info pod rozdziałem
buzi, x
xXxXxXxXx
-Dobra, Alex. Gadaj teraz jakim cudem żyjesz.
-Właściwie to Nathan.
-Jeden chuj- parsknąłem na słowa brata. W sumie miał rację. Alex ściągnął brwi, ale westchnął cicho. Usiadł na marmurowej posadzce, tuż pod fontanną.
-Więc, Louis mnie przebił jakieś dwieście dziewięćdziesiąt lat temu. I rzeczywiście, powinienem umrzeć. Ale pojawił się ktoś, kto mnie uratował. I tym ktosiem był niejaki Alexander Pierce.
-Łowca? Dlaczego łowca miałby cię uratować?
-Ponieważ wisiał mi ogromną przysługę. Życie za życie, jak to mówią- zaśmiał się ponuro- Zabrał mnie do uzdrowiciela, podali mi odpowiednią grupę krwi no i oto jestem. Szukałem was latami, żeby was przeprosić za to, jak się zachowałem. Ale jakieś dwadzieścia lat temu powód uległ nieco zmianie. Chciałem się z wami skontaktować, żeby was ostrzec. Jest ktoś, kto miesza w waszym życiu. I będzie tylko gorzej.
-Co masz na myśli?
-Wszystkie rzeczy, które ostatnio się wydarzyły, nie były przypadkowe. A będzie tego więcej. Musiałem zdążyć wam to powiedzieć.
-Zdążyć?
-Ta osoba, przed którą próbuję was ostrzec, wie o tym. I już od jakiegoś czasu uciekam. Nie przyznawajcie się, że wiecie. Żyjcie dalej.
Rozpłynął się w powietrzu, a ja spojrzałem na swojego brata. Rozumiał z tego tyle, co ja. Czyli prawie nic.
Skierowaliśmy się do zamku dziadka, by pojąć więcej rzeczy.
Jak na przykład informację, ile lat żyją łowcy i jak mamy przejebane.
A zapowiadało się, że bardzo.
Odrzuciłem połączenie przychodzące od Harry'ego.
^^
Stałem przed gablotą, w której było dosyć sporo zdjęć. Na większości znajdywała się nasza rodzina, ale widziałem też osoby, których nie znałem.
I to niekoniecznie były wampiry.
Z lewej zobaczyłem czarno-białą odbitkę, na której było dwoje ludzi. Tina i Alexander Pierce, 1112r. Głosił dopisek na spodzie fotografii. Patrzyłem na nią i nie mogłem tego pojąć. Oni byli śmiertelnikami. Jakim cudem ten mężczyzna wciąż żył? Musiał mieć dobrze ponad dziewięćset lat! Mój dziadek był mniej więcej w tym wieku, ale on był wampirem, a ten cały Alexander.. Niekoniecznie.
-Alexander ma dziewięćset trzydzieści dziewięć lat, Louis. I póki nikt go nie zabije, może żyć. Tylko jest słabszy z wiekiem. Chorowity, jak człowiek.
-Ale to nie ma sensu, dziadku- ściągnąłem brwi.
-Wiem. Ale mało która rzecz związana z nami, ma sensu. Czym się martwisz? Tym chłopakiem?-powoli skinąłem głową- Musisz go naprawdę kochać.
-Tak myślałem. I myślałem, że on też mnie kocha, że..- przygryzłem wargę. To wciąż gdzieś w środku bolało.
-Porozmawiaj z nim na spokojnie, Lou.
-Boo, musimy ruszać- rzucił Liam, wchodząc do pomieszczenia. Minę miał raczej niezadowoloną.
-Co się stało?
CZYTASZ
Kwiat Dzikiej Róży||Larry ff
Fanfiction„Przełknąłem ślinę, cofając się. Wystraszyłem się go. -Słusznie, skarbie- prychnął, zbliżając się do mnie. Robił to powoli,jakby polował. Kiedy poczułem za plecami biurko, spiąłem się.Dotknął rany na mojej szyi, a następnie zlizał krew z swoich palc...