0.

1.2K 92 10
                                    

Wciągnąłem ze świstem powietrze, kiedy poczułem jego oddech na karku. Nie mógł się tutaj tak po prostu zakraść, nie tak bezszelestnie.
-Oczywiście, że mogłem, skarbie- powiedział cicho i złośliwie, sunąc swoimi ostrymi kłami po mojej szyi- Mogę wszystko- mruknął, powoli zatapiając zęby w mojej skórze. Było to jednocześnie przyjemne i odpychające. Podniecające, ale i przerażające. Wypuściłem drżący oddech, kiedy się odsunął. Powoli odwróciłem się do niego przodem. Stał oparty o ścianę z rozbawieniem. Oblizywał swoje wargi, na których pozostała moja krew. Dotknąłem miejsca, gdzie mnie ugryzł i wzdrygnąłem się, czując dwie małe dziurki. Patrzyłem w jego oczy, w których nie było nic z pięknego, codziennego błękitu. Były jednocześnie czarne i czerwone, były przerażające. Czytałem, że gdy wampir jest podniecony, jego tęczówki mają wymieszaną barwę czarną i czerwoną, ale... To nie była ta przyjemna dla oka czerwień, to była krwista, karminowa czerwień, z małym dodatkiem czerni.Dokładnie takie same oczy miał, kiedy się poznaliśmy.
Przełknąłem ślinę, cofając się. Wystraszyłem się go.
-Słusznie,skarbie- prychnął, zbliżając się do mnie. Robił to powoli,jakby polował. Kiedy poczułem za plecami biurko, spiąłem się.Dotknął rany na mojej szyi, a następnie zlizał krew z swoich palców- Boisz się?
Ściągnąłem brwi. Przecież wiedział.Wiedział doskonale, czytał mi w myślach. Chyba. Usłyszałem jego śmiech.
-Odpowiedz.
-T-tak- wyjąkałem, poszerzając jego przerażający uśmiech.
-Powinieneś- mruknął, przyciskając usta do rany. Co tu się cholera działo? Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć. Tego było za dużo. Czy to miał na myśli,mówiąc, że znajomość z nim jest niebezpieczna?- Tak, dokładnie to, Harry. Nie chciałem cię wystraszyć. I dlatego chciałem odejść, ale ciągle mnie coś przy tobie trzyma, dzieciaku-westchnął. Przełknąłem ciężko ślinę- Nie bój się.
Skinąłem głową, ignorując jak absurdalne to wszystko było. Wiedziałem, że nie zrobi mi krzywdy. Tak bardzo starał się zdobyć moje zaufanie... Jednocześnie chciał mnie od siebie odsunąć, żeby mnie chronić. Wiedziałem, że robił to dla mojego bezpieczeństwa.
-Ufasz mi?- spytał nagle. Zamarłem. Dlaczego on..
Spojrzał mi w oczy, a ja nie dostrzegłem już czarnych plamek, symbolizujących to chore pożądanie. Były teraz jedynie (i aż) rubinowe. Przygryzłem wargę. Nie wiedziałem, co mam o tym wszystkim myśleć, ale wiedziałem, że mu ufam.
Poczułem jego palec na swoich ustach.
-Nigdy więcej tego nie rób- warknął,puszczając moją wargę. Skinąłem głową, notując sobie w pamięci, żeby go nie denerwować. Powrócił swoimi ustami do mojej szyi- Ufasz?
-Tak- wyszeptałem, mimo że on to już doskonale znał odpowiedź. Ale najwidoczniej chciał ją usłyszeć. Czułem jak się uśmiecha w moją szyję. Po chwili poczułem, jak wtapia się zębami w ranki, które zdążył mi zrobić wcześniej.Jęknąłem na to uczucie, bo nie wiedziałem, czy bardziej mnie to przeraża czy podnieca.
Nie trwało to długo. Zaledwie po paru sekundach oderwał się od mojej szyi, a ja spojrzałem w jego oczy,które znowu miały czarno-czerwoną barwę, tym razem jednak przyjemniejszą dla oka. Dotknąłem rany, uśmiechając się lekko.Wolną dłonią przyciągnąłem go do siebie, smakując własnej krwi w pocałunku i zamykając oczy. Kiedy je otworzyłem, w sypialni byłem sam, a za oknem świeciło lekkie słońce.


I tylko rana na mojej szyi upewniała mnie, że to się zdarzyło naprawdę.



Kwiat Dzikiej Róży||Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz