Niepewnie zatrzymałem się przed szafą. Po zdarzeniu z sobotniej nocy, czułem się dziwnie. Louis zdaje się wyjechał z bratem na weekend, a przynajmniej nie przyszedł do mnie. Nie kiedy nie spałem. Teraz był poniedziałek, a ja stałem w pokoju w samych dżinsowych spodniach i zastanawiałem się, co mogę ubrać, żeby nikt nie zobaczył mojej szyi. Postawiłem w końcu na granatowy sweter, którego kołnierz sięgał na tyle wysoko, żeby zasłonić ślady po ugryzieniu. Wciąż nie byłem przekonany, czy to nie jest wytwór mojej wyobraźni, ale lustro za każdym razem upewniało mnie, że te dwa małe punkciki tam były.
Zabrałem szkolną torbę i zszedłem na dół. Gemma była już w pracy, ale zostawiła mi na stole kanapki do szkoły. Uśmiechnąłem się, zabierając śniadanie i poszedłem ubrać buty i kurtkę. Po paru minutach byłem gotowy, więc wyszedłem z mieszkania. Na szczęście nie padało, więc wybrałem spacer. Zakluczyłem mieszkanie i ruszyłem do szkoły, ale cały czas czułem się obserwowany.
Kiedy dotarłem pod mury szkoły, zauważyłem Louisa rozmawiającego o czymś ze Stanem. Obaj mieli poważne miny i wyglądało to na dosyć ważną rozmowę. W pewnym momencie Louis popchnął Lucasa na ścianę, a ja zatrzymałem się zaskoczony. Widziałem jak Lou szarpie chłopakiem, a po chwili jak się nad nim nachyla. Przez moment myślałem, że chce go ugryźć, potem, że pocałować, ale on nagle odsunął się i odszedł, jakby nic się nie stało. Zatrzymał się parę metrów dalej, patrząc na mnie. Przełknąłem ciężko ślinę, podchodząc niepewnie.
-Cześć- wyszeptałem.
-Boisz się mnie- zauważył. Kiedy na niego spojrzałem, dostrzegłem delikatny odcień fioletu w jego oczach.
-Nieprawda- skłamałem. Po chwili zorientowałem się, że on może czytać moje myśli. Westchnąłem- Trochę. Ale to jest po prostu szok. Musisz mi dać czas, żebym się przyzwyczaił.
Skinął głową. Ruszyliśmy do szkoły.
-Dalej masz zamiar wyjechać?- spojrzałem na niego. Miałem nadzieję, że teraz, kiedy się już nie ukrywa, to będzie w porządku między nami i zostanie.
-Nie wiem- odpowiedział po dłuższej chwili. Skinąłem głową, nieco zawiedziony. Szedłem dalej, prosto pod salę z biologii. Wciąż było wcześnie i ludzie jeszcze nie przyszli, więc na korytarzu byliśmy sami. Usiadłem pod klasą, przygryzając wargę- Harry- usłyszałem ostry ton i od razu wypuściłem wargę spomiędzy moich zębów.
-Przepraszam- mruknąłem. Nie wiedziałem nawet dlaczego tak bardzo mu to przeszkadza.
-Bo jest to cholernie podniecające i ciężko mi się powstrzymać, żeby się na ciebie nie rzucić, dzieciaku.
-Po pierwsze, przestań mnie nazywać dzieckiem- przewróciłem oczami. Louis nagle znalazł się przy mnie, a ja przełknąłem ciężko ślinę.
-A po drugie?
-Nikt ci nie każe się powstrzymywać- mruknąłem cicho, patrząc w jego czerwono-czarne tęczówki. Uśmiechnął się lekko, a ja dostrzegłem jego kły. Jakim cudem wcześniej ich nie zauważyłem?
-Bo je chowam na co dzień.
-A dlaczego teraz je wysuwasz?
-Żeby cię wystraszyć.
-Nie udało ci się- mruknąłem, łapiąc jego szyję i wpijając się w jego usta. Był zaskoczony, ale po paru sekundach czułem, jak oddaje pocałunek. Nasze usta leniwie ocierały się o siebie, a ja czułem, jak moje spodnie z sekundy na sekundę robiły się ciaśniejsze. Odsunął się ode mnie z cichym mlaśnięciem.
CZYTASZ
Kwiat Dzikiej Róży||Larry ff
Fanfiction„Przełknąłem ślinę, cofając się. Wystraszyłem się go. -Słusznie, skarbie- prychnął, zbliżając się do mnie. Robił to powoli,jakby polował. Kiedy poczułem za plecami biurko, spiąłem się.Dotknął rany na mojej szyi, a następnie zlizał krew z swoich palc...