– Gdzie on jest? – spytał Alex, kiedy usadowiłam się na kanapie z olbrzymim kubkiem kawy. Mama siedziała po drugiej stronie stołu tuż przy Daxie, a Vince wsadził nos w gazetę. Czytał wiadomości z giełdy, jednocześnie pochłaniając olbrzymi stos naleśników oblanych niezdrową ilością syropu klonowego. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś jadł tyle, co on. Zęby mnie bolały, kiedy byłam z nim w tym samym pomieszczeniu.
– W sali gimnastycznej. Musi sobie poradzić ze sporym naporem... gniewu. – Upiłam łyk kawy. Nie była tak słodka, jak lubiłam, ale zostawiłam cukiernicę na blacie kuchennym. Nie chciało mi się wracać, więc piłam taką, jaka była.
Kale i ja zostaliśmy w jego pokoju i spaliśmy objęci aż do ósmej rano. Chwilę rozmawialiśmy – głównie o tym, jak było, zanim wrócił do Denazen. Zadawał mi szczegółowe pytania na temat swoich pierwszych lat w Denazen, ale był rozczarowany, że nie mogłam mu podać żadnych szczegółów. Zaproponowałam, żeby porozmawiał z mamą, ale nie wyrażał entuzjazmu. Pewnie dlatego, że przywitała go dość chłodno na samym początku.
Obudziłam się i stwierdziłam, że w dziwny sposób mi się przygląda. Zapytałam, czy coś sobie przypomniał, rzekł po prostu: „Niezbyt dokładnie" i wymówił się, że musi iść do sali gimnastycznej.
– A gdzie Ben? – Tak naprawdę chciałam spytać: jak z Benem? Czy jest przy zdrowych zmysłach, czy już zupełnie ześwirował?
Mama oparła się łokciami na stole – robiła tak, tylko wtedy, kiedy nie było Ginger. Jak na starą, przygarbioną kobietę, dość poważnie traktowała maniery przy stole.
– Teraz jest z nim Ginger. Udało nam się też znaleźć Andreę Marko i Kaylę Dean. – Kayla Dean wykazuje oznaki szaleństwa – powiedział Dax, żując bajgla. Widać było, że wszyscy korzystają z nieobecności Ginger. Ostatnim razem, kiedy ktoś mówił z pełnymi ustami, przywaliła laską o stół. – Nie jest z nią tak źle, jak z Benem, ale to, niestety, się pogłębia.
Będziemy musieli szybko coś zrobić.
– A co z resztą? Przecież na liście było dwanaście nazwisk, prawda?
– Mamy Henleya Walkera – Brandta, a Sara Milburn nie żyje – potwierdził to nasz kontakt w Kansas. Nie mamy tylko pewnych informacji o dwóch osobach – Thomym Morrisie i Marku Wellsie.
– Wells nie żyje – powiedział Kale od drzwi. Wszyscy unieśli głowy, kiedy wszedł ostrożnie do kuchni. Odwrócił się do mnie i powiedział: – Tamtego wieczoru na przyjęciu. Facet na ulicy. To był Wells.
Ta para. Wtedy pierwszy raz widziałam poprawione zdolności Kale'a. – No, to listę możemy odhaczyć – powiedział Dax. – Teraz trzeba się skupić na odnalezieniu Penny Mills.
Cholera. Po tej całej awanturze na lotnisku i powrocie do domu, żeby się przespać, nie miałam szansy im powiedzieć o Penny. A może próbowałam tego uniknąć? Jeżeli nie powiedziałabym tego głośno, może mogłabym udawać, że to się nigdy nie wydarzyło.
– Tak... No właśnie.
Wszystkie oczy zwróciły się na mnie. Nawet Vince podniósł wzrok znad gazety, przerywając żucie szczególnie przerośniętego naleśnika. Kropla syropu klonowego spadła mu na talerz.
– Kale i ja znaleźliśmy Penny Mills.
Wszyscy westchnęli jak na komendę, a po chwili zaczęli mówić naraz.
– Ona nie żyje – skończyłam i na szczęście zapanowała cisza. Przyznałam się do tego i poczułam się, jakbym połknęła tłuczone szkło. Udało mi się wypowiedzieć te słowa z pokerową twarzą, byłam spokojna i jakoś się nie załamałam, ale w duszy poczucie winy dławiło mnie i odbierało oddech.