20.3

617 60 59
                                    

info pod rozdziałem

buzi, x

xXxXxXxXx


-Dobra, Alex. Gadaj teraz jakim cudem żyjesz.

-Właściwie to Nathan.

-Jeden chuj- parsknąłem na słowa brata. W sumie miał rację. Alex ściągnął brwi, ale westchnął cicho. Usiadł na marmurowej posadzce, tuż pod fontanną.

-Więc, Louis mnie przebił jakieś dwieście dziewięćdziesiąt lat temu. I rzeczywiście, powinienem umrzeć. Ale pojawił się ktoś, kto mnie uratował. I tym ktosiem był niejaki Alexander Pierce.

-Łowca? Dlaczego łowca miałby cię uratować?

-Ponieważ wisiał mi ogromną przysługę. Życie za życie, jak to mówią- zaśmiał się ponuro- Zabrał mnie do uzdrowiciela, podali mi odpowiednią grupę krwi no i oto jestem. Szukałem was latami, żeby was przeprosić za to, jak się zachowałem. Ale jakieś dwadzieścia lat temu powód uległ nieco zmianie. Chciałem się z wami skontaktować, żeby was ostrzec. Jest ktoś, kto miesza w waszym życiu. I będzie tylko gorzej.

-Co masz na myśli?

-Wszystkie rzeczy, które ostatnio się wydarzyły, nie były przypadkowe. A będzie tego więcej. Musiałem zdążyć wam to powiedzieć.

-Zdążyć?

-Ta osoba, przed którą próbuję was ostrzec, wie o tym. I już od jakiegoś czasu uciekam. Nie przyznawajcie się, że wiecie. Żyjcie dalej.

Rozpłynął się w powietrzu, a ja spojrzałem na swojego brata. Rozumiał z tego tyle, co ja. Czyli prawie nic.

Skierowaliśmy się do zamku dziadka, by pojąć więcej rzeczy.

Jak na przykład informację, ile lat żyją łowcy i jak mamy przejebane.

A zapowiadało się, że bardzo.



Odrzuciłem połączenie przychodzące od Harry'ego.

^^

Stałem przed gablotą, w której było dosyć sporo zdjęć. Na większości znajdywała się nasza rodzina, ale widziałem też osoby, których nie znałem.

I to niekoniecznie były wampiry.

Z lewej zobaczyłem czarno-białą odbitkę, na której było dwoje ludzi. Tina i Alexander Pierce, 1112r. Głosił dopisek na spodzie fotografii. Patrzyłem na nią i nie mogłem tego pojąć. Oni byli śmiertelnikami. Jakim cudem ten mężczyzna wciąż żył? Musiał mieć dobrze ponad dziewięćset lat! Mój dziadek był mniej więcej w tym wieku, ale on był wampirem, a ten cały Alexander.. Niekoniecznie.

-Alexander ma dziewięćset trzydzieści dziewięć lat, Louis. I póki nikt go nie zabije, może żyć. Tylko jest słabszy z wiekiem. Chorowity, jak człowiek.

-Ale to nie ma sensu, dziadku- ściągnąłem brwi.

-Wiem. Ale mało która rzecz związana z nami, ma sensu. Czym się martwisz? Tym chłopakiem?-powoli skinąłem głową- Musisz go naprawdę kochać.

-Tak myślałem. I myślałem, że on też mnie kocha, że..- przygryzłem wargę. To wciąż gdzieś w środku bolało.

-Porozmawiaj z nim na spokojnie, Lou.

-Boo, musimy ruszać- rzucił Liam, wchodząc do pomieszczenia. Minę miał raczej niezadowoloną.

-Co się stało?

Kwiat Dzikiej Róży||Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz