25

326 10 0
                                    

Niestety trzeba wrócić do rzeczywistości czyli SZKOŁY.

Ból to pierwsza rzecz jaką poczułam po przebudzeniu. Przez chwilę nie mogłam się wogóle ruszyć każda część mojego ciała krzyczała o pomoc.

Z trudem się ogarnęłam. Zeszłam powoli po schodach

-Blanca jak Ty wyglądasz?!- Ben pobiegł do mnie.

-nie wyspałam się- podniosłam kąciki ust.

-to chociaż zjedz coś- widziałam w jego oczach troskę- zrobiłem tosty.

Zaczęło mnie mdlić na samą myśl o jedzeniu, ale wzięłam tosta żeby nie martwić Bena.

Już gdy weszłam do szkoły zobaczyłam biegnącą Vanesse w moją stronę.

- o matko !- pisneła Van - jaka ty jesteś blada.

- proszę cie chociaż ty mi oszczędź- westchnełam- nic mi nie jest.

Nie uwierzyła w moje słowa, nawet ja w nie, nie wierzyłam. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.

Przez kilka lekcji siedziałam ledwo żywa nie odzywając się do nikogo. Dobrze że nie spotkałam jeszcze Thoamsa wtedy dopiero miałabym wykład o życiu.

Nałożyłam sobie jedzenie na tacę zdecydowałam że powinnam coś zjeść żeby zaraz nie zejść. Chociaż było mi niedobrze na myśl o jedzeniu.

Zauważyłam że przy środkowym stoliku siedzi Thomas z drużyną i Luk z Van. Chłopak mi pomachał, a ja zaczęłam iść w ich stronę.

Po kilku krokach zrobiło mi się ciemno przed oczami. Ustałam na chwilę w miejscu zaczęło mi piszczeć w uszach. Nogi miałam jak z waty nie mogłam się ruszyć. Potem był tylko niemiłosierny ból głowy.

Thomas:

Cały dzień byłem zalatany. W szkole ciągle treningi, a w domu jak w domu.

Była długa przerwa wiec poszedłem na stołówkę żeby coś zjeść i pogadać z Blancą.

Zobaczyłem ją przy wejściu już stąd było widać że jest biała jak ściana. Nagle stanęła na środku sali. Już czułem że coś jest nie tak.
Zauważyłem tylko jak cała taca z jedzeniem z hukiem spada na ziemię a potem ona.

Jak najszybciej podbiegłem do niej zeby jej pomóc. Złapałem ja za głowę na ręku poczułem lepką ciecz. Tworzyła się plama od krwi.

-dzwońcie po karetkę! - zakrzyczałam aż poczułem ból w gardle.

Ręce zaczęły mi się trząść nie mogłem jej teraz stracić nigdy nie mogę jej stracić. Ona jest wszystkim co mam.

- Blanca proszę otwórz oczy - zacząłem gładzić ją po bladym chudym policzku.- nie zostawiaj mnie - szepnąłem.

Wokoło nas stał tłum gapiów.

-co sie Kurwa gapicie! Nie macie nic do roboty- wykrzyczalem tak że część z nich odeszła.

Przytuliłem ją delikatnie i pocałowałem w czoło. Była taka słaba. Każda sekunda trwała wieczność.

Miałem pretensje do siebie że jej nie pilnowałem i nie troszczyłem się.

Gdy ambulans odjeżdżał spod szkoły od razu zadzwoniłem do Bena.

-dzień dobry - głos mi drżał jak nigdy.

-część Thomas co tam ?- przerwał mi.

-Blanca zemdlała i zabrała ją karetka.

Usłyszałem tylko sygnał zakończenia połączenia.

Pewnie od razu jedzie do szpitala ja zrobię to samo.
Z trudem znajduje kluczyki od auta i wsiadam, ale zatrzymuje mnie czyjaś ręka.

-zwariowałeś! Chcesz jechać w takim stanie - Luk wyrwał mi kluczyki- ja prowadzę.

Nie miałem siły dyskutować.

