4.

949 65 138
                                    

Czy rozdział wyświetla się prawidłowo? Nie połączyło wyrazów, nie zjadło kropek i przecinków? Dajcie znać, bo korekty po skopiowaniu z pliku są straszne x.x

enjoy, x

xxxxxxx

Obudziłem się przed trzecią, czując pulsujący ból głowy. Miałem sucho w gardle i wiedziałem, że mam kaca, mimo że alkohol jeszcze nie wyparował całkiem. Za oknem było już ciemno, a w domku można było słyszeć chrapanie moich znajomych. Miałem na sobie czyjąś bluzę i mogłem stwierdzić od razu, że należała do Lou. Wstałem i cicho, żeby nikogo nie obudzić, wyszedłem ze domku, w poszukiwaniach Lou. Siedział przy zgaszonym ognisku i palił. I wyglądał z tym cholernie seksownie.

-Co tu robisz? Powinieneś spać- usłyszałem, gdy byłem niecały metr od niego.

-Ty też- burknąłem siadając obok niego i ciaśniej owijając jego bluzą. Śmieszne, był mniejszy ode mnie, a ta bluza była nawet na mnie za duża.

Uśmiechnął się lekko.

-Zwijajmy się stąd- rzuciłem, obserwując jak rzuca niedopałek i przydeptuje.

-Okej- westchnął- Okej. Chodź, odprowadzę cię.

Nie miałem siły protestować. Nadal nie byłem trzeźwy i poruszałem się chwiejnym krokiem. Louis widząc to, wziął mnie na ręce.

-Trzymaj się mocno i..- przygryzł wargę- zamknij oczy, proszę.

Spełniłem jego prośbę. Poczułem chłodne powietrze, smagające moją twarz. Po chwili czułem jak mnie odstawia i zrozumiałem, że jesteśmy pod moim domem.

-Jak?- spytałem, rozglądając się szeroko otwartymi oczami. Złapał moją brodę w dwa palce i nakierował mój wzrok w swoje oczy.

-Odprowadziłem cię, ponieważ byłeś zmęczony. Nie pamiętasz drogi powrotnej z powodu dużej ilości alkoholu.

-Nie pamiętam drogi powrotnej..-mruknąłem. Louis odsunął się, a ja potrząsnąłem głową- Już jesteśmy?- ściągnąłem brwi- myślałem, że to dalej. Dzięki za odprowadzenie- westchnąłem i zacząłem ściągać jego bluzę.

-Zostaw ją. Dobrze w niej wyglądasz. Do zobaczenia w poniedziałek, Harry.

-Do zobaczenia- odwróciłem się w kierunku domu. Chciałem jeszcze powiedzieć coś Louisowi, ale jego już nie było. Westchnąłem. Nigdy nie nauczę się tego jego znikania.

^^

Poniedziałek nastał strasznie szybko. Impreza z klasą udała się, co mogę stwierdzić po tym, że urwał mi się film. Niestety, dokładnie wiedziałem, w którym momencie. Pamiętałem, jak Louis całował szyję Stana, pamiętałem, jak siadałem na jego kolanach, błagając by mnie pieprzył. A potem zasnąłem. Nie pamiętałem za to, jak dostałem się do domu. Wiem, że rozmawiałem z Louisem przy ognisku i że potem ruszyliśmy, ale nie pamiętałem jak długo szliśmy, ani nawet którą drogą. Wiem tylko, że mnie odprowadził, bo byłem bardzo zmęczony.

Wstałem i przejrzałem się w lustrze. Spałem w samych bokserkach, więc teraz mogłem obejrzeć swoje ciało. Na brzuchu miałem ogromnego motyla, a na piersiach dwie jaskółki. Westchnąłem, łapiąc palcami fałdkę na brzuchu.

-Muszę wziąć się za siebie- westchnąłem podirytowany.

Wziąłem szybki prysznic, a następnie zastanawiałem się, co mogę ubrać. Postawiłem na czarne, ciasne spodnie i biały sweter. Loki pozostawiłem luźno opadające na ramiona. Wziąłem kurtkę z krzesła, ubrałem swoje ulubione sztyblety i ruszyłem do szkoły. Był poniedziałek, zaczynałem biologią. Po lekcjach odbywał się kurs gotowania, którego nie mogłem się wręcz doczekać. Byłem niesamowicie podekscytowany.

Kwiat Dzikiej Róży||Larry ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz