19. Dinner with pure-blooded

8K 379 186
                                    

Draco

Kochanie?-zapytała znów matka. Ileż można w ciągu jednego kwadransu?! Przecież jestem na nogach od 15 minut.

- Tak?-powiedziałem już lekko potirytowany. Siedziałem wraz z nią i ojcem przy stole. Jedliśmy śniadanie. Jak to mamy w naturze o 8:30.

- Kiedy będzie Rose?

- Matko, pytasz o to już 10 raz w ciągu kilku minut.-przypomniałem jej, zajadając się jedzeniem przygotowanym przez skrzaty.

-Tak, wiem. Tylko mówiłeś wczoraj, że jutro po nią pojedziesz do Carter manor.

- No więc? Jest dopiero...-spojrzałem na wielki zegar na holu.-8:34. Mam jeszcze cały dzień. Czemu się tak martwisz?

- Matka uważa, że tak odpowiednia dziewczyna jak Panienka Carter nie chciałaby mieć cokolwiek wspólnego z takim nieudacznikiem jak ty.-wyjaśnił ojciec. Jakoś mnie to nie boli. Przestałem się tym przejmować i popatrzyłem na mame.

- Lucjuszu! To nie tak Draco...-zaczęła.

- Nie. Sam się zastanawiam czasem jak ona ze mną wytrzymuje.-uśmiechnąłem się na tą myśl. Ej, stop! Ona z tobą nie wytrzymuje. Dlatego jej tu nie ma, debilu.

- Jakież to romantyczne.-rzekł ze sztucznym uśmiechem.

- Tak, ojcze.-odpowiedziałem tym samym. Do końca posiłku nikt się nie odzywał. Gdy skończyłem pożegnałem się z rodzicami i ruszyłem na Pokątną. Trzeba znaleść Rose. Tak, wiem. To misja samobójcza.

Rose

Całą noc spędziłam w Błędnym Rycerzu. Czemu nie poszłam do dziadków? Otóż mój dziadek zrobiłby okropną awanturę z owego faktu i Draco miałby przechlapane. O dziwo nie chciałam tego. Błędny Rycerz był naprawdę dziwny, ale łóżka były wygodne, mimo że czasem...no jakby to...czasem latały po busie. Zapłaciłam Stanowi bo tak nazywał się kierownik kilka sykli i ruszyłam na Pokątną. Skoro świąt nie spędzam w Malfoy manor to pójdę do dziadków i kupię im kilka upominków. Założyłam pelerynę tak dla niepoznaki. Dostałam już list od Zabiniego z okazji imprezy na koniec roku. Czy idę? Jasne, że tak! Spotkam Em i będzie ognista. A ja naprawdę lubię ognistą. Mniejsza z tym. Zatrzymałam się właśnie przy sklepie jubilerskim Toniego Hogsa. Oczywiście kupuje perły dla babci. Jak mnie stać. Gdy przekraczałam próg ktoś pociągał mnie za nadgarstek. Momentalnie znaleźliśmy się w ciemnym koncie między sklepami. Boże, błagam żeby to nie był te wampir. O zgrozo! Gorzej...to Malfoy.

-Draco?-wybełkotałam bo miał rękę przyciśniętą do moich ust. Ugryzłam ją.

- Ał! Co ty wyprawiasz?!-oburzył się.

- Mogę o to samo zapytać ciebie.-warknęłam.

- Mniejsza o większość. Chodź.-zaczął ciągnąć mnie w stronę drogi.

- Niby dokąd?-prychnęłam.

- Do mnie. Przecież mamy dziś kolacje, Pani Malfoy. Tam będzie cała rodzina.-zaśmiał się, a mi naprawdę do śmiechu nie było.

- Nigdzie z tobą nie idę! Jeszcze nawet nie powiesz mi głupiego „przepraszam". Nie żałuje tego, naprawdę jesteś dupkiem.-powiedziałam obojętnie. Gwałtowanie odkręcił się w moją stronę a moje plecy dotknęły ściany. Zacisnęłam powieki gotowa na cios. Gdy chwile nic się nie działo uchyliłam jedno a potem drugie oko. Stał on a na twarzy widniała mu troska.

- Myślałaś, że cię uderzę?-zapytał. W jego głosie czuć było ból.

- Tak.-odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Bez słowa złapał mnie za rękę i pociągnął w znanym mi kierunku.- Draco, ja nigdzie nie idę.

Lucky boy: I know you obsessed with me| D. MalfoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz