– No, no! – szepnął Ben i oparty plecami o ścianę prześlizgiwał się w głąb pomieszczenia. Oczy miał wielkie jak spodki i wyglądał trochę blado. Miałam nadzieję, że się zaraz nie zrzyga. – Nie ruszaj się – rzuciła Kiernan w moim kierunku. – Mój znajomy i ja wychodzimy.
Jeśli nie chcesz oberwać, zostaw nas w spokoju.
Prychnęłam i znalazłam się między nimi. Coś mnie połaskotało i nagle znów poczułam się komfortowo, z powrotem w mojej własnej skórze.
– Prędzej zdechnę.
Zrobiła wielkie oczy i przez ułamek sekundy zdziwienie przykuło ją do podłogi.
A później się na mnie rzuciła.
Wydęła usta i skoczyła. Palce miała wyciągnięte, żeby mnie chwycić za gardło. Najpierw na jej twarzy malowała się czysta furia, a później już nic.
– Cholera – rzuciłam, okręcając się o trzysta sześćdziesiąt stopni i puszczając ramiona po bokach. Kiernan nie była doświadczona w walce wręcz – przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo – ale jej zdolność do poruszania się po pomieszczeniach, jakby była niewidzialna, dawała jej sporą przewagę.
Coś mnie walnęło w szczękę. Głowa poleciała mi do tyłu, w oczach się zamgliło, a kolory w pokoju zrobiły się wodniste i niejasne. Wyrzuciłam ramiona przed siebie, próbując się oprzeć o ścianę, żeby zminimalizować siłę uderzenia, ale byłam zbyt wolna. Znowu mi dołożyła, tym razem od tyłu i poleciałam na podłogę.
Gdzieś z lewej usłyszałam jej śmiech.
– I co, siostrzyczko? Czujesz się wytrącona z równowagi?
Było mi wstyd, że dokopuje mi niewidzialna dziewczyna, bo to musiało wywierać nienajlepsze wrażenie na tym nowym. Ben przyglądał się z narożnika, oczy miał ogromne ze zdziwienia i widać było, że nie ma zamiaru wychodzić z ukrycia. Na pewno nie był księciem na białym koniu, który przyjeżdża ratować damę swego serca. Z drugiej strony i ja nie byłam byle damulką.
Wzięłam głęboki oddech, przytrzymałam go i skupiłam maksymalnie uwagę. Nie słyszałam żadnego dźwięku. Kiedy Kiernan wykorzystywała swoją zdolność, tworzyła wokół siebie bańkę, dzięki czemu jej ciało i to, czego dotykała, jak również wszystkie dźwięki, które wydawała, były nie do wyłapania.
I chociaż jej to pomagało, to ja zauważyłam, że końcówki moich włosów poruszają się w prawą stronę, kiedy szykowała się do kolejnego ataku.
Rzuciłam się w bok tak ostro, jak tylko mogłam i małe pomieszczenie wypełnił bolesny okrzyk. Kiernan pojawiła się za mną, trzymając się prawą dłonią za lewe ramię. Nie traciłam czasu. Potężnym kopnięciem przywaliłam jej w brzuch, a kiedy zwinęła się wpół, uderzyłam jeszcze raz, łokciem, z całej siły między łopatki.
Był taki okres, i to niedawno, kiedy przerażały mnie pewne rzeczy, które się wydarzały w moim życiu. Tyle jednak się zmieniło, zarówno w rzeczywistości, jak i we mnie, że nawet się nad tym nie zastanawiałam. Kucnęłam przy Kiernan i zamknęłam jej ręką usta. Przytrzymałam też jej nos.
Chwilę to trwało, ale zaczęła się miotać, strasznie chcąc mnie strącić. Brakowało jej powietrza.
– Cholera, dziewczyno, ty ją zabijasz! – krzyknął Ben, w końcu wyczołgując się
z ukrycia. Kiedy przestała walczyć, puściłam ją, mając nadzieję, że to nie jest udawane. – Bardzo bym się z tego ucieszyła, ale chciałam ją tylko oszołomić. – Wstałam. – Jeśli jeszcze się nie domyśliłeś, ona jest z tymi, o których ci mówiłam.