(Koniecznie ta piosenka podczas czytania!!)
Kylo otworzył oczy. Leżał w swoim łóżku w hotelu, w Afganistanie. Zerknął na godzinę. Był 23 grudnia. Godzina 19:00. Dzień Wigilii.
Zamyślił się. Przecież Rey spędzała te święta sama. W Ameryce była ósma trzydzieści. Wiedział, że jeszcze zdąży. Zrzucił z siebie kołdrę. Na bokserki wciągnął czarne dżinsy. Założył szybko koszulkę, skarpetki i buty. Wrzucił wszystkie rzeczy do walizki. Wyszedł z hotelu. Na szczęście, lotnisko było kilka kilometrów dalej. Zamówił taksówkę. Dojechała szybko.
Na lotnisku było multum ludzi mimo wczesnej godziny. Zamówił bilet powrotny do Ameryki. Samolot odlatywał za pięć minut. W tym czasie zdążył załatwić wszystkie formalności. Wtem, przypomniał sobie, że Rey miała dwudzieste urodziny 15 grudnia. Musiał zorganizować coś z tej okazji.
-Samolot odleci za 2 minuty. – Usłyszał w głośniczku.
Przestraszył się. Porwał walizkę i zaczął biec przepychając się przez ludzi, powtarzając ciągle ''Przepraszam''. Na szczęście, zdążył do samolotu jako ostatni. Zajął miejsce dysząc ciężko.
W samolocie całą drogę przespał i czytał gazety. Jakieś dziecko, które siedziało obok niego wpatrywało się w niego uparcie. Gdy odwzajemnił spojrzenie, zapytało:
-To ty jesteś tym złym panem z telewizji?
Ren się zakłopotał. Nigdy nie był w takiej sytuacji.
-Już nie jestem zły - odparł po chwili namysłu uśmiechając się i puszczając oko do chłopca.
Na miejscu czekał na niego samochód służbowy. Dojechał nim do bazy. Obecny czas to była dziewiętnasta. Przebierając się, myślał o swojej podróży. Obudził się o 19:00, 23 grudnia czasu afganistańskiego. W samolocie był o 20:30. Leciał 19 godzin.
Do bazy dojechał szybko. Zaparkował na parkingu i wbiegł do budynku. Rzucił walizkę na łóżko, a następnie kazał blondynowi, szturmowcowi przygotować odświętny strój. W tym czasie zdążył się rozpakować. Po chwili ubrania do niego dotarły. Przebrał się naprędce.
Zerknął na swoje odbicie w lustrze. Czarna koszula z czerwonym krawatem, spodnie w tym samym kolorze, eleganckie buty i ułożone, błyszczące włosy. Założył swoją zimową kurtkę, czapkę, mały komin i rękawiczki. Wszystko w czarnym kolorze.
Wyjechał z bazy. Podjechał po drodze do galerii. Biegał po niej jak szalony kupując prezenty dla Rey. Wszyscy patrzyli na niego podejrzliwie, poznając go z gazet i z telewizji.
Już miał odjeżdżać, gdy zauważył, że nie ma paliwa.
-No nie, kurwa! – zaklął i wybiegł z galerii.
Śnieg padał ostro. Kylo przygryzł wargę. Musiał tam dotrzeć. Z torbami pełnymi prezentów wykaraskał się z garaży podziemnych i skierował się na przystanki przy wejściu.
Przy galerii stał rząd autobusów. Ren wbiegł do jednego.
-E, panie, co pan?! Nie kursujemy już! - krzyknął kierowca.
-Wiesz kim jestem? - warknął Ren odsuwając komin z ust.
-Och, p-pan Kylo Ren. P-przepraszam. Już ruszam - zakłopotał się mężczyzna wciskając gaz do dechy. - Gdzie chce pan jechać?
Kylo podał mu dokładny adres. Dojechali bardzo szybko na miejsce.
-Dziękuję - mruknął Ren, kładąc kierowcy na podstawce 50 dolarów.
Wyszedł obładowany prezentami. Padał śnieg. Było już ciemno. Ren wszedł do bloku i zapukał delikatnie do drzwi dłonią w rękawiczce.
Po kilku sekundach drzwi się otworzyły. Stała w nich Rey, z zapuchniętymi oczami, owinięta kocem w kratę. Ren pocałował ją w czoło.
-K-kylo? Co ty tu robisz? Nie byłeś na szkoleniu? Co to za prezenty?
-Przyjechałem do ciebie razem z prezentami. Zrezygnowałem ze szkolenia.
Uśmiechnął się. Rey uważała, że zabawnie wyglądał z nosem i policzkami zaczerwienionymi od mrozu.
Wszedł do środka. Zdjął buty, kurtkę i czapkę. Podał Rey bogate prezenty, a ona odłożyła je na kanapę. Poprowadziła go do stołu. Było na nim ciepłe kakao w dzbanku, ryba, pierogi i kompot. Zastawa, zgodnie z tradycją o zbłąkanym wędrowcu, była dwuosobowa.
Kylo zajął miejsce i nalał sobie ciepłego napoju. W tle, z radia, leciała piosenka Shakin' Stevensa - Snow is falling.
-Dlaczego płakałaś?
-Byłam pewna, że kolejną wigilię spędzę sama, a te piosenki sprawiają tylko, że chce mi się ryczeć bardziej - uśmiechnęła się.
Wypili razem całe kakao i kompot, a także zjedli pierogi oraz rybę. Rozmawiali przy tym, a Kylo opowiedział jej jak dostał się do niej.
-Dziękuję, że to dla mnie zrobiłeś, ale to trochę niemiłe, że tak nastraszyłeś kierowcę.
-Fakt, ale musiałem. Odwdzięczyłem mu się pieniędzmi.
Płyta się zacięła, a ''Snow is falling'' zaczęło lecieć od nowa. Ren wstał, podszedł do Rey i złapał ją za rękę.
-Wstawaj, będziemy tańczyć.
Rey zrzuciła z siebie koc. Pod spodem miała biały, wełniany sweter i czarne getry.
Podeszli do drzwi od tarasu. Kylo przytulił dziewczynę, kołysząc się z nią w rytm muzyki. Oboje nucili sobie pod nosem jej tekst. Potem, włączyło się ''Last Christmas''.
-Ta piosenka kojarzy mi się z tobą. – Zachichotała Rey.
Zmienili styl tańca, teraz Ren obejmował szatynkę w pasie, a ona trzymała go za ramiona. Tak samo przetańczyli też '' All I want for Christmas is you''.
Przy ''Feliz Navidad'', Rey porwała miotłę.
-Feliz Navidad. Feliz Navidad - śpiewała do wyimaginowanego mikrofonu.
Kylo zaśmiał się.
-Co ty wyprawiasz?
-Prospero... Dołącz do mnie, a nie!
Podeszła szybkim krokiem do kuchni. Wyjęła z szafki zmiotkę i rzuciła do niego.
-No dawaj!
Ren odebrał od niej przedmiot. Podszedł do niej. Po chwili oboje już śpiewali razem zaśmiewając się do bólu.
Zasnęli razem, na kanapie, przytuleni, pod kocem. Mężczyzna zdążył tylko ściągnąć z siebie koszulę. Gwiazdy świeciły, śnieg padał, a oni - spali.
CZYTASZ
Be with me | Reylo AU
FanfictionSławna na skalę światową korporacja, mocno miesza się w sprawy różnych państw. Przez to, na świecie panuje korupcja i dyktatura.Co może zmienić w życiu jednego z jej właścicieli nic nie znacząca studentka? Tak się składa, że bardzo wiele.