-byle szybko - przesiadłem sie i razem z Van ruszyliśmy.

Cały czas myślałem dlaczego to sie stało i dlaczego akurat ona. Przecież wszystko było dobrze a lekarz powiedział mi że jej stan jest poważny. Nie moge jej stracić bo tak bardzo ją kocham. Jest dla mnie całym światem.

Byłem pierwszy w szpitalu. Wbiegłem na sor Ale nikt nie chciał mi nic powiedzieć. Byłem zły na siebie.
Usiadłem zrezygnowany na krześle.

-Tom co się stało? - wbiegł Ben.

-proszę Pana ona po prostu padła na ziemię mówią że to coś poważnego Ale nie chcą mi nic powiedzieć to wszytko moja wina. Mogłem się o nią bardziej troszczyć- kopnąłem stojący wózek z lekami przez co wszytsko znalazło się na ziemii.

-spokojnie Thomas - złapał mnie za ramie- to silna dziewczyna wyjdzie z tego.

Poszedł do recepcji w nadzieji że się  czegoś dowie o stanie Blanci.

- czy ktoś tu do cholery pracuje?!- usłyszałem krzyk Bena jak widać dla nas wszystkich była to ciężka sytuacja, a zwłaszcza dla mojej kochanej Blanci ciekawe jak ona się teraz czuje.

Potem Ben dowiedział się od lekarza że jej organizm miał wstrząs. Cały stres i nieregularne jedzenie zepsuło ją od środka.

Przecież miałem iść z nią do dietetyka. 

-Kurwa!- wydarłem sie tak że aż mój głos rozszedł się po całym szpitalu.

Uderzyłem pięścią w ścianę wiem to głupie Ale za dużo się działo. Musiałem się jakoś wyżyć.

-Ale proszę sie uspokoić-  wybiegła pielęgniarka-  to jest szpital.

-sory - rzuciłem i usiadłem na najbliższym krześle.

-proszę iść ze mną to trzeba opatrzeć- spojrzała na moją krwawiącą rękę

-nie trzeba-  teraz nie to było ważne, tylko zdrowie Blanci.

-trzeba, proszę za mną- powtórzyła bardziej stanowczo.

Przewróciłem oczami i poszedłem za nią  dla świętego spokoju.

Usiadłem na krześle, a pielęgniarka opatrywała mi rękę.

-niech Pan do niej mówi, to pomaga - poradziła mi.

-nawet nie mogę do niej wejść - spuściłem głowę.

-pomogę panu się do niej dostać-  spojrzała mi w oczy - Ale pod warunkiem że nie będzie Pan już tak rozrabiał.

-obiecuje - chciałem tylko być przy niej i potrzymać ją za rękę.

Gdy kobieta skończyła robić opatrunek. Poszliśmy do sali w której leży Blanca.

-macie maksymialnie 10 minut bo to nie jest pora odwiedzin- uprzedziła.

-dziękuję bardzo mi Pani pomogła- naprawdę byłem wdzięczny. Ona rozumiała jak mi bardzo zależy.

-kochanie to ja Thomas - pocałowałem jej zimną dłoń.

Leżała taka słaba na łóżku z bandażem na głowie. I z tysiącami rurek wokół siebie. Miała sińce pod oczami jej cera była blada aż poszarzała.  Policzki zapadnięte a usta spierzchniete. Ale dla mnie ona jest zawsze piękna.

-przepraszam to moja wina, mieliśmy iść do lekarza, a ja byłem zajęty swoimi sprawami. Żałuję że mnie nie było wtedy gdy mnie potrzebowałaś.
Zrobiłbym wszystko żebyś z tego wyszła. Bo cholernie Cię kocham i chce żebyś była już ze mną na zawsze.

-co Pan tu robi?- weszła jakaś stara lekarka do sali- nie powinien Pan tu teraz być proszę wyjść.

Wstałem i ostatni raz na nią spojrzałem.

-kocham cie - pocałowałem ją w czoło i wyszedłem. To było straszne uczucie bo nic nie mogłem zrobić.

I am nobodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz