32.

560 44 73
                                    

Nadal nikt nie zgadł XD

Odpowiedź podam przy ostatnim rozdziale ;)

xXxXx

Harry.

Obudziłem się w szpitalu. Louis siedział obok na krzesełku i trzymał moją dłoń. Poruszyłem niepewnie palcami, bo nie byłem pewien, czy wampir zorientował się, że się obudziłem.

-Harry, jak się czujesz?- spytał nagle. Wzruszyłem ramionami. Nie czułem się w ogóle- Nie musisz obawiać się więcej Arthura.

-Co masz na myśli?

-Zaraz przyjdą do ciebie Liam z Zaynem i Nick. Ja w tym czasie zajmę się Kenzem.

-Czekaj, Louis, o czym ty mówisz?

-Liam i Zayn się pogodzili, a Nick bardzo chce cię zobaczyć.

-Nie o to mi chodzi. Nie idziesz do Arthura, nie zgadzam się! On jest niebezpieczny, może ci coś zrobić!

-Nie martw się o mnie kochanie. Dam sobie radę. Poza tym, Stan będzie ze mną.

-Stan? Człowiek ci kurwa bardzo pomoże- prychnąłem.

-Stan jest wampirem.

Spojrzałem na niego z niedowierzaniem. Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć, nawet nie wiedziałem, co mam kurwa mać myśleć! On.. On...

-A ty będziesz nim niedługo.

-Jasne- prychnąłem.

-Jeśli to jest to, czego chcesz, to kurwa to dostaniesz. Tylko pamiętaj o konsekwencjach.

-Jeśli tak bardzo nie chcesz, żebym był wampirem, to po co to robisz? Po co mnie przemienisz?

-Bo nie wybaczę sobie, jeśli kiedykolwiek stanie ci się krzywda- mruknął. Potem wyszedł z sali, a piętnaście minut później pojawił się ciężarny Zayn oraz Liam i Nick.

Jednak nie miałem ochoty na odwiedziny. Myślami byłem daleko. Martwiłem się o Louisa i myślałem o tym, co mi powiedział. Niedługo mnie przemieni, a przynajmniej tak mówił. Stan był wampirem i to było coś nowego, ale przynajmniej większość nabierała sensu. Ich tajemnicze zniknięcia, ten cały wyjazd i to, że Lucas był na każdym spotkaniu, na którym ja nie mogłem.

-Nic mu się nie stanie, Harry- szepnął Liam- jest najsilniejszy z nas wszystkich, a do pomocy ma Jamesa i Stana, który jest nowonarodzonym. Będzie dobrze młody.

-Nie będzie- odezwałem się cicho- Już nic nie będzie w porządku.

^^

Następnego dnia wróciłem do domu. Znaczy do domu Louisa. Co najśmieszniejsze, nie widziałem go od naszej rozmowy w szpitalu. Nie przyszedł więcej, a moich telefonów nie odbierał. Jak się wkrótce okazało, w domu też go nie było. Ze szpitala odebrał mnie Nick. Tylko on właściwie się pojawiał, bo tamta reszta nagle się rozpłynęła w powietrzu. Grimshaw nic nie chciał mi powiedzieć, Ed i Lucas również milczeli. I obaj byli smutni. Do Zayna i Liama, podobnie jak do Louisa, nie mogłem się dodzwonić. Liczyłem, że wszystko się wyjaśni, gdy przyjdę, ale żadnego z nich nie było. Próbowałem zadzwonić też do Jamesa, ale i tutaj była cisza. Nie miałem pojęcia, co się stało, ale zaczynałem się obawiać o życie mojego ukochanego.

Minęły dwa dni, ale oni wciąż się nie pojawili.



Wrócili po tygodniu. Widziałem ich cierpienie, ale nie rozumiałem, z jakiego powodu. Minęło trochę czasu, zanim połączyłem fakty i zrozumiałem, że jednego brakuje. Kiedy już do mnie dotarło, że James nie wróci, zrobiło mi się żal Louisa. Wiedziałem, jak był z nim zżyty, więc domyślałem się też, jak bardzo boli go śmierć przyjaciela. Nie wiedziałem, co mogę mu powiedzieć, co mogę zrobić, żeby przestał się zadręczać i spróbował ze mną rozmawiać. Jedynie wiedziałem, że muszę być dla Louisa, że po prostu nie mogę na niego naciskać. Ale to tak cholernie bolało, kiedy patrzyło się na cierpienie ukochanej osoby.

