Do domu wróciliśmy przed piątą rano. Byłam przemoknięta i kulałam, bo miałam skręconą kostkę. Czułam, że całe ciało mi zdrętwiało. Ashley zniknęła i chociaż Alex w drodze powrotnej próbował mnie przekonywać, że to nie moja wina, doskonale wiedziałam, że nie ma racji. Mogłam podejść do tej sprawy zupełnie inaczej. Było tysiące sposobów. Pozwoliłam, żeby mój gniew zapanował nad całą sytuacją i chciałam jedynie sprowadzić Kale'a do domu. Zrobiłam coś, co było wbrew zdrowemu rozsądkowi.
Mama, Ginger i Dax byli na tyle mili, że przywitali nas, czekając w drzwiach. Na ich twarzach malował się niepokój, ale jednocześnie wdzięczność za to, że przejęliśmy inicjatywę i pojechaliśmy pomóc Ashley.
Jednak nie do końca.
– Wiem, że się powtarzam, ale chcę zapytać, co ty sobie w ogóle myślisz? – Mama chodziła od ściany do ściany kuchni. Ręce miała wciśnięte do kieszeni flanelowych spodni od piżamy w pingwinki.
– Czemu nikogo nie obudziliście? – spytał Dax, patrząc niechętnie na Alexa. Wyglądał na zaspanego. – Pojechaliście tam sami. To było głupie, nawet jak na waszą dwójkę.
– Nie było czasu – odparł Alex. – Pojechaliśmy razem. Wróciliśmy razem. Wszystko jest w porządku.
Wkrótce po tym, jak spłonął hotel, Alex wyprowadził się ze swojego mieszkania i wprowadził do kompleksu Daxa. Mieszkanie pod jednym dachem z kimś takim, jak Alex, jest samo w sobie dziwaczne, ale jeśli do tego dochodzi fakt, że kiedyś był moim chłopakiem? Jak to można określić? Masakra? A jednak tym razem postanowiłam go w tym wesprzeć.
– Alex ma rację. Nie było czasu. – Odwróciłam się do Ginger. Wszyscy już wyrazili swoje zdanie, a ja wiedziałam, że ona też doda coś od siebie. – Teraz twoja kolej. Powiedz nam, że byliśmy głupi, że pojechaliśmy ją ratować.
Usta starej kobiety zadrżały. Jednak Ginger zamiast rzucić się na mnie, tylko się wpatrywała. Niedobry znak. Wizjonerka. Widziała ścieżki życiowe ludzi, patrząc im w oczy – pewnie wiedziała od miesięcy, że zrobimy to, co zrobiliśmy. Haczyk polegał na tym, że przestrzegając jakiegoś własnego dziwacznego kodu moralnego, odmawiała informowania kogokolwiek o tym, co widziała. Moim zdaniem to było samolubne – poskutkowało śmiercią jej córki i dwukrotnym uwięzieniem wnuka.
Wstrzymałam oddech, bo byłam pewna, że oskarży mnie o to, że włamałam się do jej pokoju i dorwałam w ręce tę teczkę, ale ku mojemu zdziwieniu tylko zapytała:
– Znaleźliście ją?
Alex zmarszczył brwi. Rzucił mi szybkie spojrzenie, a później odwrócił się do Ginger. – Nie zdążyliśmy na czas. Aubrey powiedział, że zabrali ją rodzice. Nie mogliśmy nic zrobić.
– Aubrey? – spytał zdziwiony Dax. Chwycił mamę za rękę, kiedy przechodziła i usadził ją na fotelu obok siebie. Całe szczęście. Zaczynało mi się kręcić w głowie. Ja też lubiłam chodzić od ściany do ściany, ale jeżeli robił to ktoś inny, dostawałam świra.
– Dlaczego wierzyć w to, co on mówi?
– Nie jest święty, ale mnie uratował. Dwa razy. Wczoraj w nocy pomógł nam też uciec przed Kale'em. – Pewnie nie dałabym mu ani adresu domowego, ani hasła do maila, ale byłam przekonana, że chciał pomóc.
– Przed Kale'em? – Mama nachyliła się w moją stronę. W jej głosie pobrzmiewała nuta niepokoju, ale oczy błyszczały nadzieją. – Kale też tam był? Ginger rozparła się w fotelu, nieporuszona.
– A co jeszcze Aubrey wam mówił?
– Potwierdził to, co wcześniej mówił Alex na temat jakiejś Szóstki, która podmieniła Kiernan za mnie w pamięci Kale'a. Jakaś dziewczyna. Mindy. Każą mu się z nią codziennie spotykać, żeby nie straciła nad nim kontroli. – Jeżeliby mi się udało przekonać ich, żeby wyciągnęli Kale'a z Denazen, to prędzej czy później wszyscy byśmy na tym skorzystali, a ja zrobiłabym i powiedziałabym, wszystko to, co trzeba.– On tam jest, mamo. Widziałam go. Jest zdezorientowany, zlasowali mu mózg, ale jest cały i... żywy.
