Brak broni, brak życia

4.6K 128 10
                                    

Wstałam rano czytaj o 14 i postanowiłam zejść odrazu na obiad. Jak sie okazało byli tam wszyscy. Przywitałam się z nimi krótkim hej i zrobiłam sobie kanapkę oraz kawę. W mojej głowie wciąż były wydarzenia z przed kilku dni. Dalej nie mogłam zrozumieć o co chodzi Mikowi itp. Czułam że to jeszcze nie koniec a prawdziwa 'zabawa' jeszcze przedemna. Dobrze ze teraz są wakacje inaczej bym zwariowała bo mimo ze planuję wrócić do nauki to jednak nie w tym okresie. Zjadłam w spokoju jednocześnie przysłuchując się rozmowie mojej rodziny. Głównym tematem była dość zwykła akcja w której mieliśmy przetransportować narkotyki.
-Według mnie powinniśmy najpierw zabrać cały towar a potem strzelać.-odezwałam się.
-dobry pomysł ale Ty nie jedziesz-Dogryzł mi Luke.
-Jak to nie?! Zawsze jestem na akcjach.-Spojrzałam na niego zła.
-Ale nie tym razem. Nie masz broni.-Stwierdził Luis
-To mi ją oddajcie. Błagam przecież całe moje życie to adrenalina. Nic mi nie będzie. Obiecuję. Prosze-wyrzucałam szybko słowa.
-Kurwa jak Ci sie coś stanie Ash mnie zabije- lamentował Luke.
W sumie to było śmiesznie bo on jest raczej groźny i niebezpieczny a teraz jest przerażony jednak ostatecznie się zgodził żebym jechała dziś z nimi. I oddali mi nawet na ten czas pistolet. Ależ byłam szczęśliwa. Cały dzień nie mogłam sie doczekać wieczora. Akcja rozpoczynała sie o 22 a ja już o 20 rozpoczęłam przygotowania. Pobiegłam do łazienki, do wanny. Myłam się spokojnie płynem o zapachu pomarańczy. Kocham pomarańcze. Następnie owinęłam się ręcznikiem po czym ruszyłam do mojej szafy. Ciężko było się zdecydować na coś idealnego aż w końcu wybrałam czarne spodnie ze skóry, również czarną bluzę, na to ciemną kurtkę a do tego wysokie obcasy. Zadowolona musiałam się jeszcze pomalować. Chciałam ukryć ślady walki więc nałożyłam korektor a na to puder aby się nie świecić. Zrobiłam też kreski na oczach a wszystko kończyła czarna, matowa pomadka. Całość była świetna. Zeszłam powoli z uśmiechem na dół, zabierając jeszcze bandamke. Doszłam do kuchni i postanowiłam jeszcze się napić wody, lecz gdy tylko weszłam wszyscy wlepili we mnie wzrok oraz otworzyli usta.
-Co się tak patrzycie -zachichotałam
-Wow-tylko tyle powiedzieli a następnie kończyliśmy przygotowania.

Pov Luke

Cały dzień myślałem o naszej księżniczce. Tak bardzo sie o nią boje. Nie mogę pozwolić aby znowu cierpiała. Wtedy gdy ją przygarnolem była taka bezbronna, delikatna, co prawda dzis jest juz zupełnie inna ale ja widzę ze ostatnie sytuacje mocno nia wstrząsnęły. Nie mogę patrzec na to jak płacze, pije, tnie sie czy kurwa chodzi na te walki. Wyjechałem tutaj żeby trochę odpocząć, niestety jest jeszcze gorzej. Wpakowalem ja w to gówno. Nienawidzę tego całego Mike, nie mogę zrozumieć czego on chce od mojej Vici. Jest jej bratem a takie akcje robi. On nawet nie wie ile ona przeżyła. Dzieki temu jest silna ale rany pozostana. Moje myśli przerwała ona. Zeszla na dol bo miala z nami jechać. Kurwa serio nie chce żeby to robiła. Wyszła zajebiscie ubrana, nie mogliśmy od niej oderwać wzroku. Taka olsniewajaca, niebezpieczne a zarazem delikatna i subtelna. Taka mogła być tylko Victoria. Nie żebym ja kochał ale naprawdę robila wrażenie a ja byłem jej drugim bratem.
-Wow- chłopaki odpowiedzieli na jej pytanie co sie tak patrzą..
Pyskata byla zawsze.
Nadszedł czas akcji a ja musiałem oddać jej bron. Balem sie w chuj.