Nienawidziłem tego uczucia bezradności, tej bezczynności. Chciałbym mu pomóc, ale nie mam pojęcia jak. Nie wiem, czy można mu pomóc. Wiem, że kiedyś to minie, śmierć to zawsze trudny temat. Ale obawiałem się, że Lou coś się stanie. Przestał być ostrożny. Dbał o mnie, ale nie o siebie. Nie potrafiłem sobie wyobrazić, co on musiał teraz czuć.

^^

Wszedłem cicho do sypialni, gdzie na łóżku leżał Louis. Patrzył się bez żadnego celu w sufit i nie reagował na żadne dźwięki. Powoli do niego podszedłem, kładąc się obok. Jego oczy wciąż miały fiołkowy odcień, a minęło już trochę czasu. Zrobił mi świetną imprezę urodzinową, dał piękny wisiorek, zagwarantował dobrą zabawę. Ale wciąż jego humor się nie poprawił, pomimo upływu prawie dwóch miesięcy. Nie chodziło nawet o to, że mnie olewał, nie uprawiał seksu, nie całował czy nawet nie spędzał czasu; on z nikim tego nie robił. Zamknął się w sobie i to było takie bolesne.

-Lou- szepnąłem- Kochanie- złapałem jego dłoń. Zero reakcji- Porozmawiaj ze mną- mój głos nieco się załamał- Wiem, że za nim tęsknisz, rozumiem to. Ale ja tęsknię za tobą. Proszę, niech wróci dawny Louis. Mój Louis.

Szatyn zamknął na chwilę oczy, a ja po raz pierwszy widziałem, jak Lou płacze. Moje serce zacisnęło się boleśnie. Położyłem mu dłoń na policzku i delikatnie musnąłem usta.

-Pamiętaj, że ja tu jestem, Louis- szepnąłem- Kocham cię.

-Też cię kocham, skarbie- powiedział- Ale problem polega na tym, że...- Westchnął cicho- Widzisz, Harry- szepnął, kładąc chłodną dłoń na moim policzku. Spiąłem się. Gdy tak robił, to nigdy nie wróżyło nic dobrego- To co nas łączy, tak naprawdę nas dzieli.

-Do czego zmierzasz?- spojrzał na mnie ze smutnym uśmiechem. Wziąłem głębszy wdech. Zawsze się bałem, czego on chce. Zawsze się bałem, że już mu się znudziłem i chce to wszystko skończyć. Czy byłem zabawką w rękach wampirach? Nie, on taki nie był. Miał teraz trudniejszy okres, ale wcale nie wykorzystywał mnie. Kocha mnie- Louis, nawet nie zaczynaj tego tematu- przewróciłem oczami- Już ostatnio ustaliliśmy, że jestem gotowy na przemianę i nie obchodzą mnie konsekwencje. Jeśli nie chcesz mnie przemienić, pójdę do twojego brata.

-A tylko spróbuj- warknął, zaciskając dłoń na moich lokach. W mgnieniu oka znalazł się nade mną. Uśmiechnąłem się lekko. Mogliśmy się nawet pieprzyć, jeśli to chociaż na chwilę sprawi, że Lou zapomni o Jamesie.

-Ja tylko jestem ubezpieczony, kochanie- zaśmiałem się cicho. Louis zmrużył oczy, a ja podniosłem się na łokciach, łącząc nasze usta w czułym pocałunku. Zacząłem pozbywać się jego ubrań, a Louis nie był mi dłużny. Po chwili obaj leżeliśmy nadzy i spragnieni siebie.

I może mogłem mieć delikatny seks, ale nie chciałem.

Bo kochałem to uczucia bycia niszczonym przez Louisa.

^^^

Czas płynął szybko. Moje życie całkowicie się zmieniło, wciąż byłem z Louisem. Kochałem go, kochałem w nim wszystko. Zawsze czułem się przy nim bezpiecznie. Chronił mnie, kochał. Był. Wiedziałem jednak, że to co piękne, nie trwa wiecznie. Podniosłem głowę, patrząc na mężczyznę.

Spojrzałem w niebieskie tęczówki wampira po raz ostatni. Uśmiechnąłem się smutno, w moich oczach błyszczały łzy. Louis stał i przygryzał wargę, patrząc na mnie.

-Zrób to.

Zamknąłem oczy, a dłoń w której trzymałem kołek z białego dębu, wysunęła się do przodu, przebijając jego pierś.

xXxXx


Kwiat Dzikiej Róży||Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz