14

3 0 0
                                    

Próbowałam naciągnąć kołdrę na ramiona, bo było mi zimno, ale nie dawałam rady. Wtedy sobie przypomniałam, że leżę na kołdrze, a nie pod nią. Nie otwierając oczu, jęknęłam w duszy. Kale. Porwana. Kretyński motel. Utrata pamięci. Szlag to trafi. Cholera.

Sen się ulatniał, a ja wyprostowałam prawą nogę i poruszałam palcami stopy. W pokoju było teraz znacznie chłodniej niż przedtem i czułam się zupełnie przemarznięta. Nos i czubki palców u rąk miałam prawie zdrętwiałe. Albo ktoś przesunął łóżko na parking, wyłączyli kaloryfery, albo...

Albo okno było otwarte.

Coś huknęło potężnie po drugiej stronie pokoju. Serce zaczęło mi walić jak młotem i otworzyłam szeroko powieki, walcząc z lodowatym dreszczem na plecach. Kale leżał obok mnie na łóżku, bardzo blisko. Oczy miał szeroko otwarte, a na ustach palec. On też to usłyszał. Skinęłam głową, żeby mu pokazać, że rozumiem i wzięłam głęboki, uspokajający oddech, a on ostrożnie się przetoczył i zsunął z łóżka. Sięgnął ręką do stolika nocnego i kilka razy próbował zapalić światło. Nic. Pewnie odcięto prąd. To by wyjaśniało, dlaczego jest tak zimno. Nie ma prądu, więc nie ma ogrzewania. Fantastyczna teoria, gdyby nie budzik na stoliku nocnym, który świecił jaskrawoczerwonymi cyframi.

Kale zrobił dwa kroki i dał mi znak, żebym za nim poszła. Nie zachowywałam się tak cicho, jak on. Materac zaskrzypiał dwa razy, kiedy się zsuwałam na podłogę, a stopą dotknęłam trzeszczącej deski. Typowe.

Kiedy w końcu zeszłam z łóżka i byłam po jego stronie, chwycił mnie za ramię i pociągnął w kierunku łazienki. Prawie byliśmy na miejscu, kiedy dziwaczną ciszę przerwał irytująco znany dźwięk, jak gdyby rozdzierającej się papierowej torebki pełnej powietrza. Kale odwrócił się do mnie. W jego oczach zauważyłam iskierkę niepokoju. Spojrzał na mnie, a później opuścił nieco wzrok i zatrzymał się na moim ramieniu. Ja też popatrzyłam w to miejsce i nagle poczułam, jakby ktoś jednym ruchem wyssał z pomieszczenia całe powietrze. Nie wiedziałam, co bardziej mnie przeraża – fakt, że strzałka utkwiła w moim przedramieniu, czy to, że nic nie poczułam, a może fakt, że za chwilę opadnę na kolana bezwładna i bezradna.

Chwycił palcami strzałkę i wyciągnął ją jednym gładkim pociągnięciem. Staliśmy tak oko w oko, a ja osuwałam się do tyłu. Jak przez mgłę widziałam ramię Kale'a, które nagle pojawiło się w powietrzu, odtrącając mnie na bok, kiedy znów coś poleciało w naszym kierunku. Kolejna strzałka.

On też nie był z tego zadowolony. Z jego ust wydobył się niczego dobrego niewróżący okrzyk, kiedy drzwi eksplodowały i do pokoju wpadło kilku agentów. Dwóch rzuciło się na Kale'a, a trzeci biegł w moim kierunku. Udało mi się usunąć ze ścieżki mojego napastnika, upadłam na łóżko, a on potknął się o róg dywanu. Szybko jednak się otrząsnął i znów na mnie rzucił. Tym razem chwycił mnie za kostki i mocno pociągnął. Zsunęłam się z łóżka i walnęłam plecami o podłogę. Na chwilę straciłam oddech, a on drugą ręką próbował wymacać coś, czego mógłby się chwycić.

Pewnie by mnie w końcu dorwał, jeżeli drugi z agentów nie upadłby w jego kierunku.

Przywalili bokiem o ziemię, co dało mi dość czasu, żeby niepewnym krokiem ruszyć w kierunku Kale'a.

– Nie zawracaj sobie nią głowy – rzucił agent, który okrążał Kale'a. Kiwnął głową w kierunku mojego ramienia. – Zaraz będzie po niej.

Ruszyłam do przodu, chcąc pomóc Kale'owi, kiedy pozostała dwójka przegrupowała się i wróciła do walki. Kale zaatakował pierwszego, chwycił go za włosy i z całej siły pociągnął. – Co robicie? – rzucił. – Dlaczego mnie atakujecie?!

my books/ drżenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz