15

424 9 0
                                    

No i znowu ta pieprzona szkoła...
Ubrałam sie w bluzę z kapturem i czarne spodnie z wieloma dziurami. Do tego czarne trampki.

- o hej - przywitała mnie Marry wchodząc do mojego pokoju.

-hej- szepnełam i usiadłam na łóżku.

-mieliśmy ci coś powiedzieć, ale ta cała delegacja i kursy nam przeszkodziły. Więc sama ci powiem. Tylko proszę cię nie denerwuj się i wysłuchaj mnie do końca.

-no słucham- pospieszyłam ją.

-jestem w ciąży- powiedziała i uśmiechnęła się szeroko.

-ale..ale przecież ty nie możesz mieć dzieci- wrzasnełam.

-wiem ale udało nam się i bardzo się z tego  cieszę-  uśmiechneła się jeszcze szerzej - zrozum ja myślałam że nigdy nie będę matką a tu stał się cud.

- czyli już mnie nie potrzebujecie tak? - z moich oczu popłyneły łzy.

-nie Blanca...- podeszła do mnie.

-prosze cie nic nie mów myślałam że trafiłam w końcu na normalną rodzinę, a tu wyszło jak zawsze. Miałam się nie przywiązywać, ale nie wyszło rozumiesz!!! Spodobało mi sie tu... i wiesz co w końcu byłam szczęśliwa pierwszy raz od wielu lat. A tu wszystko się zjebało. Już mnie nie potrzebujecie macie swojego bachora a dla mnie nie ma już miejsca.
Tu po raz pierwszy w życiu zakochałam się....- wykrzyczałam wszystko przez łzy i wybiegłam.

Nie miałam pojęcia gdzie iść. Nieświadomie doszłam do szkoły. Zauważyłam Thomasa i Luka stojących przy swoich motorach.

Podbiegłam do chłopaka i rzuciłam się na niego. Dosłownie.

- Blanca - szepnął mi do ucha - co się stało?.- gładził mnie po włosach.

Wybuchłam wielkim płaczem. Nie mogłam wydusić słowa. Wszystko się  skończyło. Myślałam że to dopiero początek, a to już jest koniec.

Przysunął mnie mocniej do siebie i nie puszczał. Czułam jak jego koszulka staje się mokra od moich łez.

-przepraszam - wydusiłam z siebie odsunełam się od niego, ale jego dłonie wciąż leżały na mojej talii.

-cii.. głuptasie- pocałował mnie w czubek głowy.

Usiedliśmy na ławce. Cały czas byłam wtulona w chłopaka.

-wracam do domu dziecka - wybuchłam płaczem.

Thomas:

Co sie dzieje do cholery?. Co ona do mnie mówi. Jak to możliwe nie wierzę w to że Ben i Marry ją oddadzą musze to jakos wyjaśnić.

Nie mogę jej stracić nie pozwolę na to.

Blanca:

Nie miałam siły już płakać. Spojrzałam na Thomasa.

-nie oddam cie rozumiesz - odezwał się chłopak.

-ale już za późno już wszystko stracone - pociągnęłam nosem.

-nie!- krzyknął i wstał. Złapał mnie za rękę.

Wsiedliśmy do samochodu. Jechał szybko ja miałam wszystko gdzieś a mogłam skończyć ze sobą. I nie doszłoby teraz do takiego cierpienia.

Podjechaliśmy pod dom. Byłam w szoku.

-co ty robisz! Po co my tu przyjechaliśmy?! Nie chcę tu być rozumiesz. Oni mają swoje dziecko a ja już nie jestem potrzebna - krzyknełam i zaczełam znowu płakać.

-słuchaj- złapał mnie za ręke- nie oddam cię nigdzie nikomu nie wrócisz tam ja ci to obiecuje.

Ulżyło mi gdy tak powiedział chociaż jemu na mnie zależy.

-nic już się nie da zrobić-  spuściłam głowę i mocnej ścisnełam jego ręke- najgorsze jest to że zaczeło mi się tu podobać. Poznałam ciebie i.... - westchnełam.

-ja cię kocham - wyznał - i zostaniesz tu czy ci się to podoba czy nie.

Wysiedliśmy z samochodu. Stanęliśmy przed drzwiami. Thomas zadzwonił dzwonkiem i czekaliśmy. Złapał mnie za rękę.

Ciekawa jestem co sobie Marry pomyśli gdy nas zobaczy. Przecież powiedziałam jej że się zakochałam a teraz dowie się w kim. Z resztą te zakochanie nie potrwa długo niedługo pewnie będę musiała wrócić do bidula.

-Blanca- Marry przytuliła mnie szczelnie- o Thomas - zdziwiła się, ale potem szczerze się uśmiechnęła gdy zobaczyła nasze splecione ręce. - wejdźcie

Usiedliśmy przy wielkim stole w kuchni. Chłopak cały czas trzymał mnie za rękę. To dodawało mi odwagi.

-chcecie oddać Blance? - zapytał poważnie Tom.

-nigdy nawet przez myśl mi to nie przeszło-odpowiedziała kobieta.

-przecież jesteś w ciąży!  A to dość istotne- warknełam.

- jestem, ale to jest piękne bo teraz będę miała dwójkę wspaniałych dzieci - uśmiechnęła się.

-wiesz co - położyłam recę na stole- kiedyś było tak samo moja nowa rodzinka spodziewała się dziecka i oddali mnie bo mówili że nie jestem im już potrzebna bo będą mieć swoje własne dziecko z ich krwi a nie jakiegoś odmieńca i tu będzie tak samo. Ja nie chce tego przechodzić po raz kolejny ja nie wytrzymam tego psychicznie to dla mnie zbyt wiele- wstałam od stołu

-Blanca ! - krzykneła Marry - poczekaj.

Thomas stanął obok mnie i złapał mnie za rękę dodawało mi to otuchy. Byłam mu za to wdzięczna.

-daje ci swoje słowo że cie nie oddamy. Będziemy cię kochać bez względu na wszystko. Wiem że moje słowo nic tu nie zdziała. Ale kocham cie jak własne dziecko rozumiesz - podeszła do mnie - widze że spodobało ci sie tu - spojrzała na chłopaka stojącego obok mnie.

- i to bardzo - przyznałam i spojrzałam na uśmiechniętego chłopaka.

-daj nam ostatnią szansę sama się przekonasz że to dziecko nie zgorszy a jedynie uszcześliwi naszą rodzine.

-dobra- zgodziłam sie. Chce tu być bo jest ze mną Thomas i go nie zostawię.

Przytuliła mnie mocno do siebie.

-a teraz zmykajcie na lekcje - wyszliśmy na dwór, a ja zaciagnełam się świeżym powietrzem i wypuściłam je

Chłopak wbił się w moje usta bez ostrzeżenia.  Na początku byłam zdziwiona, ale po krótkiej chwili oddałam pocałunek. Czułam jak się uśmiechnął triumfalnie.
Położyłam ręce na jego torsie, a on swoje skierował na moje policzki.

-kocham cie rozumiesz - powiedział i ponownie złączył nasze usta dałam mu dostęp do środka.  Nasze języki walczyły. Gdy straciliśmy dech odsuneliśmy sie od siebie

- ja też cie kocham - przytułam się do niego.

Gdyby nie ta cała sytuacja nie wiem czy bym to kiedykolwiek wyznała.

Boję się tylko tego że nie będę potrafiła okazać mu tej miłości jaką do niego czuje.

I am nobodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz