16

420 10 0
                                    

Weszliśmy do szkoły trwała już przerwa obiadowa. Cholera przezemnie tylko narobi sobie problemów. W szkole.

Weszliśmy do stołówki jak zwykle był multum ludzi.

Jedna reką chwycił mnie w tali i poszliśmy do stolika przy którym siedział Luk i kilku innych gości.

-no no czy coś mnie omineło gołąbeczki? - podejrzliwym okiem spojrzał na nas Luk.

- a żebyś wiedział - zaśmiał się Thomas i usiedliśmy przy stoliku.

-zabrałaś mi przyjaciela - pokręcił głową niezadowolony Luk

-sorki jakoś tak wyszło - powiedziałam słodko żeby mi wybaczył. Tom szybko cmoknął mnie w policzek.

ZJEDLIŚMY obiad tak ja też jadłam wiem.. szok. Poszłam na lekcję pech chciał że była to matematyka. Ale pocieszał mnie fakt, że była geometria z której szło mi dobrze.

Usiadłam sama w jedynej wolnej ławce.  Wyjełam potrzebne przybory.

Do sali wbiegła zdyszana dziewczyna. Po jej oczach widać było że płakała.

-przepraszam za spóźnienie-  powiedziała ze skruchą.

-dobrze Vanessa, ale żeby mi to było ostatni raz - pogroziła nauczycielka.

Rozejrzała sie po sali w poszukiwaniu miejsca. Jedynym wolnym miejscem było to obok mnie.

Usiadła pospiesznie na nim i wyjeła książki.

-mamy zrobić zadanie 5,6,7  strony 32 -poinformowałam ją.

-dzieki - powiedziała speszona.

Widziałam że jej z tym nie idzie. Po cichu wytłumaczyłam jej o co chodzi. Widziałam że była bardzo nieśmiała. Ale szczerze mogłam stwierdzić że była spoko.

- a tak wogóle jestem Blanca - wyciągnęłam rękę na co dziewczyna niepewnie chwyciła moją

-ja mam na imię Vanessa - zaczerwieniła się. Co próbowała ukryć.

Zadzwonił dzwonek.

-pójdziesz ze mną po książki? - zapytałam. Chciałam się z nią zaprzyjaźnić.  Potrzebowałam kogoś kto mnie wysłucha. Wiem że mam Thomasa, ale on jest facetem no wiecie o co mi chodzi .....

Nigdy nie miałam przyjaciółki w domu dziecka zawsze byłam sama.  Z nikim nie chciałam się bawić ani rozmawiać.

Przytakneła głową.

Poszłyśmy do szafek. Podbiegli do nas chłopacy

-tęskniłaś? - zapytał rozweselony Thomas.

-nawet nie zdążyłam-  parsknełam.- no właśnie-  walnełam sie w czoło.- Thomas to jest Vanessa, Vanessa to jest Thomas- przedstawiłam ich sobie. Przybili sobie szybkiego żółwika.

Usłyszałam chrząknięcie Luka

-Van to jest Luk - ich żółwik trwał nieco dłużej.  Zauważyłam dwa rumieńce na policzach dziewczyny. Luk nie mógł oderwać od niej wzroku.

-Thomas zapomniałam że mam coś dla ciebie - złapałam go za rękę. Zostawiając Luka i Vann sam na sam.

Wbiegłam za róg, aby móc ich obserwować

-co masz dla mnie? -chłopak złapał mnie w tali.

-nic - wzruszyłam ramionami. Widziałam poważną minę chłopaka.- oj jaki ty jesteś tępy nie widzisz jak oni na siebie patrzą - wskazałam na rozmawiającą parę.

-nie - pokręcił głową

- na prawdę faceci są nie kumaci- chłopak nadal stał z poważną miną - no dobra już masz - machnełam ręką

Złączyłam nasze usta. Chłopak przyparł mnie do ściany. Słyszałam jak jęknął gdy zaczełam drapać go po głowie. Odskoczyłam od niego

-starczy ci już-  uśmiechnełam siw sarkastycznie - żebyś się nie przyzwyczaił.

-jesteś okrutna .

-wiem- zachichotałam- chodźmy bo jeszcze skończą im się tematy.

-ej mam pomysł- odezwał się Thomas.

-no ciekawe co wymiśliłeś - Luk był zadziwiająco promieniujący.

-zabieram was wszystkich na kemping w lesie co wy na to? - przetarł ręce.

-super jestem za - wykrzyczałam, nigdy nie byłam na kempingu w lesie, a jak już zmieniam swoje życie to na całego.

-ja nie wiem chyba nie powinnam - speszyła się Vanessa i spusciła wzrok na podłogę.

-dlaczego tak mówisz ? - zdziwiłam sie. Moim planem było żeby połączyć tą dwójkę.

-sprawy rodzinne - chrząkneła.

-hmm...- powiedziałam na głos - mam pomysł, daj mi swój numer telefonu.

Zrobiła to o co ją poprosiłam po czym odeszła.

Całe szczęście w końcu weekend.

-wyjazd jutro więc radze się spakować- powiedział Thomas otwierając mi drzwi od samochodu.

-jutro?!!- krzyknełam trochę za głośno.

-kobieto ja przez ciebie ogłuchnę- parsknął śmiechem. - wyjeżdżamy na cały dzień i całą noc - podkreślił ostatnie dwa słowa.

-zboczuch - walnełam go w brzuch.

-ej co to ma być za pożegnanie?

-pa - zatrzasnełam za sobą drzwi.

Marry i Bena jeszcze nie było. Pobiegłam do pokoju się pakować. Wyciągnęłam telefon z zamiarem zadzwonienia do Van. Chciałam ją namówić na ten wyjazd. Widziałam jak na siebie patrzyli w szkole.

-helo- usłyszałam głos blondynki.

-no hejka to ja Blanca. Ja dzwonię w sprawie jutrzejszego ogniska. Musisz iść.

-sorki ale wiesz... siostra mi się pochorowała- wyczułam to kłamstwo nawet przez telefon.

-co jak co ale kłamać to ty nie umiesz!  Wymyśl coś nowego

-moi starzy cały czas się kłócą boje się że się rozwiodą - wyrzuciła z siebie.

-jutro sprawimy że o tym wszystkim zapomnisz. Luk na pewno da rade cię pocieszyć.

- szczerze fajny chłopak, ale chyba nie dla mnie- załamał jej się głos.

-cholera co ty do mnie mówisz! Nie wciskaj mi tu kitu widziałam na własne oczy jak się pożeraliście wzrokiem.

-no dobra przed toba nic się nie ukryje- jękneła- ale moje problemy mogłyby go przytłoczyć.

-to sobry chłopak trochę jednak go już znam. A co do wyjazdu nie ma dyskusji. Jedziesz i koniec kropka. Wyślij mi swój adres podjedziemy do ciebie - rozłączyłam się żeby żeby nie wysłuchiwać argumentów dziewczyny.

Długa odprężająca kąpiel i ciepła kołdra zrobiły swoje . Zasnełam w jedną minutę.
Przed tym napisałam sms do Marry czy wogóle mogę jechać.  Zgodziła się bez jakichkolwiek pytań.  Coraz bardziej lubiłam tą rodzinę.



I am nobodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz