33.

584 47 85
                                    

Nie mam epilogu, ale poza tym został tylko jeden rozdział, który wrzucę jak wrócę rano z pracy. Niemniej jednak, będę miała dla was jeszcze DWIE informacje (które wrzucę wieczorem zanim pójdę do pracy xD),  więc cierpliwości i nie usuwajcie tego od razu z biblioteki, dobrze? 

I proszę też o chociaż trochę wyrozumiałości, ponieważ to ff od początku było tak zaplanowane (no może od kiedy przeczytałam zakończenie pewnego Ziama -_- ) i nie wszystko to co napiszę jest dobre, ale czasami nie ma dobrych decyzji:)

Uszanujcie trochę moje zdrowie, bo nie jest z nim lekko (hello hospital!) i postarajcie się mnie nie wkopać do grobu komentarzami.

Nie przedłużam, x

xXxXx

Louis osunął się na ziemię, z kawałkiem drewna w sercu. Zakryłem usta dłonią, a z moich oczu popłynęły łzy. Z gardła wyrwał się głośny krzyk, kiedy upadałem na kolana i zanosiłem się płaczem. Ciało trzęsło się od spazmatycznych oddechów, których mi zaczynało brakować.

Zrobiłem to.

Zabiłem go.

Zabiłem Louisa. Mojego Louisa.

Musiałem.

Trzy miesiące później, maj.

Liam.

-TY JEBANY CHUJU! NIENAWIDZĘ CIĘ, SŁYSZYSZ?! NIENAWIDZĘ! NIE BĘDZIE ŻADNEGO ŚLUBU, MAM DOSYĆ, TO KONIEC, KURWA MAĆ! WYPIERDALAJ Z MOJEGO ŻYCIA PIERDOLONA PIJAWKO!

Wziąłem głęboki wdech. Zayn przeklinał mnie od rana, dokładnie od momentu, kiedy zaczęły się pierwsze skurcze. Cóż, też nie byłbym zadowolony, gdybym miał rodzić. Niby miał mieć cesarskie cięcie, ale sprawy się nieco pokomplikowały i cóż... Jesteśmy tutaj.

Wczoraj wieczorem nasze maleństwo zaczęło dawać o sobie znać. Kopało mocniej i częściej niż zwykle, ale nie uznaliśmy to za coś niepokojącego. Właściwie termin porodu miał być dopiero za półtorej tygodnia, braliśmy to sobie na dystans.

Nie spodziewaliśmy się, że rano Zayn dostanie pierwszego skurczu ani tego, że dwie godziny później odejdą mu wody i będzie zmuszony do naturalnego porodu. Co z tego, że był facetem. Ale nadal był istotą nadprzyrodzoną, więc nie byłem zaskoczony. No, może troszkę. Ale wiedziałem, że muszę mu teraz po prostu pomóc, tylko że... nie wiedziałem jak.

Byłem lekarzem od wielu lat, ale mimo wszystko nie wiedziałem jak odebrać ciążę samca. No kurwa, takie rzeczy zdarzały się tylko w filmach.

Na całe szczęście, jeszcze trochę myślałem. Zadzwoniłem do mojego przyjaciela ze studiów, by pomógł nam przy porodzie. Przez telefon poinstruował mnie, co powinienem zrobić, a ja swoim wampirzym tempem to robiłem. Zabrałem Zayna do chatki, w której wilki miały swoją siedzibę. Od razu się wszyscy wynieśli, a Malik miał ciszę i spokój.

-Kochanie już niedługo przyjedzie Hugo, on pomoże, okej?

-PEWNIE KURWA, SPROWADŹ TU CHUJA, KTÓREGO RUCHAŁEŚ, JESZCZE KURWA PO ARTHURA ZADZWOŃ. TAK BARDZO CIĘ NIENAWIDZĘ, POTWORZE- przewróciłem oczami. Zayn podczas ciąży był nieznośny. Ale podczas porodu był nie do wytrzymania. Ja pierdolę!

Hugo przyjechał niedługo później, pomagając z odebraniem porodu. Właściwie, to ja pomagałem jemu, ale to nie ma znaczenia. Widząc jak Zayn cierpi, naprawdę zastanawiałem się, jak kobiety to wytrzymują. Może je to mniej boli czy coś. Ogólnie, Malik był wyczerpany. Poród zdecydowanie go bardzo zmęczył, a sam fakt, że musiał rodzić naturalnie był po prostu dobijający.

Kwiat Dzikiej Róży||Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz