14.

767 59 80
                                    


ZAWIESZAM.

xXxXxXx


Obudziłem się w okolicach drugiej w nocy. Czułem czyjąś obecność i nie musiałem zaświecać lampki, żeby wiedzieć, kto był w mojej sypialni.

-Wiem, że mnie obserwujesz, Louis- westchnąłem cicho.

-Pudło, nie jestem Louis- szybko zapaliłem światło, widząc w pokoju Zayna.

-Co tu robisz?

-Przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz.

-Louis cię poprosił?

-Tak- wzruszył ramionami, siadając na moim łóżku- Wiem, co się wydarzyło pomiędzy wami w środę.

-Chyba pół miasta wie- prychnąłem, a Zayn się zaśmiał.

-Słuchaj, Lou się martwi- westchnąłem. Nie okazywał tego za bardzo- wiem, że tego nie okazuje, ale naprawdę się o ciebie troszczy. Zależy mu na tobie.

-Szczególnie, kiedy podrywa mojego nauczyciela- burknąłem.

-Po pierwsze, on już taki jest. A po drugie czy wasz wuefista nazywa się Antonio Marks?

-Tak?

-No to niedługo chyba będziecie mieć nowego- skrzywił się, a ja spojrzałem na niego zaskoczony- koleś zagraża zarówno wampirom jak i wilkom. Musi zniknąć.

-Zabijecie go?!

-Ciszej, Harry. I jeszcze nie wiem. W grę wchodzą tortury, morderstwo, a nawet przemiana. Osobiście uważam, że zabicie go będzie najlepsze. Nie życzę mu takiego życia, jakie mamy. Nawet jeśli ja kocham swoją wilczą, a Lou wampirzą naturę.

Pokiwałem głową, na znak, że rozumiem.

-Dlaczego Louis nie może ze mną być?

-Bo się boi.

-Czego? Czego może bać się wampir?

-Że się przywiąże i cię straci. Że cię skrzywdzi. Że znikniesz z dnia na dzień. Że zapomnisz. Że cię zabije.

-Nie skrzywdziłby mnie- powiedziałem pewnie.

-Jesteś pewien?

-Oczywiście. Ufam mu całkowicie.

Zayn uśmiechnął się i wstał, podchodząc do okna. Zamierzał chyba przez nie wyskoczyć, kiedy go zatrzymałem.

-Ale jeśli mam byś szczery, to wolałbym być taki jak on- szepnąłem. Spojrzał na mnie z tajemniczym błyskiem w oku i przygryzł wargę. Następnie wyskoczył i dosłownie rozpłynął się w powietrzu.

^^

W piątek nie poszedłem do szkoły. Najzwyczajniej mi się nie chciało. Kiedy siostra wyszła do pracy, ja skierowałem się do kuchni, parząc sobie duży kubek ciepłej herbaty. Następnie usiadłem na kanapie, otulając się ciepłym kocem i włączyłem telewizor. Jak zwykle nadawali komunikat. Dwa tygodnie temu zaginęła Nicola, przewodnicząca młodzieżowej rady miasta. Była ładną blondynką o niebieskich oczach i zawsze z uśmiechem na twarzy. Niczego się nie bała, miała otwarte bramy do Cambridge. Lubiłem ją. Nigdy się nie wywyższała, zawsze chętnie pomogła. Była starsza ode mnie jedynie rok i mieszkała kilka domów dalej, więc miałem z nią dobry kontakt.

Dopóki nie zaginęła.

Nie wierzyłem, że mogłaby uciec. To nie było w jej stylu, miała zresztą bardzo dobry kontakt z rodziną. Coś musiało się stać.

Kwiat Dzikiej Róży||Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz