Chciałam wam zrobić maraton, ale pod poprzednim rozdziałem prawie nie ma aktywności (:o) więc nie będzie maratonu ;<
xXxXx
Harry
Spojrzałem na niego w szoku. Że niby co zrobił?
-A-ale.. DLACZEGO?!
-Żebyś zrozumiał, że to co jest między nami nie jest poprawne.
-Nie odstraszysz mnie- zaśmiałem się. Jednak po chwili dotarł do mnie inny fakt- Czyli przeleciałeś mnie tylko po to, żeby zatrzymać..
-Niezupełnie, ale po części tak.
-Jesteś chujem- parsknąłem, wymijając go. Złapał mój nadgarstek.
-Zaczekaj.
-Po co? Przeleciałeś mnie po to, żeby się nie starzeć. Zostaniesz taki na zawsze, a mnie nie chcesz przemienić, a co za tym idzie, połączyć się ze mną. Nie jestem głupi, Tomlinson. Nie wiążesz ze mną przyszłości. Jestem tylko zabawką. Nie założysz ze mną rodziny, nie dam ci potomka, nie powiększysz swojego rodu. Jestem przygodą. Rozumiem. Ale proszę, skończmy to, zanim zabrnie to za daleko. Zanim nie będzie już wyjścia. Nie kontaktuj się ze mną, nigdy więcej.
-Ale Harry-
-Nie, Louis. Dziękuję za te kilka tygodni, ale to koniec- po tych słowach wybiegłem z sypialni Louisa, słysząc tylko jak coś się przewraca. Uciekłem z jego domu, mijając po drodze wszystkich. Od Liama zaczynając, na Nicku kończąc.
Zraniłem nas oboje, ale czy nie tego właśnie chciał Louis? Żebym się poddał?
^^
Siedziałem na brzegu małego stawu w środku parku. Nie czułem się tu bezpiecznie, ale i nie chciałem się tak czuć. Było mi niedobrze, miałem zawroty głowy. Byłem jednocześnie smutny i wkurzony na samego siebie, ale również w pewnym sensie byłem szczęśliwy, bo wiedziałem, że postąpiłem dobrze. Nienawidziłem swoich wahań nastroju. A od kiedy poznałem Louisa, było tylko gorzej.
Kiedy zacząłem czuć na plecach palące spojrzenie, postanowiłem wrócić do domu. Ewentualnie mogę pogadać z Gemmą. Ona zawsze mi doradzała.
Jednak kiedy wróciłem, moja siostra spała, więc i ja postanowiłem udać się do krainy Morfeusza. Mówią, że sen pomaga na wszystko, ale czy wyleczy złamane serce?
Obudziłem się gdzieś w godzinach czwartej nad ranem. A raczej, zostałem obudzony. Przez mój brzuch konkretniej. Zwlokłem się z łóżka i w ostatniej chwili dobiegłem do łazienki, zwracając zawartość żołądka. Byłem cały oblany zimnym potem, miałem drgawki i chciało mi się płakać. I kurwa, to nie wróżyło nic dobrego. Nienawidziłem zatruć pokarmowych, które niestety często miewałem, szczególnie w ostatnim czasie.
Oparłem czoło o chłodne kafelki, przymykając powieki. Byłem zmęczony, śnił mi się Louis. Żałowałem już swojej decyzji, ale gdzieś w głębi serca wiedziałem, że tak było lepiej. Mimo że kochałem go całym sercem.
Kiedy czułem, że już trochę się uspokoiłem, wstałem i wróciłem do łóżka, zwijając się w małą kulkę. Czułem się obserwowany, ale czułem też ogromne zmęczenie, więc zignorowałem Louisa w pokoju i odpłynąłem.
Ale koszmar powrócił po godzinie.
^^
-Harry, to już trzeci dzień. Musisz iść do lekarza- moja mama przyłożyła mi dłoń do czoła. Całe święta przeleżałem w łóżku, z miską na szafce. I nie wiem, czy nie chciałem wychodzić z pokoju, bo rzygałem czy dlatego, że tęskniłem za Louisem i uświadomiłem sobie jakim jestem debilem. Prawdopodobnie ta druga opcja.
CZYTASZ
Kwiat Dzikiej Róży||Larry ff
Fanfiction„Przełknąłem ślinę, cofając się. Wystraszyłem się go. -Słusznie, skarbie- prychnął, zbliżając się do mnie. Robił to powoli,jakby polował. Kiedy poczułem za plecami biurko, spiąłem się.Dotknął rany na mojej szyi, a następnie zlizał krew z swoich palc...