Wszyscy otworzyli usta w proteście, ale uniosłam dłoń. Oczywiście. Teraz się odzywają.
- Wiem, wiem, to szaleństwo, ale przynajmniej mnie wysłuchajcie, dobrze? Vince ma w pewnym sensie rację. Tata to śmieć, ale jest bystry. Zorientuje się, że Kale jest już przeflancowany. Pomyślcie tylko. Na pewno zauważyli nas razem na lotnisku. Przecież widzieli nas wszyscy pasażerowie. Jeżeli wróci do bazy, będą chcieli się upewnić, że nie przeszedł na drugą stronę. Jednak - powiedziałam, biorąc głęboki oddech - jeśli zjawi się, przynosząc na tacy jedyną rzecz, której chce tata - czyli mnie - i powie, że to wszystko było udawane, założę się, że nie będą tego kwestionować. Denazen chce uciszyć ruch Podziemia. Jeżeli uznają, że powiem im, gdzie się ukrywamy i stwierdzą, że Kale jest wciąż lojalny, narobią w gacie ze szczęścia.
Mama zmarszczyła brwi i widać było, że ten pomysł wcale jej się nie podoba.
- A co z tą Szóstką, która potrafi powstrzymywać wspomnienia Kale'a? - Tak jak mówił Brandt, mam nadzieję, że aż tyle czasu nam nie będzie trzeba - powiedział Vince. Zwrócił się do Kale'a i skinął głową zachęcająco. - Graj na czas. Wyjaśniaj i przepraszaj. Powiedz im, że pozwoliłeś Dez usunąć urządzenie namierzające, żeby zdobyć jej zaufanie.
Martwa cisza.
- Nie podoba mi się to - mruknął Kale - ale ona ma rację. Będą mniej podejrzliwi, jeśli nie pojawię się z pustymi rękami. Jak powiedziała Dez, bez symbolu dobrych intencji nie będę w stanie zbliżyć się do krwi. - Odwrócił się do Vince'a i skinął głową. - Coś mi świta. Wydaje mi się, że cię poznaję. Czy my jesteśmy kumplami?
- Vince był ostatnią osobą, którą latem odwiedzaliśmy, żeby go ostrzec przed Denazen - odparłam, uśmiechając się. - Widzisz? Coś zaczyna wracać.
- Pewnie tak - powiedział Kale, ale było coś takiego w jego sposobie patrzenia na
Vince'a, co mnie nie przekonywało.
Niestety, czas nie był najlepszy, żeby się tym martwić, bo Alex zaczynał świrować. - A to dowodzi, że przekręciłeś się, ale na drugą stronę księżyca - warknął na Kale'a i tupnął nogą. - Nie pozwoliłbyś jej na to, gdybyś był zdrowy na umyśle.
- Nie pozwoliłby mi? - Aż się zadławiłam. - Ty poważnie? A od kiedy to...? - Nie pozwolę, żeby jej się cokolwiek stało. - Kale wstał i pochylił się nad stołem do kawy. Był jak chmura gradowa.
- Dlaczego? Bo ją kochasz? Nie potrafisz sobie nawet przypomnieć, jak bardzo mnie nie znosisz, a to, bracie, mówi samo za siebie.
- Może cię nie pamiętam, ale niech zgadnę... Kiedyś byłeś jej chłopakiem, tak? Tym, który nie potrafił odpuścić. - Spojrzał na mnie, a ja walczyłam, żeby nie zadrżeć. W jego oczach było coś śmiertelnie poważnego. Coś zaborczego. To było wspomnienie dawnego Kale'a pomieszane z czymś nowym. Z czymś ciemniejszym. - A ona chyba już dokonała wyboru. - Palant z ciebie - rzucił Alex.