Tkwiliśmy prawie godzinę w korku, a ja ochrzaniałam Alexa w samochodzie za to, że zgadza się z Ginger w sprawie Kale'a. Kiedyś chodziłam z Alexem i sporo się działo, dopóki mnie nie zdradził. Okazało się później, że to wszystko było grą pozorów – teatrem, żeby nie narażać mnie na niebezpieczeństwo. Upierał się, że wciąż mnie kocha i nic tego nie mogło zmienić, ale jeśli nie mogliśmy być razem chciał zostać dobrym kolegą. Koledzy i przyjaciele raczej człowieka wspierają, a nie rzucają mu kłody pod nogi. Nie było powrotu. I chyba coś do niego dotarło.
Zjawiliśmy się na progu domu Ashley Conner trochę po dziesiątej rano. Na podjeździe nie było samochodu, ale kiedy parkowaliśmy, w jednym z pokojów na piętrze zobaczyłam jakiś ruch.
Alex już podniósł rękę, żeby zastukać, ale sięgnęłam po nią i odciągnęłam od drzwi. – Poczekaj chwilę. Ginger powiedziała, że przybrani rodzice tej laski mogą być agentami. – I co z tego?
– I co z tego? Jeżeli rzeczywiście są agentami, będą wiedzieć, kim jesteśmy i dlaczego tu przyjechaliśmy. Nie zaproszą cię na herbatkę z ciasteczkiem i nie będą zdradzać wszystkich tajemnic przy dokładce.
Wcisnął ręce głęboko w kieszenie ulubionych spodni i westchnął ciężko.
– Uważasz, że Denazen rozkleiła po mieście twoje zdjęcie z napisem „Poszukiwana"? Na pewno jesteś na jakiejś liście, ale bez przesady.
– Mówię serio.
Zawahał się, zrobił krok wstecz i przyjrzał się starannie budynkowi. Na dole było spokojnie i ciemno, ale w pokoju narożnym na drugim piętrze paliło się światło. – No wiesz, tak czy owak to są Nixy, prawda? Agenci to zawsze Nixy. Łatwo ich pokonać.
– Najpierw sprawdźmy.
Alex zatarł ręce i parę razy uniósł brwi.
– Będziemy się bawić w podglądaczy? No, to już. Dziewczyna na zdjęciu to niezła sztuka. Może ją złapiemy na jakichś grzesznych zabawach. Uniosłam oczy ku niebu i zepchnęłam go ze stopnia. – Ostatnio chyba za dużo przebywasz z Curdem. Przeszliśmy ostrożnie wzdłuż bocznej ściany domu na tyły, do okienka kuchennego. Światło się nie paliło i miałam wrażenie, że w środku nikogo nie ma. Potem zajrzeliśmy przez małe, pokryte sadzą i tłuszczem okienko z boku garażu. Samochodów nie było.
Nikogo nie zastaliśmy również na podwórku za domem. Widzieliśmy tylko starą oponę wiszącą na sznurze z podejrzanej gałęzi, plastikowy stół piknikowy bez nogi i trawnik z kilkoma kupkami śniegu – pozostałości po pierwszej burzy tej zimy.
Okrążyliśmy dom i wyszliśmy z drugiej strony z zamiarem zapukania do drzwi.
– Ciekawe, który pokój jest jej. Może akurat się rozbiera? – powiedział Alex. Klasnął w ręce i uśmiechnął się do mnie przewrotnie.
– Mało prawdopodobne, bo stoi za tobą – usłyszeliśmy głos dziewczyny.
Obróciliśmy się na pięcie, prawie się zderzając. Brunetka ze zdjęcia Ginger w T-shircie z plamami farby, straszliwie wkurzona, stała za nami, założywszy ramiona na piersi.
– Hm – Alex mówił, jąkając się. – No właśnie, jeżeli o to chodzi...
– Macie dwadzieścia sekund, żeby mi powiedzieć, kim jesteście i po co się skradacie do mojego domu, w przeciwnym wypadku dzwonię po policję. Odepchnęłam Alexa na bok.
– Ty jesteś Ashley?
Zmrużyła oczy.
– Jeżeli przysłał cię Carl, to tracisz czas, kochana. To już skończone. Zdradził i kropka.