– To było jakieś szaleństwo, Dax. On się zachowywał jak jakiś kretyn. – Coś pstryknęło i z zapalniczki Alexa wyłonił się płomyczek. Uniósł papierosa do ust, zaciągnął się mocno i powiedział: – To znaczy, jeszcze bardziej niż zwykle.
– Alex – zaczęła ostrzegawczo Ginger. Myślałam, że będzie kazała mu zgasić papierosa, bo nie znosiła tego zapachu, ale zamiast tego pomachała na lewo i prawo pustym kubkiem jak wachlarzem. – Ja tu wcale nie młodnieję z dnia na dzień.
Uniósł oczy do góry i wciąż trzymając papierosa w ustach, na chwilę zniknął z kubkiem – poszedł dla niej po coś do picia.
Kiedy Kale i Kiernan poszli, wróciliśmy na imprezę poszukać Jade. Jakimś cudem ani nie słyszała wrzasków, ani nie zauważyła zamieszania. Byłam pewna, że tylko ona tego nie zauważyła i pewnie miało to coś wspólnego z faktem, że ostro flirtowała z Tomem Bozemanem, kapitanem drużyny koszykówki Parkview.
Miałam ochotę iść za Kale'em, ale Alex nie chciał o tym słyszeć. Zagroził mi, że zarzuci mnie sobie na plecy, jeśli będę próbowała. Doszłam do wniosku, że pewnie by wygrał, bo jest większy, nie mówiąc już o czynniku zakłopotania. Może i tak było lepiej.
Nawet bez niewyjaśnionego przefasonowania osobowości i nowej dziwacznej umiejętności, Kale był bardzo niebezpieczny. Denazen szkoliła go na bezwzględnego zabójcę od chwili, gdy zaczął chodzić. A fakt, że Kiernan owinęła go sobie wokół palca i przekonała, że to ja jestem wrogiem sprawił, że sytuacja była dziesięć razy poważniejsza. Musieliśmy działać ostrożnie.
– Coś mu zrobili. To nie był Kale. – To była pierwsza rzecz jaką powiedziałam, kiedy wróciliśmy do bazy – to znaczy do drewnianego domu, do którego przeprowadził nas Dax. Wszyscy obecni w pokoju odwrócili się do mnie. Pewnie myśleli, że jestem w szoku albo coś takiego. – To znaczy, oczywiście, to był Kale, ale wyprali mu mózg. Wszystko mu przeprogramowali. Kiernan mu powiedziała, że to ja jestem Kiernan, a on nazywał ją Roz. – To ma sens, Dez. – Alex wrócił z kubkiem Ginger. Dmuchnął dymem papierosowym i podał jej kubek, a później odwrócił się do mnie. Nie podobał mi się jego wyraz twarzy. Jakby żal i jeszcze coś. Współczucie. To do niego nie pasowało. Nie żeby Alex był chłodny i nie potrafił współczuć, ale zazwyczaj niczego nie lukrował. – Trudno mi to z siebie wydusić, ale założyłbym się, że nie ma nic, co można by zrobić, żeby ten świrus całkowicie wymazał cię z pamięci. Ja to od razu zobaczyłem. Nie mam pojęcia, jak ty to przeoczyłaś.
– Co przeoczyłam? – Kiedy Alex siadł, Dax wyjął mu papierosa z ręki, zaciągnął się, a później oddał.
– Blond włosy. Czarne końcówki. To, jak Kiernan była ubrana. Nawet imię, którym się posługuje. Roz? No, przestań...
– Cross je pozamieniał – powiedziała Ginger, stukając laską o podłogę. Uniosła kubek do ust i wzięła łyk. – Oczywiście.
– To jakiś koszmar kradzieży tożsamości – zgodził się z nami Alex. – Przypisał imię Kiernan do twarzy Dez, i odwrotnie.
Jeżeli to rzeczywiście była prawda, to wyjaśniałoby nienawiść w jego oczach, kiedy Kiernan rzuciła od niechcenia swoje własne imię. Gdzieś w głębi duszy Kale musiał pamiętać, że właśnie ona przyczyniła się do stworzenia tego chaosu. A jeżeli to prawda, to on wciąż gdzieś tam tkwi, ale głęboko zakopany. Była jakaś nadzieja.
– Jak oni to zrobili? – Może jakaś inna Szóstka? – wtrąciła się mama. Siedziała na wprost mnie, obok Daxa. – To wciąż nie wyjaśnia zmiany jego umiejętności – wtrącił się Alex. – To było dziwaczne. Nie wiem, czy to można wyjaśnić działaniem jakiejś innej Szóstki.