Czułam się tak, jakbym wylądowała na plecach po upadku z wysokości – wypchnęło mi powietrze z płuc, widziałam kolorowe kółka przed oczami, jak w kalejdoskopie Technicoloru. Stał w drzwiach, ubrany w znoszone, niebieskie dżinsy i koszulę z długimi rękawami. Włosy miał dłuższe, niż kiedy go widziałam ostatni raz. Bardziej kudłate z przodu i sięgające trochę poniżej uszu.
Nasze oczy się spotkały i czułam, jak każdy centymetr mojego ciała wypełnia szczęście.
Nie spodziewałam się tego. Kale. Tutaj. Cały i zdrowy.
Wszedł przez próg, przez chwilę nie spuszczając ze mnie wzroku, a później ruszył w kierunku Kiernan.
– Wszystko... Wszystko dobrze?
Zaczęłam wyciągać do niego rękę, uśmiech rósł, poszerzał się od ucha do ucha i pewnie wyglądałam jeszcze głupiej niż kot z Cheshire.
– Ja...
– Nic mi nie jest – powiedziała Kiernan, odtrącając moją rękę. Odepchnęła mnie, przeszła obok i patrzyłam zszokowana, jak przytula go do siebie.
Puściła do mnie perskie oko, okręciła się i zbliżyła usta do jego ust, a cały mój świat zawirował. To było tak, jak kiedyś z Jade, ale jeszcze gorzej, bo widziałam, jak on reaguje. Palce wczepione w jej bluzkę, przyciągnął ją do siebie mocno, jak gdyby nie mógł znieść myśli, że dzieli ich choćby centymetr.
Chciałam się ruszyć – musiałam się ruszyć – ale byłam jak kamień, nie mogłam oderwać stóp od podłogi. Odczucie ciężkości na dnie żołądka paliło, jak stężony kwas. Przedzierało się, niszcząc tkanki i kości, aż sięgnęło do serca. I wtedy ta paląca zgaga, a na dodatek brak tlenu w tej łazience sprawiły, że zakręciło mi się w głowie. Nie mogłam oderwać od nich wzroku i nie mogłam oddychać. To był jakiś koszmar. To chyba jedyne wyjaśnienie. Na pewno leżę sobie pod kołdrą, jestem bezpieczna, lekko pochrapuję, podczas gdy ta straszliwa scena odgrywa się w mojej głowie. Nie mogła być realna. Na sto procent.
Po pierwsze mój Kale nigdy by się tak nie całował z Kiernan. Wszystkich nas zdradziła. Może by ją dotknął, ale na pewno nie byłoby żadnego całowania. Po drugie – i co ważniejsze – mój Kale nie całowałby się z Kiernan. Przy pierwszym kontakcie wyparowałaby i nic by z niej nie zostało.
– Co jest, Dez? Zerwałaś się, jakby ci ktoś tyłek podpalił... – Alex wyłonił się zza rogu i zatrzymał w pół kroku, kiedy dotarł do drzwi. – No tak. Ktoś mi coś dolał do drinka. Widać to jakiś kompletny kosmos... – Pochylił się na bok i popatrzył na mnie, omijając wzrokiem Kiernan i Kale'a. – Wszystko w porządku?
– Wszyscy mnie dzisiaj o to pytają – mruknęłam, wciąż nie odrywając od nich wzroku.
Dobrze. Mój głos. Odnalazłam głos. Może to znaczyło, że za chwilę złapię powietrze.
Kiernan oderwała się od niego, uśmiechając się jak kot, który zżarł całe stado kanarków.
Gestem właścicielki zahaczyła palcem o szlufkę w dżinsach Kale'a.
– Jak cukierek usteczka słodkie wszystkim da.
– Wracałem do baru i zobaczyłem, że ta dziewczyna za tobą goni. Znasz ją? – Wzrok Kale'a przesuwał się między Alexem i mną, a później spoczął na Kiernan. – Wyglądała na wściekłą.
Alex gwizdnął przeciągle.
– Chyba sobie żartujesz, bracie.
Oczy Kale'a pociemniały.