Okej, na początek parę słów wyjaśnienia.
Ten fanfik jest mocno porąbany i wiele rzeczy jest i będzie niejasnych. Część nawet specjalnie pozostanie niewyjaśniona.
Czytam te wasze komentarze i niektóre mnie naprawę bawią, jednak są i takie, które mnie nieco irytują.
Ja wiem, że Harry jest człowiekiem i może być wam go bardziej szkoda etc
jednak zauważcie proszę, że Lou po raz pierwszy (owszem, to już było wspomniane) jest w stałej relacji z kimś. Dla niego to też nie jest łatwe!
Wiem, że może być to dla was trudne, ale postarajcie się nikogo nie faworyzować, okej?
Niby Harry jest ofiarą, Lou go rani blebleble... Jednak chcę wam jakoś uświadomić, że Lou też poniekąd cierpi. Specjalnie w poprzednim rozdziale zaznaczyłam, że oni nigdy nie byli ludźmi, że nie wiedzą jak to jest, ale też mają uczucia. I gwarantuję wam, Louis odczuwa pierdyliard razy bardziej niż Harry.
Więc proszę, nie nadawajcie od razu na Lou, jak tylko coś się nie spodoba.
Błagam, szanujmy się.
XXXX
4489 słów!
Rozdział dla mojej Naci, wiem, że ci się spodoba B)
xXxXxXxXx
Harry.
Z wdzięcznością przyjąłem kubek parującej herbaty. Nick dał mi swoje dresy i ciepły, puchaty koc. Siedziałem skulony na kanapie, gapiąc się bez celu w czarny ekran telewizora. Grimshaw usiadł obok mnie, a ja odstawiłem kubek i bez wahania się do niego przytuliłem. Potrzebowałem ciepła drugiej osoby, potrzebowałem odrobiny miłości. Nawet nie wiem, kiedy z moich oczu popłynęło parę łez.
-Co on ci zrobił?
-Pojawił się- szepnąłem, zamykając oczy.
Obudziłem się przed siódmą. Leżałem na Nicku, na kanapie w salonie. Mężczyzna jeszcze spał, kiedy wstawałem. Poszedłem do łazienki, wziąć ciepły prysznic. Rzeczy zabrałem z jego szafy, nie pierwszy raz podkradając mu garderobę. Następnie zrobiłem śniadanie, zanosząc je do salonu. Przebudziłem mężczyznę.
Do szkoły wszedłem otoczony przez opiekuńcze ramię Nicka. Louis stał ze Stanem pod szafkami i śmiali się z czegoś. Nie dało się nie zauważyć, jak Lucas przyczepiony jest do szatyna.
Kiedy weszliśmy, od razu na nas spojrzał. Widziałem, jak prycha pod nosem i wraca do rozmowy z blondynem. I poczułem się cholernie źle, bo wiedziałem, że to ze sobą nie gadamy jest poniekąd znowu moją winą.
-Pokłóciłeś się z chłopakiem, cioto?- usłyszałem nagle znienawidzony głos. No kurwa jeszcze tylko Horana brakowało.
-Czego znowu chcesz?
-Jesteś niemiły- zacmokał Horan- a twój chłopak stwierdził, że już go nie interesujesz- spojrzałem z niedowierzaniem na Louisa, ale on wydawał się być zajęty rozmową- Więc możemy zrobić z tobą, co nam się podoba- zaśmiał się ironicznie. Nick nerwowo przestąpił z nogi na nogę. Nie mógł nic zrobić, żeby nie pogorszyć sytuacji. Jedynie Ed mógł pomóc, ale nigdzie go nie widziałem- To jak? Pójdziesz po dobroci, czy..
-A gdzie on ma niby z tobą iść, blondie?- Louis stał z założonymi rękami za Niallem.
-Powiedziałeś..
-To, że z nim nie gadam, nie daje ci przyzwolenia do robienia, co ci się podoba.
-Ale...
Louis zacisnął dłoń wokół jego szyi.
CZYTASZ
Kwiat Dzikiej Róży||Larry ff
Fanfiction„Przełknąłem ślinę, cofając się. Wystraszyłem się go. -Słusznie, skarbie- prychnął, zbliżając się do mnie. Robił to powoli,jakby polował. Kiedy poczułem za plecami biurko, spiąłem się.Dotknął rany na mojej szyi, a następnie zlizał krew z swoich palc...