrzymała oddech i cała zesztywniała, nie wiedząc, co Kocur miał na myśli. Nie miała pojęcia, po co przyszedł i dlaczego powiedział, że się na niej zawiódł.
- Jak w ogóle mogłaś pomyśleć, że będę zawiedziony tym, że to właśnie ty Marinette jesteś moją Kropeczką. - szepnął jej tuż przy uchu.
- Ja nie... - odsunęła się od niego na długość przedramion. - O czym ty w ogóle mówisz? Że niby ja Biedronką? - pisnęła i zaśmiała się sztucznie. - Lepszego żartu już dawno nie słyszałam.
- Och, Marinette. - westchnął, patrząc jej w oczy, ona jednak nie mogła wytrzymać tego spojrzenia, więc opuściła wzrok na swoje puchate bambosze. - Miałem was obie tak blisko siebie. Jaki ja byłem ślepy.
- Mylisz się, Kocie. - utrzymywała się swojej wersji. - Nie ja jestem Biedronką. - powiedziała na tyle pewnie, na ile potrafiła.
- Głuptasie ty mój. - złożył delikatny pocałunek na jej czole, uprzednio odgarniając jej jeszcze wilgotną, atramentową grzywkę. - Kocham cię i to się nigdy nie zmieni. Jesteś niezwykłą dziewczyną i nigdy w to nie wątp. Nie jest dla mnie ważne to czy jesteś tylko i aż Marinette albo Biedronką. Ważne, że po prostu jesteś przy mnie i ze mną. - wyznał to, co siedziało w jego sercu.
- Czyli chcesz mi powiedzieć, że wiesz o tym, że to ja jestem Biedronką i mimo to nie jesteś rozczarowany? - spojrzała na niego nieśmiało zaszklonymi oczami; musiała się upewnić czy dobrze go zrozumiała.
- Kocham cię, Marinette. - wyznał, ponownie całując jej czoło. - Kocham cię, wiesz? To takie piękne, że nareszcie mogę to wyznać prawdziwej tobie.
Między nimi nastała cisza. Dziewczyna zbierała się do tego, żeby wyznać mu to samo, jednak jej język nie bardzo chciał podjąć współpracę z mózgiem. Swoją miłość przekazała mu w spojrzeniu, jakim zawsze obdarzała go wtedy, gdy słowa między nimi były zbędne.
- Powiesz mi, jak się o tym dowiedziałeś? - zapytała cicho, co go nie tyle rozbawiło, a bardziej rozczuliło.
- Mam swoje sposoby. - posłał jej swój słynny flirciarski, koci uśmiech.
- Śledziłeś mnie? Podglądałeś? - w jej oczach pojawiło się nieco gniewu. - Jak mogłeś?! - pacnęła go otwartą dłonią w ramię.
- Co? Nie, nic z tych rzeczy. - bronił się przed ponownymi próbami ataków swojej jak miał nadzieję dziewczyny. - Kiedyś ci o tym powiem. - oznajmił. - Teraz czas, byś i ty dowiedziała się o mnie. Plagg, schowmmphmm... - Marinette zasłoniła mu usta dłonią, a on spojrzał na nią pytająco.
- Nie chcę się dowiedzieć w taki sposób. - wyjaśniła. - Na razie jest dobrze. - uśmiechnęła się do niego.- W takim razie pójdę już, dobranoc, Księżniczko. - wyszedł na balkon.
- Kocie, zaczekaj! - szybkim krokiem podeszła do niego i bez słowa pocałowała prosto w usta. - Też cię kocham. - wyznała. - Teraz możesz iść.
Marinette wróciła do pokoju, zostawiając oniemiałego bohatera na zewnątrz. Tamtej nocy nie zasnęła.
🔻🔺🔻
Cały tydzień minął nawet spokojnie, jeśli nie licząc dwóch nocnych ataków. Przez cały czas Léon ciągał Adriena po różnych sklepach, bo potrzebowali do doświadczenia chemicznego kilku składników; węgiel drzewny i azotan potasu kupili w sklepie z artykułami ogrodniczymi, a siarkę w drogerii.
Cały czas eksperymentowali w doborze odpowiednich proporcji w prowizorycznym laboratorium urządzonym w garażu szatyna. Kiedy już wszystko zostało ustalone, zapisane i przygotowane, Léon był zadowolony z pracy, jaką na to poświęcili.
- Wyrzucą nas za to ze szkoły, zobaczysz. - powiedział sceptycznie nastawiony do tego pomysłu Agreste.
- Będzie dobrze. - uspokoił go.
- Mam nadzieję, że tak będzie, bo nawet nie chcę myśleć, co takiego zrobiłaby ze mną mama, gdyby dowiedziała się, że mnie wyrzucili ze szkoły. - aż nim wstrząsnęło na myśl, jaką karę zafundowałaby mu Aurelia, gdyby dowiedziała się, że jej jedynego syna wywalili z placówki edukacyjnej.
- Operacja: Puf! Rozpoczęta. - stalowooki zaczął się śmiać.
🔻🔺🔻
Przed lekcją chemii każdy się denerwował. Nie wszystkie pary miały coś przygotowane i teraz, podczas przerwy próbowały coś na szybko wymyślić, co oczywiście odnosiło marny skutek.
Léon Dupain - Cheng był pewny siebie, jak jeszcze nigdy dotąd. Był pewien, że zaprezentowana przez nich reakcja odniesie sukces. Z tego, co zdążył zauważyć, nikt z klasy nie miał aż tak zaawansowanego doświadczenia. Nawet jego siostra razem z Ninem przygotowali tylko doświadczenie z płynem Lugola i perhydrolem.
Dzwonek na lekcje rozbrzmiał na szkolnych korytarzach, przez co uczniowie zaczęli wchodzić do klasy niczym na ścięcie. Nieliczni lubili lekcje z panią Mendelejew.
- Agreste, Dupain - Cheng, wy zaczynacie. - oznajmiła nauczycielka zaraz po przekroczeniu progu pomieszczenia.
Wywołani chłopcy stanęli na środku sali i zaczęli przygotowywać swoją prezentację. Na kawałek folii aluminiowej wysypali szarawy proszek, po czym zaczęli wyjaśniać, o co chodzi.
- Przygotowaliśmy doskonały przykład reakcji egzotermicznej. - powiedział szatyn.
Chłopak podpalił od draski długą zapałkę, po czym skierował zapalony koniec do proszku leżącego na blacie. Gdy tylko salę wypełnił donośny huk i niewielka ilość dymu, niejedna osoba się przestraszyła.
- Co to było?! - srogi ton nauczycielki rozniósł się zaraz po dźwięku wybuchu.
- Proch strzelniczy. - Léon wzruszył ramionami.
CZYTASZ
Nowy Wróg ||Miraculous||
FanfictionWładca Ciem został pokonany przez siódemkę bohaterów, ale na jego miejsce pojawia się nowy wróg. Kontynuacja Nowych Bohaterów.