Pov Vici

Siedzialam w samochodzie z chłopakami i miałam zawał serduszka. Wreszcie akcja od bardzo dawna, czułam zapomnianą adrenalinę. Byłam spieta aż do momentu gdy Lukuś wyciągnął moje kochane cudeńko. Chwyciłam spluwę w dłoń i zaczęłam ja całować. Byłam taka szczęśliwa.
-Wyjdź jeszcze za nią -Prychnął Luke
-Spadaj to jest moja miłość-Pokazałam mu język.
-Miłość rośnie wokół nas- śpiewał Harry
-No ba! -zaczęliśmy sie śmiać i wydurniać.
To właśnie byliśmy my. Mimo akcji jak dzieci. Po godzinie dojechaliśmy pod jakąś fabrykę. Normalne miejsce. Założyłam swoją bandamke na twarz i z bronią przy sobie wyszłam z samochodu. W miare jak byliśmy bliżej budynku można było dostrzec Czarną furgonetkę. Obok niej piątka napakowanych mężczyzn ubranych na czarno. Za dużo tego czarnego nawet jak dla mnie. W momencie byliśmy obok nich.
-Dzień dobry a raczej dobry wieczór Angelsi - śmiał się jakiś facet.
-Nie pierdol tylko mów gdzie jest szef? -warknął Harry
-A co to za piękność obok Ciebie? -zapytał perfidnie.
-Chuj Ci do tego odpowiadaj jak Cię pytają! -syknełam.
-Ooo i wyszczekana. Normalnie ideał -puścił mi oczko na co fuknełam.
-Ktoś o mnie pytał? -ze środka auta wyszedł dość młody facet i powiem że przystojny.
-Tia ja. Wiesz kim jestem? -zapytał szorstko Luke.
-Niech pomyśle kolego. Szef gangu Angel i niejaki Luke -Uśmiechnął się.
-Brawo -Harry tym razem klaskał w dłonie.
-No wiec ja jestem Adrien ale to pewnie wiecie, jak to iż dowodzę tutejszą dilerką oraz wisze wam 50tys. -Szepnął.
-Yhym... Powiem krótka albo dajesz teraz kasę i zostawiamy Cię w spokoju albo cały towar z furgonetki jest nasz. -Uśmiechnęłam się złośliwie ale jednocześnie poważnie.
-Niech pomyślę nie mam kasy więc daje wam towar ale Ty złotko idziesz ze mną. -on śmiał się ze mną targować.
-Chyba Cię coś boli i nie wiesz z kim rozmawiasz. Bad girl/najlepsza/fucking queen/zabija z zimna krwią. Kojarzysz może-spojrzałam na niego dość gniewnie.
-Ooo widzę ze prawdziwa złota rybka nam się trafiła. Może jednak zostaniesz moją a obiecuje ze bedzie Ci dobrze i nic Ci się nie stanie -śmiał się ze mnie.
W miedzy czasie Luke dawał nam nie widoczne znaki abyśmy spokojnie siedzieli a następnie zaatakowali. W czasie gdy oni się targowali o mnie szef pokazał dwa palce i momentalnie zaczęła się strzelanina. Zabijałam ich wszystkich z zimna krwią. Nie potrafiłam inaczej. Udało się ich pokonać. Niestety Luis dostał w brzuch i trzeba było go szybko zawieść do naszego lekarza. Harry miał to zrobić a ja i Luke zajęliśmy się towarem. Wszystko przenieśliśmy do naszego wozu do tajnego schowka w bagażniku a samą furgonetkę spaliliśmy. Następnie ruszyliśmy do willi gdzie był juz prawdopodobnie lekarz. Moja paczka znowu przechodziła próbę a najgorsze w tym jest to ze ja nic nie mogłam zrobić. Tak bardzo chciałam ale nic się nie dało zrobić. Szybko byliśmy na miejscu bo ja prowadziłam. Wpadłam do salonu gdzie na sofie leżał mój przyjaciel cały we krwi a obok niego na krześle siedział mały, starszy człowiek, któremu mega ufamy i to on się zajmuje całym naszym sprzętem medycznym itp. Podeszłam do niego i zapytałam co z nim. Dowiedziałam się ze kilka milimetrów dalej a nie żyłby. Łzy same cisneły mi się do oczu. To było znowu za wiele. Usiadłam obok niego i Chwyciłam dłoń. Była taka zimna i bez życia. Spojrzałam na niego. Był taki spokojny, jakby poprostu spał. Luke zrobił mi kanapki i herbatę które szybko pochłonęłam. Potem rozmawiałam z nim aż w końcu chyba sie na nim uśpiłan bo urwał mi sie film... Rano obudzili mnie i powiedzieli ze Luis...

Następny juz jutro :*;* dzieki za kom i glosy

Bad GirlOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz