– Czy ja nie żyję?
Brandt jako Henley wywrócił oczami.
– Poważnie? Czy ja byłbym pierwszą osobą, którą byś zobaczyła przed bramą niebios? – Chyba przed bramami piekieł – mruknęłam, siadając prosto. Siedziałam w wygodnym fotelu przytulona do wielkiej, miękkiej poduszki. – Udało nam się? Wszyscy cali i zdrowi?
– Mniej więcej.
Mniej więcej? Nie podobała mi się ta odpowiedź.
– Wszystko mi przeszło koło nosa, tak? Wielka ucieczka?
Wzruszył ramionami.
– Niewiele ci przeszło koło nosa. Możesz się w zasadzie uważać za szczęściarę. Ginger dostała furii, kiedy usłyszała o występie Kale'a na lotnisku.
– Kale'a... – I wtedy sobie przypomniałam. Sięgnął po swoje umiejętności na oczach tłumu ludzi. – O, cholera.
– Tak. Ginger cały dzień bawi się w centrum kryzysowe. – Brandt mrugnął do mnie i kilka razy uniósł brwi. – W domu jest teraz trochę ciasno. Ten facet z kruczoczarnymi włosami wrócił z nami i ta niezła laska, Carley.
Miałam rację, będziemy musieli pomyśleć o rozbudowie. – A Kale?
– Wszystko w porządku – potwierdził Brandt, a ja odetchnęłam z ulgą.
– Więc, nie owijając w bawełnę, dostałam postrzał, tak?
Zmarszczył brwi.
– Tak, oberwałaś.
– I o mało co nie utonęłam.
– Kale opowiada to tak, jakbyś rzeczywiście utonęła. Powiedział, że przestałaś oddychać. Biedny chłopak, sam wyglądał na chorego, kiedy o tym mówił. A jeszcze gorzej wyglądał, kiedy opowiadał o tym Sue.
– Więc ten postrzał... Czy ze mną wszystko w porządku? Powiedziałeś: „mniej więcej", kiedy zapytałam, czy wszyscy są cali i zdrowi. – Rozejrzałam się jeszcze raz po pokoju. Sufit ktoś wykleił plakatami Powerman 5000, a w powietrzu pachniało kawą. – Jestem w jakiejś dziwacznej śpiączce, prawda?
– Nie, nie jest tak źle. Śnisz. Chciałem tylko wpaść i się z tobą zobaczyć. Miałaś szczęście. Kula strzaskała ci kość. Będziesz jakiś czas chodzić w gipsie, bo, co dziwne, niestety nie mamy pod ręką żadnego uzdrawiacza, ale wygrzebiesz się z tego.
Odetchnęłam z ulgą.
– Kale mówił nam, co się stało z krwią i o tym, że Dominacja, którą przejęliśmy, jest do wyrzucenia.
– Nie udało mi się – powiedziałam żałośnie i głowa opadła mi na dłonie. – Spieprzyłam własne życie i życie innych dzieciaków Supremacji.
– Niekoniecznie. Wentz nad tym pracuje, ma pewien pomysł. Jeżeli wszystko zagra, to ich uratowałaś, Dez.
Chciałam go zapytać, co ma na myśli, ale już go nie było. I mnie też nie.
Jeżeli był jakiś dźwięk, którego nie znosiłam bardziej niż gwizdania – to podśpiewywania pod nosem. Wszyscy o tym wiedzą. Kiedyś przywaliłam Alexowi w szczękę za to, że podśpiewywał, a tyle razy prosiłam go, żeby przestał. To nie był on – nie ta tonacja – ale ktoś był ze mną w pokoju.
Podśpiewywał pod nosem.
– Daj spokój, kolego, nic więcej nie potrafisz?
Autor tych dziwnych dźwięków zaśmiał się głośno, rozbawiony, a później poczułam coś ciepłego obejmującego mnie ramionami. Kiedy otworzyłam oczy, aż sapnęłam ze zdziwienia.